• Banner01_5x2_1920x512.png

Majowe klimaty Roztocza z pokładu kampera

COVID skutecznie ograniczył wyjazdy. Pozostały marzenia. Żeby całkiem od tego wszystkiego nie zwariować Dorotka wymyśliła w lutym, że pożyczymy kampera i gdzieś pojedziemy.

Kampera zarezerwowaliśmy, a cel był prosty – już w zeszłym roku planowaliśmy wyjazd na wschodnie rubieże Polski, co niestety do skutku nie doszło – więc uznaliśmy, że w tym roku to już koniecznie musimy ten plan zrealizować. Myśleliśmy, że w Maju to już epidemia zostanie opanowana, ale życie pokazało, że marzyć można a rzeczywistość i tak te marzenia zweryfikuje.

Cóż było robić – pomimo obowiązujących wielu obostrzeń 10-tego Maja ruszyliśmy kamperem z Gabrysią i Andrzejem w kierunku Łańcuta.

Musiałem się z powrotem przyzwyczaić do manualnej skrzyni biegów, no i pamiętać, że jadę 3,5 tonową maszyną o długości 7 metrów! Jakoś poszło ?

W Łańcucie trafiliśmy na piękny mały kamping na ulicy Kazimierza Wielkiego 20 (50.071142, 22.253999) – przytulny, wspaniale utrzymany, z infrastrukturą dla kamperów, i …. pusty. Szczerze polecamy – jak się później okazało był to najlepszy kamping jaki odwiedziliśmy na naszej trasie.

Kliknij miniaturkę aby powiększyć zdjęcie

Po pysznym obiadku który dostaliśmy na drogę od firmy, w której wypożyczyliśmy kampera!!! - ruszyliśmy na miasto. Niestety – trzeba było ograniczyć się jedynie do parku zamkowego. Reszta była jeszcze nieczynna ze względu na COVID. Można było co prawda w kolejny dzień próbować dostać się na zwiedzanie zamku, ale my chcieliśmy powozownię i storczykarnię a te były nieczynne.

Kliknij miniaturkę aby powiększyć zdjęcie

Po spacerze wróciliśmy na kamping aby lampką szampana uczcić rozpoczęcie urlopu. Sprawdziliśmy w Internecie, że można zwiedzać zamek w Krasiczynie i zapadła decyzja, że po śniadaniu tam jedziemy.

Kolejny dzień był piękny i słoneczny. Pojechaliśmy do Krasiczyna i ruszyliśmy na zwiedzanie zamku.

Zamek w Krasiczynie to jeden z najpiękniejszych zespołów architektury renesansowo-manierystycznej w Europie. Został zbudowany na przełomie XVI i XVII wieku przez Stanisława Krasickiego i jego syna Marcina. Dwie ściany parawanowe zamku zdobione są piękną ażurową attyką. W narożach znajdują się cztery okrągłe baszty - Boska, Papieska, Królewska i Szlachecka. Z dziedzińca zamkowego, okolonego arkadowymi krużgankami, podziwiać można niezwykle rzadko spotykane, przepiękne sgraffitowe dekoracje przedstawiające sceny biblijne oraz medaliony z popiersiami cesarzy, wizerunki polskich królów i sceny myśliwskie. Przewodnik zaprowadził nas najpierw do mauzoleum gdzie opowiedział nam dramatyczną historię zamku z września 1939 roku kiedy to specjalne komando sowieckie przez półtora tygodnia paliło i niszczyło wszystkie dokumenty, pamiątki, obrazy, książki i meble, które udało się wywlec z zamkowych pomieszczeń. Trudno dziś pogodzić się z takim barbarzyństwem.

Jednym z najcenniejszych zachowanych elementów architektonicznych zamku jest mieszcząca się w Baszcie Boskiej kaplica przyrównywana do Kaplicy Zygmuntowskiej na Wawelu. Zachował się także salonik myśliwski do którego służba zamurowała drzwi a barbarzyńcy go nie odkryli.

