• Banner01_5x2_1920x512.png

2022 – Peru – śladami Inków

O Peru myśleliśmy już na początku w 2019 roku – niestety wtedy nie udało nam się zebrać grupy. Wyjazd przesunęliśmy na 2020, ale COVID pokrzyżował wszystkie plany. Dopiero teraz, w 2022 roku udało nam się wyjechać na wyprawę. I tak pięknego wrześniowego dnia po długim locie z Warszawy przez Amsterdam do Limy i z Limy do Arequipy wylądowaliśmy w Ciudad Blanca – Białym Mieście. W Limie spotkaliśmy Zosię, która została naszą opiekunką i przewodniczką na pełne wrażeń dwa tygodnie.

Pomimo zmęczenia długą podróżą humory były doskonałe, bo to tak naprawdę w Arequipie zaczynała się nasza peruwiańska przygoda. Poranny chłód, lekka mgiełka i pierwszy widok po wyjściu z lotniska. Majestatyczny wulkan El Misti ostatecznie uświadomił nam, że jesteśmy w innym świecie.

Kliknij miniaturkę aby powiększyć zdjęcie 5)

Ruszyliśmy na zwiedzanie Arequipy, drugiego co do wielkości, pięknego, kolonialnego peruwiańskiego miasta zbudowanego z występującej w tym regionie jasnej wulkanicznej skały sillar. Miasto jest pięknie położone pomiędzy pięcio i sześciotysięcznymi wulkanami El Misti, Chachani i Pichu Pichu. Zbudowane jest na średniej wysokości 2335 m n.p.m. Pierwsi osadnicy pojawili się tu już w czasach prehistorycznych. W I w. żył tu lud Ajmara, a w XV stuleciu region opanowali Inkowie. W 1537 r. dotarli tu pierwsi konkwistadorzy z Diego de Almagro na czele. Hiszpanom tak spodobało się to miejsce, że wybudowali tu jeden z najważniejszych swoich ośrodków. My zaczęliśmy zwiedzanie od fantastycznego punktu widokowego Mirador del Yanahuara skąd roztacza się widok na miasto pełne brukowanych uliczek i kolonialnych budynków oraz na górujące nad nim lekko ośnieżone wulkany. Po kilku schodkach podeszliśmy pod charakterystyczne łuki wykonane z sillaru. Na ich fasadzie znajdują się inskrypcje z popularnymi cytatami z Arequipy, a także cytatami ważnych myślicieli z miasta.

Kliknij miniaturkę aby powiększyć zdjęcie 1)4)

Łuki punktu widokowego Mirador del Yanahuara przylegają do niewielkiego klimatycznego Plaza de Yanahuara. Tuż obok piękna barokowa świątynia - osiemnastowieczny Kościół San Juan Bautista de Yanahuara. Wśród misternych zdobień na fasadzie kościoła jest m.in. wizerunek San Juan Bautista, patrona kościoła.


Kliknij miniaturkę aby powiększyć zdjęcie 3)5)

Prosto z Mirador del Yanahuara ruszyliśmy do jednego z najważniejszych zabytków białego miasta, czyli Klasztoru Świętej Katarzyny, który często nazywany był Monasterio Misterioso czyli tajemniczy klasztor. Weszliśmy na jego teren i nagle poczuliśmy się jakby w innym świecie. Klasztor to tak naprawdę miasto zbudowane w centrum Arequipy. Klasztor został założony w 1580 r. jako fundacja bogatej wdowy Marii de Guzman. Zgodnie z jej życzeniem przyjmowano do niego jedynie dziewczęta pochodzące z najlepszych i najbogatszych hiszpańskich rodzin osiadłych w Peru po okresie konkwisty. Dziewczęta wnosiły posag, z którego opłacane było ich utrzymanie. Zakonnice miały prawo zatrzymać przy sobie służącą, czasem każdej z mniszek towarzyszyły dwie lub trzy służące, a ich liczba zależała głównie od pozycji danego rodu. Służące, najczęściej Indianki i Mulatki, przygotowywały posiłki, sprzątały i wykonywały inne prace domowe. Nie miały jednak prawa przyjmować święceń. Ten zwyczaj, rozpowszechniony był w całej Ameryce Łacińskiej.

Poza codzienną modlitwą mniszki zajmowały się wyszywaniem, haftem, tkaniem i czasem uprawą ogrodu. Uczyły się gry na instrumentach muzycznych i śpiewu. Często organizowano tu koncerty. W czasach świetności w klasztorze mieszkało 450 kobiet (dziś tylko kilkanaście zakonnic). Jedną z najbardziej znanych sióstr klasztoru była beatyfikowana przez papieża Jana Pawła II, Sor Ana de los Ángeles Monteagudo (1595-1668). Oprócz mocy uzdrawiania siostra potrafiła przewidzieć śmierć i choroby. Według zakonnic, pacjenci, którzy dotykali przedmiotów należących do Anny od Aniołów, w cudowny sposób wracali do zdrowia.

W sto lat po założeniu klasztor rozbudowano, budynki powiększono, a cały teren otoczono wysokim murem. Każda z zakonnic miała do swojej dyspozycji mały domek składający się zazwyczaj z sypialni, kuchni, pokoju służącej i niekiedy również małej kaplicy.

Powierzchnia całego kompleksu przekracza 20 tys. m2, zawierając ponad 100 pomieszczeń, 3 dziedzińce, kościół z 1660 roku i galerię z ciekawymi obrazami pochodzącymi z epoki kolonialnej. Na Dziedzińcu Drzew Pomarańczowych znajdują się trzy krzyże, które wykorzystywano w Wielki Piątek w odgrywanym przez siostry przedstawieniu obrazującym ostatnie dni Jezusa. Na Claustro Mayor, czyli głównym dziedzińcu znajduje się pięć konfesjonałów. Ściany ozdobione są pięknymi malowidłami przedstawiającymi sceny z życia Maryi i Jezusa.

W połowie XIX w. na wyraźne polecenie papieża zmieniły się reguły klasztoru. W 1871 r. do Arequipy przybyła dominikanka, siostra Josefata Cadena. Wszelkie przedmioty zbytku zostały odesłane, a niewolnice i służące, które chciały pozostać w klasztorze, przyjęły święcenia. Od tej pory każda z sióstr, bez względu na to jakie było jej pochodzenie, samodzielnie zajmowała się swoją garderobą i posiłkami, więcej pracowała również na rzecz wspólnoty.

Spacerowaliśmy wąskimi uliczkami podziwiając architekturę, malowidła, piękne kwiaty i grę kolorów tego miejsca.


Kliknij miniaturkę aby powiększyć zdjęcie 1)3)

Na końcu alei Toledo mieści się pralnia. Ceramiczne misy, które dawniej służyły do przechowywania zboża i wina połączono siecią kanałów doprowadzających wodę.


Kliknij miniaturkę aby powiększyć zdjęcie 1)

Dzięki zapobiegliwości Zosi udało nam się wejść na punkt widokowy, który akurat w czasie naszej wizyty był niedostępny. Stromymi schodami weszliśmy na dach jednego z budynków. Piękna pogoda zapewniła nam widok na dwa ośnieżone wulkany Chachani 6 075 m n.p.m oraz Misti 5 822 m n.p.m, a na dodatek w dole zabudowania klasztoru.


Kliknij miniaturkę aby powiększyć zdjęcie 1)2)3)

Pełni wrażeń podeszliśmy do kolejnego cudownego miejsca, czyli na główny plac miasta Plaza de Armas. Zielony skwer z fontanną i figurą Tuturutu przedstawiającą XVI wiecznego żołnierza otoczony jest przez długie ciągi arkad kolonialnych domów. Całą północną część placu zajmuje Basilica Catedral.

Kliknij miniaturkę aby powiększyć zdjęcie

Katedra wybudowana w latach dwudziestych XVII wieku wielokrotnie ucierpiała na skutek trzęsień ziemi i pożarów. Odbudowana została w połowie XIX wieku pod kierunkiem lokalnego architekta Lucas Poblete. Piękna, wybudowana z białego sillaru Basílica Catedral de Arequipa jest najważniejszym neoklasycystycznym budynkiem sakralnym.

Weszliśmy do środka. Piękne jasne wnętrze z elegancko urządzonymi kaplicami, z których figury świętych ubrane w różnorakie materie spoglądają na odwiedzających. Ołtarz główny zrobiony jest z marmuru sprowadzonego z Carrary. Dwanaście marmurowych kolumn reprezentuje 12 apostołów. Rzeźbioną, drewnianą ambonę podtrzymuje diabeł w oplotach węża (wykonana we Francji). Wzrok przyciągają też belgijskie, największe w Ameryce Południowej organy.

Kliknij miniaturkę aby powiększyć zdjęcie

Po przeciwnej stronie Plaza de Armas, w lewym narożniku znajduje się Templo La Compañía de Jesús – kościół Jezuitów. Podeszliśmy do niego i oniemieliśmy z zachwytu. Długo wpatrywaliśmy się w wykonaną z sillaru fasadę, która uznawana jest za jedno z największych arcydzieł kolonialnego baroku. Płaskorzeźby na powierzchni przedstawiają postacie zwierząt, roślin, a także elementy odnoszące się do pierwotnej kultury andyjskiej. Na szczycie wyróżnia się rzeźba archanioła San Miguel.

Pochodzący z końca XVI wieku kościół, jak cała Arequipa, odczuł liczne trzęsienia ziemi. Piękny zabytek, a przede wszystkim jego fasada został odrestaurowany w 1698 r.

Kliknij miniaturkę aby powiększyć zdjęcie

Przebogate wnętrze przytłacza. Wyróżnia się tu główna ambona rzeźbiona i pokryta arkuszami złota, trzy ołtarze wyrzeźbione w szlachetnym drewnie i pokryte złotymi blachami oraz figurami i obrazami andyjskimi i kolonialnymi. Ołtarz główny wykonany jest z drewna cedrowego, dębowego i wierzbowego, w stylu barokowym i całkowicie udekorowany jest złotem. Na ołtarzu przedstawiono 66 wizerunków świętych i dziewic, w tym San Ignacio de Loyola, założyciela zakonu Towarzystwa Jezusowego. W centrum ołtarza głównego wyróżnia się wytłaczane srebrne tabernakulum, dzieło artysty z Cusco Pedro Gutiérreza.

Boczne ołtarze to: „Ołtarz Założycieli” z rzeźbami i wizerunkami założycieli zakonów oraz „Ołtarz Chrystusa Ukrzyżowanego”, na którym ukazane są wizerunki Matki Boskiej i niektórych apostołów. W świątyni znajduje się też wiele innych złotych i srebrnych artefaktów i malowideł z epoki kolonialnej wykonanych przez „szkołę artystyczną Cusco”.

W 1972 roku kościół został ogłoszony Pomnikiem Historii Peru.

Kliknij miniaturkę aby powiększyć zdjęcie

Kamień Sillar jest głównym materiałem użytym do budowy kościoła Compañía de Jesús, a także innych świątyń i pałaców w mieście Arequipa. Istnieje nawet trasa o nazwie „The sillar route”. Ten biały kamień wulkaniczny spowodował, że region ten został nazwany „Białym Miastem”.

Spacery po „Białym Mieście”, białym bo to kamień sillar jest głównym materiałem użytym do budowy świątyń i pałaców w mieście Arequipa, wprowadziły nas w klimaty kolonialnego Peru.


Kliknij miniaturkę aby powiększyć zdjęcie 1)4)

Na zakończenie podeszliśmy pod Mercado San Camilo, czyli targ w centrum miasta. Niestety trafiliśmy na jakieś dziwne lokalne zarządzenia, że takie miejsca jak targ powinny być natychmiast zamknięte z powodu zbliżających się wyborów. W ostatniej chwili Zosia dosłownie wcisnęła nas na teren targowiska i zdążyliśmy zobaczyć namiastkę sprzedawanych tu różnorodnych owoców i warzyw. Niestety większość straganiarzy w pośpiechu zakrywała płachtami stosy egzotycznych dla nas produktów.


Kliknij miniaturkę aby powiększyć zdjęcie 1)3)4)

Po krótkim pobycie w Arequipie ruszyliśmy w kierunku doliny Colca. Nasz autokar piął się coraz wyżej wśród surowych krajobrazów Altiplano. Po około 40 km zatrzymaliśmy się na parkingu na wysokości 3122 m n.p.m. z małym barko-sklepikiem. Jak się okazało było to znane miejsce ze względu na rosnący tuż przy szosie nad głęboką doliną kaktus Sancayo (na mapach jest oznaczone jako Paradero del Cactus – czyli miejsce pobytu kaktusa). To szybko rosnąca roślina z długimi, kolczastymi łodygami i żółtymi kwiatami. Kwiaty te osiągają dużą wielkość, szczególnie w nocy ponieważ – jak przekazała nam Zosia - zapylane są przez nietoperze. Owoce kaktusa mają kwaskowaty smak i jak dojrzeją tracą kolce i można je wtedy bez problemu zrywać. Owoc znany był i ceniony już w czasach preinkaskich.

Kliknij miniaturkę aby powiększyć zdjęcie

Kolejny przystanek był niecałe 40 km dalej ale już ponad 900 m wyżej. Zatrzymaliśmy się na wysokości prawie 4100 m n.p.m. w przepięknym miejscu, gdzie na tle wznoszącego się w oddali majestatycznego wulkanu Misti, nad małym jeziorkiem pasły się stada wikunii i lam. To tereny parku narodowego Reserva Nacional de Salinas y Aguada Blanca utworzonego właśnie dla ochrony wikunii.

Kliknij miniaturkę aby powiększyć zdjęcie

Dalej szosa obniżyła się nieco i dojechaliśmy do skrzyżowania dróg w miejscu zwanym Patahuasi położonym na wysokości 4000 m n.p.m. Wg Lonely Planet to jedyne – poza kilkoma rozporoszonymi farmami – cywilizowane miejsce na trasie między Arequipą i Chivay. Znajduje się tam mała restauracyjka, kilka sklepików i toalety. Nad parkingiem od strony wschodniej wznoszą się ciekawe skałki o fantazyjnych kształtach. Na południowy zachód rozciąga się równina Altiplano z pięknie się prezentującymi na horyzoncie wulkanami Misti i Chachani. W restauracji raczymy się herbatką z pięciu ziół (wg Zosi) wśród których głównym składnikiem są liście koki. Herbatka dodaje nam sił przed dalszą jazdą.


Kliknij miniaturkę aby powiększyć zdjęcie 1)3)4)

Po około 20 km i wzniesieniu się na 4400 m n.p.m. dotarliśmy do małej, przydrożnej farmy ze stadem alpak i lam. Zosia oczywiście zna rządzącą nimi indiańską pasterkę więc zatrzymaliśmy się na postój z możliwością zrobienia sobie dowolnej ilości fotek z tymi miłymi zwierzątkami. Trzeba przyznać, że prezentowały się fajnie na tle surowego krajobrazu Altiplano i nic sobie nie robiły z obskakujących ich fotografów.

Kliknij miniaturkę aby powiększyć zdjęcie

Po sesji zdjęciowej ruszyliśmy dalej. Szosa wznosiła się coraz wyżej i widoki stawały się coraz bardziej rozległe i górskie. W pewnym momencie zobaczyliśmy na horyzoncie dymiący dość intensywnie wulkan – jak orzekła Zosia i nasz lokalny przewodnik był to Sabancaya (co w języku keczua oznacza ‘język ognia’ ) – wznoszący się na wysokość 5976 m n.p.m. jeden z najbardziej aktywnych stratowulkanów w Centralnej Strefie Wulkanicznej Andów. W 2016 roku po jego wybuchu kolumna pyłu wulkanicznego sięgała 3 km w górę a pył opadał w promieniu 30 km od wulkanu.

Kliknij miniaturkę aby powiększyć zdjęcie

Był od nas daleko na horyzoncie więc bez obaw jechaliśmy coraz dalej i coraz wyżej do najwyższego punktu naszej trasy czyli wznoszącej się na wysokości 4910 m n.p.m. Przełęczy Patapampa (Przełęcz Wiatrów), która jest obowiązkowym punktem postojowym dla autokarów jadących do Chivay. Jest tu bowiem punkt widokowy Mirador de Los Andes skąd rozciąga się widok na najwyższe okoliczne wulkany. Na przełęczy pełno jest też dziwnych kamiennych kopczyków układanych przez przejeżdżających tędy turystów i miejscowych aby uzyskać boskie błogosławieństwo.

Kliknij miniaturkę aby powiększyć zdjęcie

Po nasyceniu się widokami ruszyliśmy do doliny Colca do położonego na wysokości 3665 m n.p.m. miasteczka Chivay. Na krótkim odcinku około 30 km obniżaliśmy się serpentynami prawie 1300 m podziwiając widoki na zieloną, otoczoną wysokimi górami dolinę rzeki Colca.

Kliknij miniaturkę aby powiększyć zdjęcie

Położenie doliny rzeki Colca wyznaczają otaczające ją wulkany – nevados. Od północy są to Mismi (5597 m), Cutiti (5063 m), Bomboya (5200 m ), a od południa Hualca Hualca (6025 m), Sabancaya (5976 m),  Ampato (6288 m) oraz Ananta (5100 m). Dno doliny leży na wysokości 3200 - 3400 m n.p.m. i gdzie tylko się dało zostało przekształcone w malownicze tarasy uprawnych poletek. Jest to jeden z najżyźniejszych obszarów Peru. Miasteczko Chivay stanowi bramę do doliny i słynnego – uznawanego za jeden z najgłębszych na świecie kanionu Colca. O miasteczku i kanionie świat usłyszał dopiero w 1981 roku kiedy to polscy studenci zrzeszeni w Akademickim Klubie Turystyki Kajakowej “Bystrze” z Krakowa w ramach wyprawy “CANOANDES ‘79” podjęli się eksploracji tutejszego kanionu. Śmiałkowie przez 33 dni (od 12 maja do 14 czerwca) 1981 roku badali stukilometrowy kanion Colca. Obecnie Chivay i kanion Colca to trzecie co do popularności miejsce turystyczne w Peru – mieszkańcy nie zapominają o tym, że rozsławili je właśnie Polacy. Na rynku stoi pomnik odkrywców kanionu Colca z tablicą w językach angielskim, hiszpańskim i polskim, a jedna z ulic nosi od roku 2000 nazwę Avenida Polonia.


Kliknij miniaturkę aby powiększyć zdjęcie 4)

Miasteczko dzięki turystyce szybko się rozwija. Jest zadbane i kolorowe. Na ulicy Salaverry przy Mercado Central podziwialiśmy figury przestawiające charakterystyczne postacie regionu: tancerki i tancerzy w strojach ludowych, tancerzy przedstawiających kondora itd.

Kliknij miniaturkę aby powiększyć zdjęcie

Po zakwaterowaniu się w hotelu pojechaliśmy do termalnych źródeł Aguas Termales La Calera aby skosztować kąpieli na wysokości prawie 3700 m n.p.m. Woda miała temperaturę 38 st. C i świetnie się pływało w basenach otoczonych górami.


Kliknij miniaturkę aby powiększyć zdjęcie 1)

Kolejnego dnia znów musieliśmy wstać wcześnie. Celem były kondory a one nie lubią się zbyt długo wysypiać więc z hotelu ruszyliśmy o 5:30. Do punktu widokowego mieliśmy około 40 km a po drodze czekały nas jeszcze inne atrakcje.