Kliknij miniaturkę aby powiększyć zdjęcie

Pełni wrażeń po zwiedzaniu zamku, po obiadku który przyniesiono nam do kampera (w tym czasie wszystko wyłącznie na wynos!) ruszyliśmy wreszcie na Roztocze. Zaczęliśmy od jednego z najbardziej znanych miejsc w okolicy czyli do Rezerwatu Szumy Tanwi. Zatrzymaliśmy się na kampingu „U Gargamela”. Kamping to ogrodzony teren z niewielkim barem (kawa, herbata, piwo, frytki itp.). Są wygodne ławeczki i stoły (nawet zadaszone!). Sympatyczni gospodarze rozbudowują obiekt i za jakiś czas będzie tu fantastycznie, tym bardziej, że wprost z kampingu wyprowadza ścieżka na przełomy Tanwi. Rankiem wybraliśmy się na relaksujący spacer. Bogata flora i odgłosy ptaków to raj nie tylko dla przyrodników. Odpoczęliśmy fantastycznie schodząc najpierw nad Tanew po to tylko by ją przekroczyć i dalej przejść ostępami leśnymi do kościółka, a właściwie na wzgórze Kościółek. Kościółka jako takiego tu nie ma ale miejsce to ma ciekawą historię i wiele legend. Jedna z nich mówi, że stał tu zamek wzniesiony przez rycerza Gołdap, ale jak to zwykle bywa chęć zdobycia pięknej córki Gołdapa doprowadziła do spalenia zamku. Tatarzy córki nie zdobyli. Dumna Tanewa odebrała sobie życie. Zrozpaczony ojciec zniszczył pozostałości budowli i resztę życia spędził w samotności. Wzgórze to wielokrotnie było schronieniem podczas walk.

Kliknij miniaturkę aby powiększyć zdjęcie

 Malowniczą ścieżką dotarliśmy do wodospadu Jeleń na rzece Jeleń, która dalej wpływa do Tanwi. Wodospad jako największy w okolicy jest pomnikiem przyrody. Woda spada z wysokości około 1,5 m na szerokości około 9 metrów. W pobliżu jest jeszcze kilka mniejszych progów rzecznych.

Kliknij miniaturkę aby powiększyć zdjęcie

Główną atrakcją rezerwatu są 24 progi skalne, tworzące malownicze wodospadziki. Progi powstały w wyniku ruchów tektonicznych w trakcie fałdowania Karpat. Tędy przebiega granica geologiczna dzieląca Europę Zachodnią – fałdową od Europy Wschodniej – płytowej (ponoć jedyne miejsce w Polsce, gdzie to wyraźnie widać). Spędziliśmy tu dużo czasu z aparatem w ręku.

Kliknij miniaturkę aby powiększyć zdjęcie

Po obiadku i krótkim odpoczynku postanowiliśmy pojechać dalej, licząc na to, że zatrzymamy się na noc gdzieś po drodze. Jechaliśmy przez ładne miejscowości – Susiec, Majdan Sopocki, Józefów. Wszędzie było pusto, cicho, wszystko pozamykane z powodu COVID-u. I tak dotarliśmy do Zwierzyńca na kamping Echo. Duży z fajną infrastrukturą – i pusty. Oprócz nas stał jeszcze jeden kamper i para rowerzystów z namiotem. Niekorzystne prognozy pogody niestety się sprawdziły – zachmurzyło się, spadł deszcz.

Rano po śniadaniu wybraliśmy się na spacer po Zwierzyńcu w oczekiwaniu na koleżankę Elę, która obiecała nas odwiedzić. Najpierw promenadą nad stawem skierowaliśmy się w stronę kościoła Św. Jana Nepomucena zwanego Kościołem na Wodzie jako że znajduje się na wyspie na stawie kościelnym.

Kościół zbudowano w latach 1741-47 wg projektu Columbaniego. Jego wystrój jest barokowy – niestety wnętrze mogliśmy obejrzeć jedynie zza kraty w drzwiach wejściowych.

Kliknij miniaturkę aby powiększyć zdjęcie

Potem skierowaliśmy się w stronę browaru w Zwierzyńcu – niestety też zamkniętego dla zwiedzających ze względu na COVID. Browar działa od roku 1806 i miał on głównie produkować piwa angielskie. W pierwszym okresie jego działalności jego kierownikami byli Anglicy (pierwszym był Millard). Mimo covidowego zamknięcia – mogliśmy zakupić lokalne piwo na wynos – nalewane do jednolitrowych butelek ze specjalną etykietą i terminem przydatności do spożycia.

Kliknij miniaturkę aby powiększyć zdjęcie

Zakupiliśmy je więc i wróciliśmy do kampera gdzie rozpoczęliśmy degustację czekając na Elę.

Ela przywiozła chyba cały bagażnik lokalnych specjałów – pieróg biłgorajski, cebularze, chleb, ciasto „cycki murzynki”, lokalne piwa, … Chyba myślała że my tam biedni głodujemy ?

Po nasyceniu się lokalnymi przysmakami wybraliśmy się z Elą na spacer do Stawów Echo. To położony niedaleko Zwierzyńca kompleks stawów zbudowanych w latach 1929-34 przez Ordynację Zamojską na miejscu rozległych mokradeł w dorzeczu strumienia Świerszcz. Największy ze stawów przylega do rozległej, wysokiej wydmy porośniętej borem sosnowym. Jej częścią jest ładna piaszczysta plaża wykorzystywana jako kąpielisko.

Pogoda nas niestety wystraszyła, zaczął padać deszcz więc z kąpieli nie było co korzystać ? – wróciliśmy spacerem po leśnych ścieżkach do budynków Ośrodka Edukacyjno-Muzealnego Roztoczańskiego Parku Narodowego. Niestety – z wiadomych powodów nie mogliśmy zwiedzić tego ciekawego miejsca.

Kliknij miniaturkę aby powiększyć zdjęcie

Niedaleko Zwierzyńca jest kolejne miejsce, którego nie mogliśmy odpuścić. Tym miejscem jest malownicze miasteczko Szczebrzeszyn. Jak wiadomo „W Szczebrzeszynie chrząszcz brzmi w trzcinie”. To tutaj znajdują się dwa pomniki chrząszcza. Jeden drewniany stojący nad źródełkiem naprzeciwko pięknego starego młyna (dzisiaj to już młyn elektryczny) oraz drugi wykonany z brązu stojący na rynku miasteczka.

Kliknij miniaturkę aby powiększyć zdjęcie

Czternastowieczne  miasto leżało na tzw. „Szlaku bursztynowym” co dawało szansę rozwoju. Niestety leżało też na szlaku najazdów kolejno Turków, Tatarów, Kozaków i Szwedów. Druga wojna też nie oszczędziła miasta. Z ciekawszych zabytków można tu podziwiać Kościół Św. Mikołaja z początku XVII w. z ładną bramą i dzwonnicą , jedną z najstarszych synagog w Polsce (obecnie siedziba Miejskiego Domu Kultury) oraz prawosławną cerkiew Zaśnięcia NMP.

Kliknij miniaturkę aby powiększyć zdjęcie

Siąpiący deszcz przerodził się w silną ulewę uniemożliwiając nam spacer po znajdujących się nieopodal malowniczych wąwozach lessowych. Trudno, zostało na kiedyś. Odpuściliśmy i pojechaliśmy do Radecznicy, wsi leżącej nad malowniczą rzeką Pór, żeby odwiedzić Bazyliką św. Antoniego z Padwy nazywaną Lubelską Częstochową. Pogoda trochę się poprawiła to znaczy nie lało, a delikatnie mżyło.

Ponoć od 1664 roku dzieją się tu cuda. Zaczęło się na Łysej Górze, na której mieszkańcowi o imieniu Szymon objawił się Święty Antoni i poprosił o wzniesienie kapliczki ku jego czci. Władze na to nie pozwoliły, więc w miejscu objawienia stanął drewniany krzyż. To jednak nie zraziło Świętego, który nadal otaczał łaską modlących się w miejscu objawienia. Po przybyciu bernardynów w 1667 roku powstał tu kościół i klasztor. Duża ilość cudów ściągała do wioski coraz więcej wiernych. Kościół został podniesiony do rangi sanktuarium i jest jedynym w Polsce, gdzie objawienia Świętego Antoniego z Padwy zostały uznane za prawdziwe przez Stolice Apostolską.