Na pierwszy postój zatrzymaliśmy się w małym miasteczku Yanque na centralnym placu Principal Plaza. Stojący przy jednym z boków placu ładny franciszkański kościół Niepokalanego Poczęcia z 1560 roku z pięknym, barokowym portalem nad wejściem niestety był w remoncie z powodu uszkodzeń w czasie licznych tu trzęsień ziemi. Na rynku – podobno tradycyjnie – codziennie tańczą ubrane w stroje ludowe dzieci i dorośli. To chyba trochę ich praca bo turyści chętnie się tu zatrzymują i wrzucają wolne datki. My dodatkowo jeszcze zatańczyliśmy z lokalsami.

Kliknij miniaturkę aby powiększyć zdjęcie

Po tańcach i zdjęciach ruszyliśmy dalej. Kolejny przystanek był w miejscowości Maca. Znajduje się tam piękny kościółek Św. Anny z XVI wieku z ładnym barokowym ołtarzem i obrazami ze szkoły Cuzco. Kościółek pięknie wygląda na tle surowych gór otaczających miasteczko. Na uliczce przy kościele pełno jest sklepików z lokalnymi wyrobami.


Kliknij miniaturkę aby powiększyć zdjęcie 1)

Po krótkim postoju w Maca ruszyliśmy w dalszą drogę. Zatrzymywaliśmy się w japońskim stylu – tylko na fotostop -  na punktach widokowych, z których pięknie prezentują się tarasy uprawne w dolinie Colca. Zosia pokazała nam jeszcze leżący na horyzoncie pokryty śniegiem szczyt El Mismi gdzie wg ostatnich badań leżą źródła Amazonki.


Kliknij miniaturkę aby powiększyć zdjęcie 1)2)

Około 7:30 dotarliśmy do Cruz del Condor na wysokość 3840 m n.p.m. To najbardziej znany punkt widokowy słynący przede wszystkim z obserwacji kondorów, które żeglują w powietrzu we wczesnych godzinach rannych, kiedy słońce ogrzeje masy powietrza tak, że pojawiają się wstępujące prądy. My mieliśmy wszystko co trzeba – wspaniałą pogodę i właściwą porę dnia (po dziewiątej już nie latają) więc ledwie zajęliśmy stanowiska uzbrojeni w aparaty i teleobiektywy pojawiły się pierwsze ptaszyska. Kondor olbrzymi rzeczywiście zasługuje na swoją nazwę – długość ciała u dorosłych osobników dochodzi do 1,2 m a rozpiętość skrzydeł do 3 m. Żywią się głównie padliną. Dorosłe ptaki mają pióra w czarnym kolorze, a młode są ubarwione na brązowo. My przez półtorej godziny mieliśmy wspaniały spektakl a trzask migawek w aparatach zagłuszał rozmowy ?.

 

Kliknij miniaturkę aby powiększyć zdjęcie 4)6)

Kiedy już stwierdziliśmy, że kondorów mamy dosyć pojawiły się autokary z ubranymi w piękne ludowe stroje Peruwiańczykami, z instrumentami muzycznymi i rozpoczęła się taneczna impreza z okazji Światowego Dnia Turystyki, o którym my zupełnie zapomnieliśmy.


Kliknij miniaturkę aby powiększyć zdjęcie 1)4)

Było bardzo kolorowo, głośno i radośnie. Po prawie dwóch godzinach pobytu na Cruz del Condor ruszyliśmy w drogę powrotną do Chivay. Czekał nas jeszcze długi ponad 340 km przejazd do Puno.   

Z Chivay musieliśmy wrócić aż do skrzyżowania dróg w Patahuasi i stamtąd drogą nr 34A ruszyliśmy w stronę Puno. Cały czas jechaliśmy na wysokości około 4000 m n.p.m. przez pustkowia porośnięte trawą ichu (jarava ichu lub stipa ichu) stanowiącą główne pożywienie lam i alpak. Po ponad trzech godzinach jazdy zatrzymaliśmy się przy przepięknym błękitnym jeziorze Laguna Lagunillas położonym na wysokości 4174 m n.p.m. Jezioro jest siedliskiem dla wielu gatunków ryb i ptaków, w tym flamingów.

Kliknij miniaturkę aby powiększyć zdjęcie

Znad jeziora, już bez postojów ruszyliśmy dalej. Wreszcie po ponad sześciu godzinach jazdy dotarliśmy do Puno położonego nad jeziorem Titicaca.

Kliknij miniaturkę aby powiększyć zdjęcie

Puno zostało założone przez Hiszpanów w 1668 r. jako stolica prowincji Paucarcolla. Obecnie miasto liczy ponad 130 tys. mieszkańców i jest stolicą prowincji Puno. Jest też silnym ośrodkiem regionalnego folkloru. Nasz hotel był na głównym placu Plaza de Armas w samym centrum miasta, tuż obok katedry. Ledwie się rozlokowaliśmy w pokojach a Zosia wszczęła alarm, że na placu odbędzie się wieczorna fiesta. I rzeczywiście – z okazji Światowego Dnia Turystyki na placu zaczęły się tańce regionalnych zespołów, w pięknych, kolorowych strojach. Mieliśmy nie lada atrakcję obserwując te piękne występy.

Kliknij miniaturkę aby powiększyć zdjęcie

Wcześnie rano ruszyliśmy do przystani nad jeziorem Titicaca. Jezioro Titicaca jest największym wysokogórskim jeziorem na Ziemi. Leży na wysokości 3812 m n.p.m. Jego długość to 190 km, największa szerokość 80 km, średnia głębokość 107 m a największa 281 m. Powierzchnia jeziora to prawie 8400 km kwadratowych, a w przeszłości było jeszcze większe.

Naszym  celem była wyspa Amantani gdzie mieliśmy zamieszkać w domostwach Indian, poznać ich zwyczaje i warunki życia. Po drodze odwiedziliśmy jedną z ponad czterdziestu pływających wysp Uros.

Pomysł na budowanie pływających wysp narodził się w czasach prekolumbijskich, kiedy to  wojownicze plemiona Inków zaczęły prześladować Indian Uros.  W razie zagrożenia mieszkańcy danej wyspy wypływali całą wyspą na jezioro Titicaca i dryfowali po nim aż do uspokojenia sytuacji.

Przybiliśmy do  wyspy i zapadając się nieco w podłożu znaleźliśmy się w centralnym miejscu, który pełnił rolę głównego placu. Tu powitał nas wójt tej wyspy wraz z całą swoją rodziną po czym zaczął opowiadać jak zbudowane są wyspy. Podstawowym budulcem jest porastające brzegi jeziora sitowie totora – jest to odmiana turzycy olbrzymiej zwanej też sitowiem kalifornijskim. Z niej zbudowana jest sama wyspa, domy i łodzie. Domy są stosunkowo duże. Te tradycyjne, w kształcie stożka dzisiaj pełnią funkcję spiżarni lub łazienek. Przejawem nowoczesności są baterie słoneczne dające prąd używany do oświetlenia i grzania wody (ponoć czasem zasilają i telewizję).
Samą wyspę buduje się nakładając kolejne warstwy totora. Ponieważ średnie zanurzenie to 80 cm to dolne warstwy ulegają rozkładowi więc budowanie wyspy to proces ciągły.
Mieliśmy okazję też spróbować totora, której określony kawałek jest jadalny (inne części powodują ponoć wymioty).


Kliknij miniaturkę aby powiększyć zdjęcie 4)

Przeciętnie wyspy miały długość ok. 30 metrów i mieszkało na niej kilka rodzin. Nasza też była takiej wielkości. Jedna z rodzin poprosiła Krysię i Karola by zostali rodzicami chrzestnymi ich dzieciątka. Odbyła się cała ceremonia.

Kliknij miniaturkę aby powiększyć zdjęcie

Kolorowo ubrane Indianki prezentowały nam swoje wyroby. Kolorowe bieżniki, makatki, poszewki na poduszki, biżuteria i inne rękodzieła były ładne i o wzorach gdzie indziej w Peru mniej spotykanych. Zakupy do tanich nie należały, ale biorąc pod uwagę, że jest to podstawowe źródło dochodu mieszkańców nie było nam żal.

Kliknij miniaturkę aby powiększyć zdjęcie

Na zakończenie była wspólna zabawa. My oczywiście też w tradycyjnych indiańskich szatach. Była też sesja zdjęciowa.


Kliknij miniaturkę aby powiększyć zdjęcie 1)2)3)

Kolejną atrakcją była przejażdżka tradycyjną trzcinową łodzią. Miało być tylko relaksowo, ale nasi żeglarze poprosili o wiosła i sami trzymali kurs. Nawet dobrze im szło, choć okazało się, że to nie takie łatwe.


Kliknij miniaturkę aby powiększyć zdjęcie 4)

Wyspa, którą odwiedziliśmy to tak naprawdę coś w rodzaju skansenu. Pływające wyspy, na których do dzisiaj mieszkają Indianie Uros są zakotwiczone w trzcinach nieco dalej od brzegu i są mniej dostępne. Jeśli się uprzeć to można do nich dotrzeć, ale najczęściej nie jest się mile widzianym gościem (szczególnie fotograficy). Co nieco można dostrzec z łodzi podczas dalszego rejsu po jeziorze. My wypłynęliśmy w kierunku Amantani.

Kliknij miniaturkę aby powiększyć zdjęcie

Po niecałych trzech godzinach żeglugi dotarliśmy do Amantani często nazywanej „Wyspą Cantuta” od obficie tu rosnącej rośliny, której kielichowate czerwone kwiaty uznawane są za narodowy kwiat Peru. Na Amantani nie ma hoteli, ale można zamieszkać w domu indiańskim (taka agroturystyka).Tak też zaplanowaliśmy pobyt tutaj. Za podpowiedzią Zosi nieśliśmy w naszych plecaczkach trochę podstawowych artykułów spożywczych (olej kuchenny, ryż, owoce, polskie cukierki) jako prezent dla naszych gospodarzy. W porcie powitał nas Indianin, gospodarz, u którego mieliśmy spędzić resztę dnia i noc. Idąc za nim ostro pod górę (oczywiście żadne samochody tu nie jeżdżą) dotarliśmy do głównego dziedzińca wioski. Stąd już niedaleko było do naszych gospodarzy. Okazało się, że gościły nas będą dwie rodziny, tak więc podzieliliśmy się na dwie grupy.