Kliknij miniaturkę aby powiększyć zdjęcie

Jakieś 10 minut spaceru i dotarliśmy do zbudowanej w 1824r. kaplicy na wodzie. Pod kaplicą znajdują się liczne źródła. Według przekazów Święty Antoni, ukazując się Szymonowi, pobłogosławił wodę, dzięki której wielu ludzi dostąpiło uzdrowienia. Dzisiaj wygodna pompa pozwala zaczerpnąć wody i jej się napić. Można też wziąć trochę do posiadanych naczyń. Miejsce ładne. Nam pokazało się w deszczu, a później regularnej ulewie. Uciekliśmy do naszego kampera i po chwili ruszyliśmy dalej.

Kliknij miniaturkę aby powiększyć zdjęcie

Do Zamościa dojechaliśmy po południu. Po rozgoszczeniu się na kampingu „Duet” ruszyliśmy do centrum miasta. Pogoda tutaj była ładna, a popołudniowe słońce zrobiło swoje. Rynek Wielki w Zamościu z charakterystycznym ratuszem i malowniczymi ormiańskimi kamieniczkami był wspaniały i jeszcze cichy. Jeszcze - bo z powodu obostrzeń covidowych wszystko było pozamykane. Następnego dnia restauracje na rynku mogły otworzyć ogródki i zrobiło się gwarno i kolorowo. Nawet kataryniarz przygrywał pod ratuszem. Staraliśmy się nacieszyć oczy kamieniczkami na każdym boku rynku. Naszą uwagę zwróciła znajdująca się w renesansowym budynku zabytkowa Apteka Rektorska. Jak się okazało jest to najstarsza z historycznych aptek funkcjonujących do dziś w Polsce (działa od 1609 r.).

Kliknij miniaturkę aby powiększyć zdjęcie

Mniejszy  Rynek Solny też ma swój klimat i swoją historię. W rogu placu ciekawy dawny kościół reformatów.

Na rynku stoją 2 pomniki: większy to umieszczona przy dawnym budynku wojskowym kotwica pochodząca ze statku związanego z miastem - MS „Ziemia Zamojska”, natomiast bliżej ratusza pomiędzy podświetlanymi ławkami znajduje się niewielki pomnik krasnala o imieniu Batiaryga (postać z poezji Lusi Ogińskiej - "Księgi krasnali roztoczańskich").

Kliknij miniaturkę aby powiększyć zdjęcie

Przeszliśmy wzdłuż murów obronnych miasta w pierwszym dniu, a w drugim wsiedliśmy do meleksa i objechaliśmy całe miasto.

Z dalszej perspektywy fortyfikacje prezentowały się okazale. Twierdza Zamość wraz z fortyfikacjami otaczającymi miasto były zbudowane na przełomie XVI i XVII w na zlecenie Jana Zamojskiego. Wielokrotnie przebudowywana po kolejnych najazdach. Obecnie odbudowana ze środków UE.

Kiedyś była to jedna z największych twierdz Rzeczypospolitej Obojga Narodów, a następnie Księstwa Warszawskiego i Królestwa Polskiego.

Polecamy objazd miasta meleksem. Godzina ciekawych opowieści przewodnika, a pod domem, gdzie urodził się Marek Grechuta dodatkowy klimacik – piosenki poety.

Kliknij miniaturkę aby powiększyć zdjęcie

Pomiędzy Rynkiem Wielkim a pałacem Zamoyskich stoi kościół ufundowany przez założyciela miasta Jana Zamoyskiego. Autorem projektu był włoski architekt Bernardo Morando stąd podobieństwo do włoskich kościołów z XV i XVI wieku. Dawniejsza kolegiata została podniesiona do rangi katedry w 1992r. kiedy to utworzono diecezję zamojsko-lubaczowską. Wewnątrz znajduje się 9 ciekawych kaplic, po 4 w obu niższych nawach bocznych oraz jedna przy prezbiterium. Bogaty wystrój robi wrażenie. Przed świątynią na ładnym skwerku stoi okazały pomnik Jana Zamoyskiego. Za pomnikiem widać zabudowania dawnej Akademii Zamojskiej (otwartej w 1595r.). Akademia ta była pierwszą prywatną (w całości opłacaną przez wielkiego kanclerza) uczelnią. Była to czwarta uczelnia wyższa w Rzeczypospolitej po krakowskiej, poznańskiej i wileńskiej. W akcie fundacyjnym uczelni z 1600 r. zawarte zostały znane słowa kanclerza Zamoyskiego: „Takie są rzeczypospolite, jakie ich młodzieży chowanie”.

Kliknij miniaturkę aby powiększyć zdjęcie

Po zwiedzeniu kościoła przespacerowaliśmy się widokowymi wiaduktami dla pieszych skąd roztacza się fascynujący widok na stare miasto i parki u stóp murów obronnych. Po drodze ciekawe kamienice, takie jak na przykład „Centralka” (budynek gdzie po raz pierwszy w Zamościu założono centralne ogrzewanie). Dalej okazały XVII-wieczny kościół franciszkanów. Niestety w czasie naszego pobytu był jeszcze w remoncie. Miejscowi pokazywali nam zdjęcia wykończonych fragmentów wnętrza. Warto tu będzie przyjechać za rok!

Tuż przed wejściem na widokowe podesty podeszliśmy jeszcze do dawnej cerkwi greckokatolickiej. Dzisiaj jest to kościół rzymskokatolicki św., Mikołaja.

Kliknij miniaturkę aby powiększyć zdjęcie

Trudno było opuścić gościnny Zamość, ale czekały nas dalsze atrakcje Roztocza. Kolejnym klimatycznym miejscem na naszej trasie był Krasnobród. Niewielka miejscowość wypoczynkowa z jedynym w swoim rodzaju mikroklimatem. W powietrzu występują tu w zwiększonej zawartości jod (ponoć nie trzeba jechać nad Bałtyk), wapń i magnez, a pod ziemią złoża wód leczniczych: chlorkowo-sodowo-bromkowych i jodkowych o podwyższonej zawartości siarczanów. Dzisiejsze uzdrowisko przyciąga ludzi na wypoczynek nad wodą.

Po zatrzymaniu się na kampingu nieopodal zalewu wybraliśmy się na spacer. W popołudniowym słońcu stawy prezentowały się całkiem nieźle. Wygodną ścieżką dotarliśmy do zagospodarowanej części z wieloma atrakcjami dla dzieci i nie tylko. Małe mola pozwalały podglądać ptaki.

Patrząc od centrum Krasnobrodu na końcu promenady znajduje się pizzeria Jama. Polecamy!!!

Kliknij miniaturkę aby powiększyć zdjęcie

Krasnobród, nazywany jest bardzo często roztoczańską Częstochową, gdyż słynie z Sanktuarium Maryjnego, licznych kapliczek i cudownych źródełek. Postanowiliśmy wybrać się do XVII wiecznej Kaplicy Św. Rocha znajdującej się w Dolinie św. Rocha w miejscu zwanym Zagóra. Można do niej podjechać dość blisko samochodem, ale my wybraliśmy spacer z parkingu nieopodal zalewu. Piękne lasy, malownicze przejścia i po ok. pół godzinie dotarliśmy do kaplicy. Zeszliśmy stromymi schodami i dotarliśmy do celu. Podobno przejście nimi kilka razy dookoła kapliczki może uzdrowić z chorób a także przynieść szczęście w życiu doczesnym. My jednak postanowiliśmy zejść i wejść tylko raz. Zobaczymy czy to też zadziała.