Kliknij miniaturkę aby powiększyć zdjęcie

Po rozlokowaniu się w indiańskim domostwie postanowiliśmy wybrać się na spacer na zachód słońca. Na wyspie są dwa szczyty górskie -  Pachatata („ojciec ziemia” 4148 m n.p.m.) i Pachamama („matka ziemia” 3904 m n.p.m.), a na szczycie obu znajdują się ruiny starożytnych Inków i Tiahuanaco. Świątynie na szczytach są na ogół zamknięte. Wejście do nich jest dozwolone rano w coroczne święto około 20 stycznia (trzeci czwartek stycznia), kiedy to ludność wyspy (wyspę zamieszkuje około 4 tys.) dzieli się na dwie części, a każda grupa gromadzi się w odpowiedniej świątyni. Następnie wybiera się przedstawicieli grup i odbywa się wyścig z każdego ze szczytów do punktu pomiędzy nimi. Zgodnie z tradycją zwycięstwo Pachamamy zapowiada obfite zbiory w nadchodzącym roku. Za cel naszego spaceru wybraliśmy ten wyższy, czyli Pachatatę.


Kliknij miniaturkę aby powiększyć zdjęcie 3)4)

Nasi gospodarze ugościli nas tradycyjną kolacją i do późna opowiadali o sobie i warunkach życia na wyspie. Rano pomogli nam ubrać się w tradycyjne szaty.


Kliknij miniaturkę aby powiększyć zdjęcie 3)4)

Obie nasze grupy spotkały się na placu, bawiąc się doskonale i robiąc zdjęcia.


Kliknij miniaturkę aby powiększyć zdjęcie 4)

 W dobrych nastrojach zeszliśmy do portu, wsiedliśmy do naszej łodzi i popłynęliśmy na wyspę  Taquile.

Kliknij miniaturkę aby powiększyć zdjęcie

Taquile to niewielka górzysta wyspa. Mieszka tu trochę ponad 2 tys. mieszkańców zajmujących się głównie tkactwem, rybołówstwem, rolnictwem i turystyką. Na wyspie nie da się poruszać samochodem, tak więc tu ich nie ma. Nie ma też policji. Nie jest ona potrzebna ponieważ mieszkańcy ściśle stosują się do praw inkaskich, które mówią: nie bądź leniwy, nie kradnij i nie kłam. Prosto z portu najpierw stromymi schodami, a później nie mniej stromymi ścieżkami dotarliśmy do centralnego placu na wyspie (3971 m n.p.m.)

Kliknij miniaturkę aby powiększyć zdjęcie

Taquile to wyspa tkaczy. Ponoć przed pandemią było tu mnóstwo straganów z pięknymi wyrobami tkanymi przez lokalnych mężczyzn. Teraz zakupy można zrobić tylko w sklepie cooperativa.

Dochodząc do placu coraz głośniej dobiegały nas dźwięki muzyki. Miejscowy zespół wykonywał tradycyjne tańce. Rytmiczna muzyka porwała nas do wspólnej zabawy.


Kliknij miniaturkę aby powiększyć zdjęcie 2)

Po zakupach i zabawie przeszliśmy na drugą stronę wyspy podziwiając piękne widoki na jezioro i tarasowe zbocza wyspy spotykając tradycyjnie ubrane kobiety i mężczyzn w czapkach z kolorowymi pomponami. Czapki są wyjątkowe. Ważny jest ich kolor i to z której strony noszony jest pompon (np. pompon z prawej oznacza szczęśliwy dzień, a z lewej informuję, że coś nie poszło dobrze). Po czapce poznamy też czy widzimy kawalera i czy ma narzeczoną czy nie. Po obiedzie zeszliśmy do naszej łodzi żegnając się z wyspami i jeziorem Titicaca.

 


Kliknij miniaturkę aby powiększyć zdjęcie 2)

W dobrych nastrojach przypłynęliśmy do Puno. Było na tyle wcześnie, że wybraliśmy się na spacer po mieście. Mieszkaliśmy w hotelu Hacienda Plaza de Armas na centralnym placu miasta tuż przy katedrze i od niej zaczęliśmy zwiedzanie. Katedra zbudowana została w połowie XVIII wieku. Jej fasada wykonana jest w stylu baroku metyskiego. W surowym wnętrzu zwraca uwagę marmurowy ołtarz bogato zdobiony srebrem.

 


Kliknij miniaturkę aby powiększyć zdjęcie 2)

Deptakiem podeszliśmy do kolejnego placu, ale wiece wyborcze zajmowały każdy wolny kawałek miejsca. Schowaliśmy się na chwilę przed zgiełkiem do drugiej ciekawej świątyni miasta tj. Iglesia de San Juan Bautista, w której są ciekawe reliefy. Niestety tu odbywała się msza.

 


Kliknij miniaturkę aby powiększyć zdjęcie 4)

Kazik,Tadek i Artur wybrali się na wzgórze z pomnikiem kondora skąd roztaczał się piękny widok na Puno, w którym wg legend narodziła się kultura Inków

 


Kliknij miniaturkę aby powiększyć zdjęcie 2)

Znowu musieliśmy wcześnie wstać ponieważ czekała nas prawie 400-stu kilometrowa trasa do Cuzco. Już o siódmej rano ruszyliśmy drogą nr 3S w kierunku największego (i najbrzydszego wg Zosi) miasta prowincji Puno – czyli Juliaca. Jako że najbrzydsze więc się w nim nie zatrzymywaliśmy.

Zatrzymaliśmy się dopiero po ponad 100 km na obrzeżach miejscowości Pucara. W miasteczku tym znajduje się starożytne stanowisko archeologiczne sprzed 1800 lat, ale nie mieliśmy w planie go odwiedzać. Obok parkingu było małe muzeum archeologiczne, w którym znajduje się wiele eksponatów z kultury inkaskiej.

 


Kliknij miniaturkę aby powiększyć zdjęcie 5)

Po odwiedzinach w muzeum i odpoczynku w kawiarence-sklepiku przy parkingu ruszyliśmy w dalszą drogę.

Kolejny postój mieliśmy na przełęczy Abra La Raya na wysokości 4360 m n.p.m. To najwyższy punkt na trasie z Puno do Cuzco. Z przełęczy jest piękny widok na ośnieżony szczyt Chimboya (5489 m) co natychmiast wykorzystaliśmy do zrobienia kolejnego pamiątkowego zdjęcia.

 


Kliknij miniaturkę aby powiększyć zdjęcie 1)

Po przejechaniu prawie 350 km z Puno dojechaliśmy do miejscowości Andahuaylillas. Zatrzymaliśmy się na Plaza de Armas u stóp niewielkiego kościółka, który był właściwym celem naszego postoju. To słynny kościół św. Piotra Apostoła zwany Kaplicą Sykstyńską Ameryki Południowej. Niewielki kościółek na tle gór, oświetlonych promieniami zachodzącego słońca, wyglądał bardzo malowniczo. Kościół został zbudowany najprawdopodobniej pod koniec XVI w. gdyż najstarsze malowidło pochodzi z 1626 r.  Jego konstrukcja jest prosta, posiada jedną nawę z bocznymi kaplicami, nad którymi wznosi się dzwonnica. Wzniesiono go na ruinach inkaskiej świątyni, której mury można odnaleźć wewnątrz budowli. Ściany obecnego budynku zrobione są z mieszaniny błota i trzciny (adobe). Barokowy wystrój miał zadziwiać i przytłaczać ówczesnych Indian i skutecznie to robi do dziś. Przepychem zaskakuje również turystów. Ilość zużytego złota i srebra jest oszołamiająca. Przepiękny jest również sufit wykonamy z drewnianych, rzeźbionych i malowanych kasetonów. Większość malowideł jest autorstwa peruwiańskiego artysty Luisa de Riano i pochodzi z XVII w.

 

Kliknij miniaturkę aby powiększyć zdjęcie

Na placu przed kościołem stało kilka kramików z pamiątkami, ale wrażenie robiły ogromne drzewa Pisonay – święte drzewa Inków – obsypane czerwonymi kwiatami.

Kliknij miniaturkę aby powiększyć zdjęcie

Do Cuzco zostało nam jeszcze 40 km więc w ciągu godziny dojechaliśmy do naszego hotelu położonego w uliczce równoległej do głównego placu Plaza de Armas. Cuzco położone jest na wysokości 3326 m n.p.m. Liczy około 350 tys. mieszkańców i jest stolicą regionu. Leży w Świętej Dolinie Urubamby która stanowiła jedno z najważniejszych miejsc inkaskiego imperium a Cuzco było jego stolicą. Jako że był już wieczór to wybraliśmy się na spacer na Plaza de Armas.

 

Kliknij miniaturkę aby powiększyć zdjęcie

Rankiem udaliśmy się do Sacsayhuamán leżącego na wysokości 3701 m n.p.m., inkaskiego kompleksu militarno-sakralnego zbudowanego na wzgórzu ponad Cusco. Badania archeologiczne wskazują, że już około 900 roku n.e. teren ten był zamieszkały jednak dopiero w XV wieku Inkowie pod rządami Pachacutiego i później jego następców zbudowali na płaskowyżu ogromną fortecę. Całość składa się  z ogromnych kamieni (najcięższy waży ponoć ponad 300 t.) połączonych ze sobą bez zaprawy. Forteca była tak duża, że w razie ataku mogli się w niej schronić wszyscy mieszkańcy Cusco.

Najbardziej znana część Sacsayhuamán obejmuje wielki plac i przylegające do niego trzy masywne ściany tarasowe. Najdłuższa z nich ma około 400 metrów. Wysokość ścian dochodzi do 6 metrów.

Twierdza razem z Cusco zbudowane są na planie pumy (założenie widoczne z lotu ptaka). Twierdza to głowa pumy, a zygzakowate mury obronne to jej zęby. W obrębie budowli istniały mieszkania, spichlerze oraz zasilany podziemnymi kanałami zbiornik na wodę. Na środku stała owalna baszta- ostatni punkt obrony. Tak naprawdę dokładne przeznaczenie budowli nie jest znane. Jedna z teorii mówi, że Sacsayhuamán służyło nie jako forteca, a miejsce zebrań i podejmowania ważnych decyzji Imperium Inkaskiego. Pomimo, że duża część kompleksu została rozebrana w celu użycia kamieni do budowy domów w Cuzco po wygraniu przez Hiszpanów jednej z większych bitew z Inkami pozostałość robi duże wrażenie.

 


Kliknij miniaturkę aby powiększyć zdjęcie 1)5)

Ze wzgórza roztacza się szeroki widok na dolinę w kierunku południowo-wschodnim i na samo miasto. W 1983 r. Cusco i Sacsayhuamán razem zostały wpisane na Listę Światowego Dziedzictwa UNESCO

 


Kliknij miniaturkę aby powiększyć zdjęcie 1)

Z okien autobusu popatrzyliśmy na Puka Pukara -  kolejne ruiny przypominające fortecę. Miejsce to stanowiło punkt militarny i kontrolny, służący w Imperium Inkaskim do kontrolowania osób i towarów zmierzających do Cuzco. Naszym celem były ruiny Tambomachay. Z języka hiszpańskiego nazwę Tambomachay można tłumaczyć jako „El Baño del Inca”, czyli „Łaźnia Inków”. W rzeczywistości nie do końca znane jest przeznaczenie tego miejsca. Znajdują się tu niewielkie akwedukty, kanały oraz wodospady, które biegną pomiędzy skałami. Dla nas najciekawsze było źródło wody, które rozdziela się na dwa strumienie, z których woda wypływa przez cały czas z taką samą siłą w równej ilości.

 


Kliknij miniaturkę aby powiększyć zdjęcie 1)

Z Tambomachay podjechaliśmy do położonego kilometr dalej ciekawego miejsca z hodowlą lam, alpak i wikunii - Factoria Peru Inca. Integralną częścią był sklep z przepięknymi wyrobami lokalnego rzemiosła.

 


Kliknij miniaturkę aby powiększyć zdjęcie 1)

W drodze powrotnej do Cuzco zajechaliśmy jeszcze na wzgórze Pukamuqu (3600 m n.p.m.), które jest naturalnym punktem widokowym na leżące w dole miasto. Na szczycie wzgórza stoi biały posąg Jezusa Chrystusa – Cristo Blanco – o wysokości 8 m, który rozpościera ramiona w geście opieki nad miastem.

 

Kliknij miniaturkę aby powiększyć zdjęcie

Zjechaliśmy do centrum Cusco i żeby utrzymać się w inkaskim klimacie weszliśmy do Coricancha (w języku keczua Coricancha oznacza „Złoty Dziedziniec”). Cusco było niegdyś stolicą Imperium Inków dlatego to tu powstała Świątynia Słońca najważniejsza i najbogatsza w Imperium Inkaskim. Poświęcona była najwyższym bogom inkaskiego panteonu, była miejscem koronacji i pochówku władców Inków od czasów Sinchi Rocy aż do Huayny Capaca. Ściany Świątyni Słońca pokryte były grubą warstwą złota.

W skład zespołu budowli kultowych wchodziły świątynie: stwórcy człowieka, boga Wirakoczy, świątynia bogini księżyca Mamy Quilli, świątynia Plejad, świątynia planety Wenus, świątynia Tęczy i świątynia Błyskawic (poświęcona bogu Illapie). W centralnej części kompleksu znajdował się właściwy Złoty Dziedziniec – ogród złożony ze szczerozłotych wyobrażeń roślin i zwierząt o łącznej masie kruszcu szacowanej na 1600 kilogramów oraz sanktuarium Inti, boga słońca, najwyższego w inkaskim panteonie.

W 1534 roku Hiszpanie ogołocili świątynię ze złota, które wywieźli do Hiszpanii. Świątynię zburzono a na solidnych inkaskich fundamentach zbudowano Kościół i Klasztor Dominikański. Ten ostatni zawalił się podczas trzęsienia ziemi w 1950 roku odsłaniając inkaskie mury.

 


Kliknij miniaturkę aby powiększyć zdjęcie 2)

W przedsionku Kościoła Dominikanów można zapoznać się z astrologiczną filozofią Inków przedstawioną na makietach. Szczególnie ważna jest Droga Mleczna, którą Inkowie nazywali Mayu lub Niebiańską Rzeką. Inkowie wyróżniali ciemne obszary, które przyjmowali za sylwetki lub cienie zwierząt pijących wodę z rzeki. Wśród zwierząt nazwanych przez Inków była lama rozciągająca się od Skorpiona do Alpha Centauri i Beta Centauri, gdzie te dwie gwiazdy tworzyły jej oczy. Pod spodem leżała mniejsza lama. Na lewo od lam znajduje się czerwonooki lis, który leży między Strzelcem a ogonem Skorpiona. Ogon Skorpiona to magazyn. Kuropatwa, znajdowała się tuż pod Krzyżem Południa, a ropucha, w prawym dolnym rogu. Wąż, rozciąga się po prawej stronie.

Kliknij miniaturkę aby powiększyć zdjęcie

Z Coricancha przeszliśmy na Plaza de Armas, centralny plac Cusco. Na środku, wśród zieleni znajduje się ładna fontanna, a wokół restauracje, kawiarnie i sklepiki w kolonialnych domach z drewnianymi balkonami. Na wysokich masztach powiewają dwie flagi: biało-czerwona symbolizująca państwo peruwiańskie i tęczowa symbolizująca imperium inkaskie. Przy placu stoi też katedra i Kościół Towarzystwa Jezusowego.

Plaza de Armas jest jednym z najwyżej położonych placów w środku Andów (prawie 3400 m n.p.m.).


Kliknij miniaturkę aby powiększyć zdjęcie 1)2)

Po schodach weszliśmy do najważniejszej i jednej z najstarszych w Peru kolonialnej świątyni. Bazylika archikatedralna Wniebowzięcia Najświętszej Marii Panny jako jeden z najlepiej zachowanych budynków kolonialnych Ameryki Łacińskiej, została wpisana na Listę Światowego Dziedzictwa UNESCO w 1983 r. Świątynia zajmuje niewiele mniejszą powierzchnię niż plac, przy którym stoi. Została zbudowana w latach 1560-1654 na miejscu wcześniejszego pałacu Inków. Hiszpański architekt Juan Miguel de Veramendi zaprojektował ją zgodnie z gotycko-renesansowym stylem typowym dla ówczesnej Hiszpanii. Zbudowana na planie łacińskiego krzyża, ma trzy nawy i czternaście filarów wspierających. Umieszczono w niej kamienne posągi i ryciny, odwołujące się do mitologii Inków (np. jaguary). Większość kamienia użytego podczas budowy katedry pozyskano z istniejącej wcześniej formacji obronnej Inków - tym samym łączy dwie cywilizacje.

Renesansową fasadę szeroką ale dość skromną zamykają dwie wieże. W północnej znajduje się ciężki żelazny dzwon zwany „Maria Angola”. Jest on nawiązaniem do lokalnej tradycji, zgodnie z którą niewolnica wrzuciła złoto do tygla, w którym on powstał. Ze względu na imponujący rozmiar (2,15 metra, waży prawie 6 ton) można go usłyszeć z odległości ponad 32 kilometrów.

Kliknij miniaturkę aby powiększyć zdjęcie

Weszliśmy do środka i znaleźliśmy się jakby skarbcu sztuki sakralnej. Wspaniałe ołtarze dekorowane złotem i srebrem z Boliwii, cedrowy chór z XVII w. oraz ok. 400 obrazów dzieł sztuki z Cusco School of Art, założonej przez Hiszpanów w XVI w., by uczyć sztuki renesansowej miejscowych twórców ze szkoły Cusco Stąd uderza tu połączenie malarstwa europejskiego i andyjskiego.

Do najbardziej znanych dzieł należy Ostatnia Wieczerza autorstwa Marcosa Zapaty (1753) gdzie biesiadnicy popijają chichę, a na półmisku leży miejscowy przysmak czyli pieczony cuy (świnka morska). Uwagę zwraca też obraz Matki Boskiej ubranej w spódnicę w kształcie góry (nawiązanie do Quecha, bogini ziemi).

Kliknij miniaturkę aby powiększyć zdjęcie

Rankiem wyruszyliśmy do Pisac. Po drodze mieliśmy piękne andyjskie krajobrazy. Szczególnie ładny widok na dolinę rzeki Urubamba roztaczał się z punktu widokowego, na którym ustawiono pomnik dla piwoszy. Nawiasem mówiąc peruwiańskie piwo jest całkiem niezłe.

Kliknij miniaturkę aby powiększyć zdjęcie

Po przejechaniu z Cusco 33 kilometrów dotarliśmy do leżącego w Świętej Dolinie Inków (Dolina Urubamba) miasta Pisac, które składa się z dwóch odrębnych części – inkaskiej i kolonialnej. My zaczęliśmy od tej inkaskiej. Ruiny inkaskiego miasta mają kształt kuropatwy (w języku keczua pisac to kuropatwa). Według archeologów teren ten był zamieszkały już w X i XI wieku, a gdy przybyli Inkowie była tu ważna stolica regionu. Inkowie zbudowali na grzbiecie górskim duży kompleks z widokiem na miejsce, w którym obecnie znajduje się miasto. Wielu uczonych uważa, że cesarz Inków Pachacuti zbudował go jako wielofunkcyjną rezydencję, cytadelę, obserwatorium i miejsce kultu religijnego. Niestety hiszpańscy zdobywcy zniszczyli kompleks Inków na początku lat trzydziestych XVI wieku.