Dzisiejsza kapliczka pochodzi z 1943r. (pierwotna została zniszczona przez przewracające się drzewo). Ładny budynek, kryty gontem kryje ciekawe wnętrze. Jak podają źródła historyczne, podczas panującej zarazy dżumy Marysieńka Sobieska zbudowała nad źródełkami kaplicę i kazała umieścić w niej obraz św. Rocha - patrona ludzi chorych na choroby zakaźne.

Kliknij miniaturkę aby powiększyć zdjęcie

Do samochodu wróciliśmy jednym z wąwozów lessowych na trasie ścieżki Krasnobrodzkie Wąwozy.

Kliknij miniaturkę aby powiększyć zdjęcie

Kolejnym ważnym miejscem Krasnobrodu jest Kaplica „Na wodzie”, miejsce kultu i pielgrzymek wiernych z całej Polski. XVIII wieczna budowla jest często nazywana „Kaplicą Objawień”, ponieważ ponoć w tym miejscu w 1640r. Jakubowi Ruszczykowi objawiła się Matka Boża.

Kaplica to właściwie dwie połączone kaplice stojące na betonowych słupach. Pod nimi tryska źródełko, którego woda według miejscowej ludności oraz pielgrzymów jest lecznicza. Prawie każdy z odwiedzających miał przygotowaną butelkę na tą wodę.

Całość otacza zadbany park, w którym rozstawiono rzeźby ze Stacjami Różańcowymi (wykonane przez Andrzeja Gontarza) oraz kilka innych rzeźb sakralnych. Obok kaplicy znajduje się figura przedstawiająca objawienie się Matki Bożej.

Kliknij miniaturkę aby powiększyć zdjęcie

Pojechaliśmy jeszcze nad zalew na pizzę a potem ruszyliśmy w stronę Horyńca Zdroju. W Horyńcu, kiedy zajechaliśmy już na kamping pogoda ustabilizowała się. Zaczęło padać i padało prawie całą noc! Na szczęście poranek przywitał nas pięknym słońcem. Horyniec Zdrój to rozległa wieś i siedziba gminy położona w linii prostej raptem 3,5 km od granicy z Ukrainą. Uzdrowisko w Horyńcu-Zdroju funkcjonujące już od ponad stu lat dysponuje zasobnymi źródłami niezwykle cennych wód mineralnych i największym w Polsce złożem borowiny.

Głównym celem jaki nas sprowadził w te okolice był zespół cerkiewny w Radrużu wpisany w 2013 roku na Listę Światowego Dziedzictwa UNESCO. Mieliśmy trochę szczęścia, bo pomimo poniedziałku, kiedy cerkiew zwiedza się bez przewodnika nam udało się zwiedzić ją z przewodnikiem, który przyjechał specjalnie dla jakiegoś znaczącego gościa. Tak więc w pięć osób zostaliśmy oprowadzeni po cerkwi.

Cerkiew pod wezwaniem Św. Paraskewy należy do najstarszych (1583 r) i najlepiej zachowanych obiektów drewnianego budownictwa cerkiewnego w Polsce. Położona jest na owalnym wzgórzu nad potokiem Radrużka, i wraz z dzwonnicą otoczona jest murem, co nadaje jej charakter obronny. Zbudowana została z drewna jodłowego i dębowego przez cieśli wykorzystujących doświadczenia ciesielstwa późnogotyckiego. Fundatorem cerkwi był prawdopodobnie poseł na sejm i starosta lubaczowski Jan Płaza. W niespokojnych czasach XVII wieku cerkiew − oprócz funkcji religijnych − odgrywała rolę warowni, w której mogli się schronić mieszkańcy podczas najazdów tatarskich.

Kliknij miniaturkę aby powiększyć zdjęcie

Radruska cerkiew wyróżnia się wiekiem, a także kształtem i formą. Ma trójdzielną budowę z wyraźnie wydzieloną częścią dla kobiet, czyli babińcem, nawą, w której modlili się mężczyźni, i prezbiterium przeznaczonym dla służby liturgicznej. W cerkwi eksponowane są elementy jej dawnego wyposażenia: ikonostas (1 poł. XVII - 2 poł. XVIII w.), dwa ołtarze boczne (poł. XVIII w.), ława kolatorska (XVII w.), krzyż procesyjny (1742 r.), Grób Pański (1830 r.), kamienna kropielnica (XVIII/XIX w.) W nawie (na ścianie ikonostasowej) i w prezbiterium (na ścianie pn.) zachowała się polichromia figuralno-ornamentalna datowana na 1648 r.

Kliknij miniaturkę aby powiększyć zdjęcie

Obok cerkwi zachowały się dwa zabytkowe cmentarze z wieloma nagrobkami w stylu bruśnieńskim. Na starszym i większym z nich zachowały się nagrobki ostatnich właścicieli Radruża – Andruszkiewiczów.

Kliknij miniaturkę aby powiększyć zdjęcie

Po wizycie w Radrużu wróciliśmy do Horyńca aby pospacerować po ładnie utrzymanym parku zdrojowym.

Kliknij miniaturkę aby powiększyć zdjęcie

Z Horyńca pojechaliśmy do Nowego Brusna. Wieś powstała w XVI wieku i była znana jako centrum kamieniarstwa użytkowego i artystycznego na Południowym Roztoczu. Słynne krzyże bruśnieńskie do dziś można spotkać przy drogach regionu. Najbardziej znani bruśnieńscy artyści tworzyli nagrobki, z których wiele znajduje się na cmentarzu Łyczakowskim we Lwowie. W Nowym Bruśnie po zniszczeniu pierwotnej cerkwi Maurycy Kurdwanowski, kasztelan halicki, dzierżawca wsi na nowo wystawił (w 1713 r).dokument fundacyjny parochii. On też, przyczynił się do budowy cerkwi, która w zmienionej przez wieki formie przetrwała do naszych czasów. Wzniósł ją budowniczy Stefan Semenowicz (Siematiewski) z Płazowa. W 1873 r. do sanktuarium dostawiono zakrystię. W końcu tego stulecia sylwetkę świątyni utrwalił w rysunkowym szkicu prof. Julian Zachariewicz ze Lwowa. W 1903 r. w zasadniczy sposób przekształcono bryłę budowli. W miejsce zachodniej części z kaplicą i galerią na piętrze wzniesiono nowy babiniec. Obecnie cerkiew jest oddziałem Muzeum Kresów w Lubaczowie. Niestety nie można zwiedzać (jeszcze) jej wnętrza.

Kliknij miniaturkę aby powiększyć zdjęcie

W pobliżu cerkwi znajduje się stary cmentarz z licznymi nagrobkami, pochodzącymi z miejscowych warsztatów kamieniarskich, w tym także powojenne prace ostatnich kamieniarzy z Polanki Horynieckiej. Na cmentarzu zachowały się także nagrobki ewangelickich osadników niemieckich z DeutschBach (osady niemieckiej z czasów kolonizacyjnych zaboru austriackiego), zwieńczone trójkątem zamiast krzyża.

Kliknij miniaturkę aby powiększyć zdjęcie

Z Nowego Brusna pojechaliśmy na cmentarz w Starym Bruśnie – to w zasadzie jedyny ślad po tej zasłużonej dla historii Roztocza Południowego wsi. Zaparkowaliśmy u wylotu leśnej drogi (50.24857804625902, 23.35030304446098) gdzie tylko tablica informacyjna mówiła, że to właśnie jest właściwe miejsce. Droga prowadziła w lesie, który wyrósł tu w ciągu 70 lat od czasu kiedy wieś przestała istnieć. Już myśleliśmy, że zabłądziliśmy kiedy w lesie zaczęły pojawiać się nagrobki. Nekropolia w Starym Bruśnie zajmuje około ćwierć hektara, na którym znajduje się około 300 nagrobków, a także krzyży, wykonanych przez tamtejszych rzemieślników. Charakterystycznym motywem pojawiającym się na bruśnieńskich krzyżach jest ich stylizacja na drewniane z rzeźbieniami kory dębowej, słojami drewna na poprzecznych belkach krzyża oraz oplatającym belki bluszczem.