Obok Ollantaytambo pozostałości inkaskiego kompleksu w Pisac uważane są za najcenniejsze w Świętej Dolinie. Najważniejsze w inkaskim Pisac są pozostałości kompleksu sakralnego z obserwatorium astronomicznym. Wspięliśmy się na wzgórze osiągając wysokość 3514 m n.p.m. po drodze próbując odgadnąć funkcje pozostałości budowli. Widok z tego miejsca był znakomity. Piękne góry pokryte andyjskimi tarasami uprawnymi zapierały dech w piersi. Po drodze spotkaliśmy ukraińską turystkę, która założyła sobie, że podróżując w różne miejsca Peru i nie tylko będzie przypominać o wojnie i problemach swojej ojczyzny rozwijając ukraińską flagę.

 

Kliknij miniaturkę aby powiększyć zdjęcie 1)4)5)

Nowoczesne miasto Písac zostało zbudowane w dolinie pod ruinami kompleksu Inków przez namiestnika Toledo w latach siedemdziesiątych XVI wieku.
Pisac słynie z największego w okolicy targu. Uliczkami miasteczka dotarliśmy tu i my. Oprócz owoców i warzyw mnóstwo stoisk z rękodziełem. Przy wielu z nich tutejsi artyści pracowicie wyszywali lub malowali tradycyjną ceramikę.


Kliknij miniaturkę aby powiększyć zdjęcie 1)3)

Po powrocie do Cusco poszliśmy na spacer po mieście, a wieczorem na pokaz peruwiańskich tańców w tutejszym Centro Quosqo de Arte Nativo. W gmachu budynku znajduje się małe muzeum tradycyjnych peruwiańskich strojów, które odwiedziliśmy po koncercie.

Kliknij miniaturkę aby powiększyć zdjęcie

Znów mieliśmy pobudkę przed czwartą rano – ale ponieważ celem były Góry Tęczowe nikt specjalnie nie narzekał. Ruszyliśmy mikrobusem z napędem na cztery koła przez uśpione jeszcze Cuzco. Pierwszy przystanek mieliśmy o 6-tej rano w miejscowości Checacupe znanej z trzech mostów na Urubambie reprezentujących trzy kultury – inkaski most wiszący, którego przyczółki pochodzą z lat 1400 - 1450, kamienny most zbudowany na polecenie króla Hiszpanii Karola III w latach 1759 – 1799 oraz metalowy most zbudowany już za czasów republikańskich w roku 1895 na zamówienie prezydenta Ramona Castillo.

Konstrukcja mostu inkaskiego jest co kilka lat odnawiana przez lokalnych mieszkańców i jest wykonana ze słomy.


Kliknij miniaturkę aby powiększyć zdjęcie 1)2)

Z Checacupe ruszyliśmy w głęboki interior. Droga zmieniła się w szutrową i wiodła niesamowitymi serpentynami nad coraz głębszą doliną rzeki. Te 55 kilometrów zajęło nam prawie dwie godziny, ale w końcu około ósmej rano, dojechaliśmy do położonego na wysokości 4650 m n.p.m. parkingu Horse Riding Montana 7 Colores. Byliśmy pierwszym mikrobusem, który tam dotarł. U lokalnych Indian można było tam wynająć konie lub też poprosić o podwózkę wyżej motocyklem. Część grupy skorzystała z tych ułatwień ale większość ruszyła wyraźną ścieżką w stronę widocznej przełęczy. Mimo wysokości szło się dobrze – w końcu mieliśmy już trochę aklimatyzacji.


Kliknij miniaturkę aby powiększyć zdjęcie 1)2)3)4)5)

Przełęcz położoną na wysokości 4960 m n.p.m, opisaną na www.mapy.cz jako Mirador Cerro Colorado osiągnęliśmy w nieco ponad godzinę. Widoki rzeczywiście były piękne, ale poszliśmy jeszcze na wznoszący się nad przełęczą szczyt Vinicunca o wysokości 5036 m n.p.m. Dotarła tu też Ukrainka, którą wcześniej spotkaliśmy w Pisac.

Warto było się zmęczyć ponieważ widoczne wokół góry rzeczywiście były Tęczowe. Dodatkową atrakcją były widoki na ośnieżony szczyt Nevado Ausangate o wysokości 6384 m.


Kliknij miniaturkę aby powiększyć zdjęcie 1)3)4)5)

Góry swoje niezwykłe kolory zawdzięczają różnym minerałom i substancjom zawartym w skale macierzystej, m.in. związkom siarki, żelaza, magnezu. Region otworzył się na turystykę w 2016 roku i błyskawicznie stał się, po Machu Picchu, jedną z głównych atrakcji turystycznych Peru. Wcześniej do lat 90-tych XX w. góry były pokryte śniegiem i lodem. Po obfotografowaniu wszystkiego co się dało ruszyliśmy w drogę powrotną do naszego parkingu. Dobrze było wcześnie wstać bo z dołu na szczyt zaczęły ciągnąć tłumy turystów lubiących dłużej pospać. Na szczęście prawie wszyscy wchodzili od drugiej strony przełęczy, więc nasza droga do parkingu była pusta.


Kliknij miniaturkę aby powiększyć zdjęcie 1)3)

My już o 11-tej byliśmy przy mikrobusie i mogliśmy ruszyć w drogę powrotną do Cuzco.

Kliknij miniaturkę aby powiększyć zdjęcie

Popołudnie poświęciliśmy na spacery po mieście.

W kolejnym dniu opuszczaliśmy na jedną noc nasz hotel w Cuzco. Główne bagaże zostawały w hotelu a my tylko z podręcznymi, na jedną noc, jechaliśmy do Aguas Callientes. Ale najpierw czekał nas cały dzień jazdy i zwiedzanie atrakcji okolic Świętej Doliny Urubamby. Pierwszym przystankiem na naszej trasie była wioska Chinchero położona na wysokości 3780 m n.p.m., słynna z odbywających się tu niedzielnych targów – my niestety byliśmy we wtorek. Według inkaskich legend to tu narodziła się tęcza. Chinchero słynie nie tylko z targu. W czasach inkaskich mieścił się tu pałac władcy Inki Tupaca Yupanki.

Z parkingu musieliśmy wspiąć się stromą, wąską uliczką do centralnego placu wioski. Wzdłuż uliczki było pełno sklepików z lokalnymi wyrobami. Na samym szczycie uliczki trzeba przejść pod białym, łukowym sklepieniem na centralny plac wioski. Plac jest rozległy, z leżącym po prawej stronie białym kościółkiem w kolonialnym stylu.


Kliknij miniaturkę aby powiększyć zdjęcie 1)2)

Z placu rozciągają się piękne widoki na otaczające wioskę góry. Wzdłuż placu ciągnie się masywny mur z czasów inkaskich. Górskie stoki zabudowane są charakterystycznymi tarasami podobnymi trochę do tych, które widzieliśmy w Pisac.


Kliknij miniaturkę aby powiększyć zdjęcie 1)

Chinchero słynie z kultywowania inkaskich tradycji tkackich. Nie mogliśmy więc nie odwiedzić lokalnej farbiarni i tkalni gdzie do farbowania wełny, materiałów i futer alpaki czy lamy wciąż używa się wyłącznie naturalnych barwników, pozyskiwanych z roślin, np. słonecznika, kukurydzy czy cebuli. Sztuka tkacka przetrwała tu jeszcze z czasów Inków i do dziś wszelkie wyroby tkackie, np. obrusy, wyrabia się w ten sam sposób, tak jak w tamtych czasach.


Kliknij miniaturkę aby powiększyć zdjęcie 1)2)3)

Z Chinchero pojechaliśmy do odległych o około 35 km Salineras de Maras. Saliny położone są na wysokości 3000 m n.p.m. na stromych zboczach doliny Urubamby. Pierwsze saliny w tym miejscu powstały w początkowym okresie rozwoju Imperium Inków (pocz. XV w. ), choć są opinie, że pierwsze baseny zostały zbudowane jeszcze przez wcześniejszą cywilizację Wari. Inkowie bardziej docenili wartość soli i powiększyli znacznie ilość basenów. Solą tu wytworzoną zaopatrywano całe imperium Inków, a także wicekrólestwo Peru. Produkcja jest kontynuowana do czasów obecnych. Otrzymywaniem soli zajmują się tu całe rodziny, które organizują się w rodzaj spółdzielni. Jest to istotne bo z racji położenia saliny i sposobu jej zaopatrywania w solankę konieczna jest współpraca wszystkich właścicieli basenów i jednocześnie producentów soli. Salina składa się z ok. 5000 czworobocznych basenów o powierzchni ok. 5 m2 i 30 cm głębokości każdy, połączonych siecią kanałów i przepustów. Pozyskiwanie soli jest tu możliwe za sprawą podziemnego źródła słonej wody mineralnej, które wypływa z góry Qaqawiñay, a następnie woda jest rozprowadzana przez sieć wąskich kanałów i przepustów do wszystkich basenów. Dzięki działaniu słońca, woda ze zbiorników odparowuje, a sól gromadzi się na ich dnach tworząc warstwę kryształów o grubości dochodzącej nawet do 10 cm w porze suchej (od czerwca do października). Sól zbiera się delikatnie za pomocą łopat i drewnianych grabi tworząc kopce żeby przeschła. Po opróżnieniu basenów znowu napełnia się je solanką i powtarza się cały cykl produkcyjny.

Kliknij miniaturkę aby powiększyć zdjęcie

Produkowana tutaj sól jest barwy białej, różowej lub brązowawej. Zależy ona od zawartych w wodzie minerałów (wapń, żelazo, cynk i magnez) oraz od pory roku, w której powstaje. W okresie letnim powstaje najczystsza sól w kolorze białym lub różowym, barwę brązowawą otrzymuje sól produkowana w okresie zimowym.

Po odwiedzinach w salinach pojechaliśmy do stanowiska archeologicznego Moray, które leży na wysokości 3573 m n.p.m. na płaskowyżu nieopodal miejscowości o tej samej nazwie. Miejsce zostało odkryte w 1931 roku przez geologa Roberta Shippee, który z przelatującego w okolicy samolotu dostrzegł niezwykłe budowle. Stanowisko archeologiczne Moray zaskakuje swoją niezwykłą wręcz geometrią. Dwa zagłębienia połączone są ze sobą, zaś trzecie leży nieco dalej. Wszystkie posiadają tarasy oraz system nawadniający. Szczegółowe badania pozwoliły ustalić, że różnica temperatur między górnym a dolnym tarasem wynosi 5 st. C co jest niezwykłe bo normalnie przy różnicy poziomów około 30 m wynosi ona 0,5 st C. Większość teorii zakłada obecnie, że było to rolnicze laboratorium Inków, w którym badali oni wpływ klimatu i gleby na różne gatunki roślin.


Kliknij miniaturkę aby powiększyć zdjęcie 2)

Z Moray mieliśmy już tylko około 45 km do Ollantaytambo. To jedno z najważniejszych miejsc w Peru ze wspaniałymi ruinami z czasów inkaskich. Nie znamy jego starożytnej historii, ale badania archeologiczne dowodzą, że ludzie mieszkali tu już 12 tysięcy lat temu. Około połowy XV w. król Inków Pachacuti podbił i zniszczył miasto. Później odbudował je i podjął szeroko zakrojone prace tarasowe i irygacyjne ponieważ miasto miało strategiczną pozycję w dolinie Urubamby. W czasach podboju hiszpańskiego miasto było tymczasową stolicą Inków głównie w czasach Manco Inki. Ruiny twierdzy składają się z 17-stu warstw kamiennych tarasów wznoszących się na wzgórze Cerro Bandolista. Powyżej tarasów znajduje się centrum ceremonialne z sektorem świątynnym. Główną strukturą całego sektora jest Świątynia Słońca -  niedokończony budynek ze ścianą z sześciu monolitów. Każdy kamień waży ponad 50 ton, a metoda dostarczenia ich do tego miejsca z kamieniołomów jest do dziś tajemnicą.


Kliknij miniaturkę aby powiększyć zdjęcie 1)4)

Po drugiej stronie doliny, na sąsiednim wzgórzu dobrze widoczne są zagadkowo wyglądające ruiny. Są to trzy długie, przylegające do zbocza budynki, które pełniły funkcję magazynów. Inkowie umieścili je w tym odizolowanym miejscu, aby silny, chłodny wiatr pomógł w zachowaniu świeżości ich produktów.


Kliknij miniaturkę aby powiększyć zdjęcie 1)2)

Po zwiedzaniu ruin pojechaliśmy na dworzec kolejowy, jako że ostatnim etapem podróży w tym dniu był przejazd pociągiem do Aguas Calientes, często nazywanym też Machupicchu Pueblo.


Kliknij miniaturkę aby powiększyć zdjęcie 1)

Do miasteczka i hotelu dotarliśmy około 21 wieczorem. Na szczęście nie sprawdziły się przepowiednie Zosi i lokalni przewodnicy zarządzili poranne wyjście na Machu Picchu na godzinę 8-mą. Mogliśmy spokojnie się wyspać.

Zgodnie z planem około 8-mej rano wyruszyliśmy kursowym autobusem z Aguas Callientes pod wejście na teren Machu Picchu. Droga do Machu Picchu prowadziła stromo do góry brzegiem zbocza. Widoki na dolinę, z której startowaliśmy były zajmujące.


Kliknij miniaturkę aby powiększyć zdjęcie 1)

Machu Picchu położone jest na wysokości 2090–2430 m n.p.m., na przełęczy między Cerro Wayna Picchu a Cerro Machu Picchu. Historia mówi, że 24 lipca 1911 roku archeolog Hiram Bingham pośród gór i dżungli ujrzał opustoszałe miasto. Początkowo sądził, że odkrył Vilcabambę, ostatnią stolicę Inków jednak później tę tezę obalono.

Inkaskie miasto powstało w drugiej połowie XV w. za panowania jednego z najwybitniejszych inkaskich władców Pachacuti Inca Yupanqui. Zbudowane zostało jako główne centrum ceremonialne, gospodarcze i obronne. Zamieszkiwali je kapłani, przedstawiciele inkaskiej arystokracji, żołnierze oraz opiekunowie tamtejszych świątyń.

Podeszliśmy na punkt widokowy nieopodal domu strażnika, z którego roztacza się najbardziej znany widok na miasto. To stąd w czasach inkaskich strażnik obserwował miasto i prowadzącą do niego drogę.

Kliknij miniaturkę aby powiększyć zdjęcie

Przez dawną bramę przeszliśmy w kierunku zbudowanej na wzniesieniu Świątyni Słońca, jedynej owalnej budowli w Machu Picchu. Uważana jest ona za najdoskonalszą pod względem konstrukcji. W świątyni składano ofiary i obserwowano niebo. W górnej części znajduje się okno wychodzące dokładnie na punkt wschodu słońca podczas letnich i zimowych przesileń. Do świątyni przylega Dom Strażnika Fontanny (kryty strzechą) i Pałac Księżniczki, który prawdopodobnie był domem wysoko postawionego kapłana. Nieco poniżej ukryty jest niewielki Grobowiec Królewski z ołtarzem w formie stopni symbolizujących trzy światy Inków: podziemie, ziemię i niebo.


Kliknij miniaturkę aby powiększyć zdjęcie 1)

Ważnym miejscem jest Intihuatana – rytualny kamień związany z zegarem astronomicznym i kalendarzem Inków. Jego nazwa pochodzi z języka keczua i oznacza tarczę wiążącą słońce. To tu Inkowie obserwowali położenie słońca w czasie równonocy wiosennej i równonocy jesiennej. Z drogi do Świątyni Słońca i kamienia Intihuatana roztacza się piękny widok na dolinę, w której płynie rzeka Urubamba.

Kliknij miniaturkę aby powiększyć zdjęcie

Obserwacje astronomiczne prowadzone były także ze Świątyni Trzech Okien, gdzie okna były tak usytuowane, by padające przez nie słońce podczas przesilenia zimowego oświetlało kamień we wnętrzu pomieszczenia. Światło padające na niewielkie, okrągłe lustra wody też służyło obserwacjom astronomicznym.


Kliknij miniaturkę aby powiększyć zdjęcie 1)

Wschodnia część miasta pełniła funkcje mieszkalne. Położone na różnych poziomach miasto miało system kanałów doprowadzających wodę zebraną w wykutych w skale zbiornikach. Tarasy uprawne zbudowane są na stromych zboczach. Spacer po mieście to schody, schody i schody. Całość zbudowana jest z ogromnych granitowych bloków. Nadal pozostaje zagadką sposób ich łączenia bez użycia zaprawy.


Kliknij miniaturkę aby powiększyć zdjęcie 1)2)

Po obiedzie zjechaliśmy do Aguas Calientes zwanego Machu Picchu Pueblo. Wieś powstała w 1901 roku. Wtedy mieszało tu kilka rodzin rolniczych. Rozwój Pueblo rozpoczął się po wybudowaniu kolei w 1931r. Dzisiaj jest tu wiele hoteli i restauracji, ogromne targowisko usytuowane nad rzeką, termy i kilka małych muzeów. Na głównym placu znajduje się niewielki Kościół Hiszpański Virgin Del Carmen i pomnik Inki. Przeszliśmy uliczkami miasteczka próbując zatrzymać w pamięci klimat tego miejsca.


Kliknij miniaturkę aby powiększyć zdjęcie 1)

Wsiedliśmy do pociągu do Ollantatambo i przez 1,5 godziny obserwowaliśmy piękną dolinę rzeki Urubamba


Kliknij miniaturkę aby powiększyć zdjęcie 1)

Z Ollantaytambo mieliśmy jeszcze 70 km do Cuzco, do którego dotarliśmy wieczorem. To była ostatnia noc w Cuzco – następnego dnia polecieliśmy lokalnymi liniami lotniczymi do Limy.

Do Limy przylecieliśmy z Cuzco dość wcześnie, około 15-tej zameldowaliśmy się w hotelu w dzielnicy Miraflores. Po krótkim odpoczynku poszliśmy na spacer. Zaletą Miraflores jest jego położenie: bezpośrednio nad Oceanem Spokojnym. Spacer zaczynamy od słynnego Parku Miłości (El Parque del Amor), który znajduje się nad brzegiem oceanu na wysokiej skarpie i skąd rozpościerają się niesamowite widoki na wybrzeże. Ze względu na kolorowe mury i ławeczki, trochę przypomina barceloński Park Güell. Został oficjalnie otwarty 14 lutego 1993 r., czyli w Walentynki. W jego centrum usytuowana jest ogromna rzeźba dwóch całujących się kochanków, dzieło peruwiańskiego artysty Victora Delfina, nazywane El Beso, czyli „Pocałunek”. Co wieczór przychodzą tutaj zakochane pary oglądać zachód słońca.


Kliknij miniaturkę aby powiększyć zdjęcie 1)

Z parku zeszliśmy nad ocean zamoczyć stopy w Pacyfiku. Plaża w cieniu wysokiego klifu, na którym piętrzą się nowoczesne wieżowce wyglądała bardzo fajnie. Klif jest też rajem dla miejscowych paralotniarzy.


Kliknij miniaturkę aby powiększyć zdjęcie 1)4)

Już po zachodzie słońca poszliśmy w stronę centrum dzielnicy.

Duże wrażenie zrobił na nas pięknie oświetlony kościół Sanctuario la Virgen Milagrosa. Świątynia ta jest dziełem polskiego architekta Ryszarda Małachowskiego i została ukończona w 1930 roku. Ma fasadę w stylu neokolonialnym, a w środku czczony jest wizerunek Matki Bożej.

Kliknij miniaturkę aby powiększyć zdjęcie

Kościół położony jest w sąsiedztwie Parku Kennedy’ego, który jest ulubionym miejscem spotkań i imprez mieszkańców. My też trafiliśmy na występ jakiejś rockowej kapeli.

Kliknij miniaturkę aby powiększyć zdjęcie

Spacerkiem wróciliśmy do hotelu na ostatnią wyjazdową imprezę.

Ostatni dzień w Limie spędziliśmy na zwiedzaniu starego miasta. Zaczęliśmy od Plaza San Martin z konnym pomnikiem wyzwoliciela Peru spod jarzma Hiszpanii Jose de San Martin. Nad zachodnią stroną placu dominuje słynny Hotel Bolivar, a naprzeciwko niego Club Nacional, niegdyś centrum spotkań tutejszej oligarchii.

Kliknij miniaturkę aby powiększyć zdjęcie

Z placu San Martin poszliśmy spacerem w kierunku głównego placu Plaza de Armas. Po drodze trafiliśmy na kościół Iglesia de la Merced. Podobno w miejscu gdzie on stoi odprawiono pierwszą mszę w Limie w 1534 r. Kościół zbudowano w 1541 roku, ale obecna konstrukcja pochodzi z XVIII-to wiecznej przebudowy. Kościół imponuje przepiękną fasadą zbudowaną w stylu churrigueresque - popularnym w późnym hiszpańskim okresie baroku.

Kliknij miniaturkę aby powiększyć zdjęcie

Plaza de Armas (obecnie Plaza Mayor) to najważniejszy plac Limy. Otaczają go najważniejsze budowle – takie jak Katedra Św. Jana Ewangelisty, Pałac Gubernatora (obecnie siedziba prezydenta kraju), Pałac Arcybiskupi. Szczególnie ten ostatni z charakterystycznymi mauretańskimi balkonami zwanymi miradores przykuwa – poza Katedrą - największą uwagę.

Kliknij miniaturkę aby powiększyć zdjęcie

Katedrę można zwiedzać, tak więc weszliśmy do środka. Samo wnętrze to mieszanina stylów architektonicznych takich jak późny gotyk, renesans, barok, a także ornamenty mauretańskie. Jest to efekt wielokrotnej przebudowy. Budowę katedry zainicjował Francisco Pizzaro, który osobiście położył pierwszy kamień pod budowę świątyni 18 stycznia 1535 roku. Trzy lata później powstał niewielki kościół zbudowany z suszonej cegły ze słomianym dachem. W następnych latach katedra była wielokrotnie przebudowywana i rozbudowywana. Wchodząc do Katedry zaraz po prawej stronie znajduje się pokryta mozaikami kaplica poświęcona Francisco Pizzaro. W nawach bocznych znajduje się 12 bogato zdobionych kaplic, z których każda stanowi dzieło sztuki sakralnej. Za najcenniejszy zabytek katedry uchodzą XVII wieczne rokokowe stalle. W pobliżu ołtarza głównego jest wejście do Katedralnego Muzeum Sztuki Religijnej z cennymi przedmiotami sakralnymi  gromadzonymi od końca XVI w. Niestety na muzeum nie starczyło nam czasu.

Katedrę dwukrotnie odwiedził papież Jan Paweł II (w roku 1985 i 1988), co upamiętniają dwie tablice przy wejściu.

Kliknij miniaturkę aby powiększyć zdjęcie

Spacerując w kierunku parku Muralla odwiedziliśmy neoklasyczna stację Desamparados, niegdyś dworzec kolejowy, skąd odjeżdżała kolej transandyjska. Obecnie znajduje się tu centrum kultury z pamiątkową tablicą poświęconą twórcy kolei transandyjskiej Ernestowi Malinowskiemu.


Kliknij miniaturkę aby powiększyć zdjęcie 1)

Do Parque la Muralla poszliśmy przede wszystkim po widok na wzgórze Cerro San Cristobal z kolorowymi domkami mieszkalnych dzielnic. W parku zachowano resztki murów miejskich. Znajduje się też tam brązowy posąg Francisco Pizarro stworzony przez amerykańskiego rzeźbiarza Ramseya MacDonalda na początku XX wieku. Pomnik ten niegdyś zajmował centralne miejsce na Plaza de Armas, ale z biegiem lat został przeniesiony, kiedy stosunek do konkwistadorów uległ zmianie.

Kliknij miniaturkę aby powiększyć zdjęcie

Wróciliśmy do historycznego centrum miasta do słynnego Monasterio de San Francisco. Niestety monumentalny kompleks był częściowo w remoncie, ale weszliśmy do środka i zwiedziliśmy co się da.

Kościół i klasztor zaczął powstawać kilka lat po założeniu miasta (czyli po 18 stycznia 1535 r.), ale ukończono go dopiero pół wieku później. Do najciekawszych i najcenniejszych dzieł sztuki znajdujących się w tym kompleksie należą: kopuła w stylu arabskim z drewna cedrowego wykonana bez użycia kleju i gwoździ, oryginalne płytki ceramiczne z Sewilli, 11 płócień przedstawiających „Pasję Jezusa” pochodzących z flamandzkiej szkoły Petera Paula Rubensa znajdujące się w muzeum. W ołtarzu głównym umieszczono relikwie trojga peruwiańskich świętych w tym San Martina de Porras – pierwszego czarnoskórego świętego Ameryki Południowej.

Kliknij miniaturkę aby powiększyć zdjęcie

Wrażenie robi chór i widok z chóru na bazylikę. Zachowały się tu imponujące barokowe stalle, wyrzeźbione w cedrze. W drugim rzędzie widać płaskorzeźby przedstawiające 71 wizerunków religijnych, rozdzielonych małymi wspornikami w formie kariatyd. Pośrodku znajduje się mównica, obrotowy mebel, na którym umieszczono śpiewniki. Całe drewno użyte do jego wykonania to w całości cedr sprowadzony z Kostaryki w XVII wieku.

Kliknij miniaturkę aby powiększyć zdjęcie

W jednym z zaułków można podziwiać obraz „Ostatnia wieczerza” zawierający wiele elementów charakterystycznych dla kultury inkaskiej na przykład pieczona świnka morska na talerzu przed Jezusem zamiast baranka, papryczki i chichę. Na obrazie znajduje się pies, który w kulturze inkaskiej oznaczał wierność.

Kliknij miniaturkę aby powiększyć zdjęcie

Po schodach weszliśmy do XVII-wiecznej biblioteki klasztornej gromadzącej około 25 tys. wolumenów z okresu od XV do XVIII wieku. Znajduje się tu wiele cennych pergaminów i pierwszych i jedynych wydań.

Kliknij miniaturkę aby powiększyć zdjęcie

Część odpornych z naszej grupy zwiedziła też odkryte w 1951 roku katakumby znajdujące się pod Bazyliką i klasztorem. W czasach kolonialnych był to stary cmentarz, który funkcjonował do 1810 roku i szacuje się, że w tym czasie musiał pomieścić nawet 70 000 zmarłych. Obecnie w różnych pomieszczeniach znajduje się duża liczba kości sklasyfikowanych według rodzaju i ułożonych w niektórych przypadkach w dość artystyczny sposób, na przykład w masowym grobie.

Obok Kościoła Św. Franciszka znajduje się Santuario de Nuestra Señora de la Soledad (Sanktuarium Matki Bożej Samotnej) z 1669 roku. Razem stanowią najbardziej znany barokowy kompleks Limy. Wnętrze obecnie ma wystrój neoklasycystyczny. W ołtarzu głównym znajduje się cudowny obraz Nuestra Señora de la Soledad czczony przez mieszkańców od 400 lat.

Kliknij miniaturkę aby powiększyć zdjęcie

Spacer po starówce Limy można by z pewnością przedłużyć. Niestety, my po obiadku w jednej z wielu mieszczących się tu restauracji musieliśmy udać się na lotnisko. Na koniec Zosia sprezentowała nam najlepsze wg niej churros, którymi się zajadaliśmy.

Kliknij miniaturkę aby powiększyć zdjęcie

Nasz wyjazd się kończył – trzeba przyznać, że Peru to piękny kraj. Imponują wspaniałe krajobrazy, zabytki inkaskie i kolonialne oraz ludzie - kolorowi, uśmiechnięci i przyjaźni dla turystów. Odwiedziliśmy to co wydawało nam się najważniejsze – Arequipę i dolinę rzeki Colca, Puno i jezioro Titicaca no i oczywiście Cuzco z wymarzonym Machu Picchu i Górami Tęczowymi w okolicy.

Nasza trasa w Peru
Kliknij miniaturkę aby powiększyć zdjęcie

Z pewnością zostało wiele innych, wartych odwiedzenia miejsc. Wielkie podziękowania należą się Zosi, która przekazała nam wiele swojej wiedzy o Peru. I oczywiście wielkie podziękowania dla zespołu www.torre.pl za jak zwykle perfekcyjną organizację wyjazdu.

 Dorota i Jurek

UWAGA: Zdjęcia bez znaku wodnego w katalogach oznaczonych poniższymi odnośnikami są autorstwa:
1) - Jurek Franek
2) - Tadeusz
3) - Marysia
4) - Artur
5) - Dorota
6) - Kazik

We use cookies
Ta strona korzysta z plików cookies. Używamy plików cookies wyłącznie do analizowania ruchu na naszej stronie. Nie zamieszczamy reklam, nie wymagamy logowania, nie zbieramy żadnych innych danych osobowych. Korzystając z naszej strony internetowej, zgadzasz się, że możemy umieszczać tego rodzaju pliki cookie na Twoim urządzeniu.