Kliknij miniaturkę aby powiększyć zdjęcie

Po drugiej stronie cmentarza, znajdują się ślady po wybudowanej w 1906 roku cerkwi pod wezwaniem św. Paraskewy. Przy jej fundamentach stoją dwa krzyże. Jeden stanowi upamiętnienie budowy cerkwi, a drugi – 950 rocznicę chrztu Rusi.

Po pełnym zadumy zwiedzaniu cmentarza postanowiliśmy poszukać miejsca na nocleg. Na mojej liście kontaktów był Chutor Gorajec – agroturystyka w niewielkiej wsi Gorajec. Zadzwoniliśmy z pytaniem czy możemy przyjechać na nocleg i zostaliśmy zaproszeni przez przemiłych gospodarzy.

Po przyjeździe na miejsce Pan Marcin zaoferował nam na postój „miejsce z najpiękniejszym widokiem w Gorajcu” – sami oceńcie czy miał rację.

Kliknij miniaturkę aby powiększyć zdjęcie

Gospodarze od kilkunastu lat organizują spotkania pasjonatów kultury ludowej pod nazwą „Folkowisko” które cieszą się dużą popularnością.

Kliknij miniaturkę aby powiększyć zdjęcie

Za radą gospodarzy wybraliśmy się na spacer do Kaplicy na Łąkach wzniesionej w miejscu objawień które miały miejsce 130 lat temu.

Kliknij miniaturkę aby powiększyć zdjęcie

Wieczorem gospodarz oprowadził nas po cerkwi, która znajduje się pod opieką mieszkańców wsi.  Cerkiew została zbudowana w 1586 r. -  pierwsza potwierdzona informacja o niezależnej parochii w Gorajcu pochodzi z przywileju króla Zygmunta III z 18 listopada 1618 r. Charakterystycznym elementem wnętrza jest – zachowana do dzisiaj – stała przegroda ikonostasowa, w 2 ćwierci XVII w. pokryta polichromią. W końcu XVII w. w świątyni stanął nowy, piękny ikonostas architektoniczny, zasłaniając na przeszło 200 lat pierwotne malowidła na ścianie ikonostasowej.

Kliknij miniaturkę aby powiększyć zdjęcie

Po noclegu w tak wspaniałym miejscu jakim jest Chutor Górajec pożegnaliśmy przemiłych gospodarzy i zainspirowani opisami na blogu „https://www.znamiotemikamperem.pl” pojechaliśmy na spacer do rezerwatu „Jedlina”. Ścieżka dydaktyczna zaczyna się przy leśnym parkingu i ośrodku edukacyjnym leśnictwa Załuże.

Początkowo szliśmy groblą wśród bagien i torfowisk. Potem zaczęły się schody – szerokie bagniste rozlewiska na ścieżce zmuszały nas do szukania obejść. Szlak nie był też zbyt dobrze oznakowany, tak że w dwóch miejscach musieliśmy go szukać. Ale tereny w dzikim lesie wśród torfowisk bardzo nam się podobały.

Kliknij miniaturkę aby powiększyć zdjęcie

Niestety już po wyjściu ze ścieżki na asfaltową leśną dróżkę dopadł nas deszcz. Na szczęście mieliśmy już tylko jakieś 5 minut do kampera. Ledwie się w nim schroniliśmy kiedy zaczęła się potężna ulewa.

Deszcz nie przechodził więc postanowiliśmy pojechać w okolice gdzie pogoda będzie lepsza – wybór padł na słynną Zagrodę Guciów – opisywaną w przewodnikach jako miejsce zawsze pełne odwiedzających i nastawione na komercję. Tu doceniliśmy trochę COVID – w karczmie, która na szczęście była otwarta byliśmy praktycznie sami.

Kliknij miniaturkę aby powiększyć zdjęcie

Po obiadku pojechaliśmy w stronę Górecka Kościelnego. Po drodze zrobiliśmy jeszcze spacer po rezerwacie Szum. Chroni on przełomowy odcinek rzeki Szum, dopływu Tanwi. Dno doliny porastają lasy łęgowe i olszowe, zbocza bór jodłowy ze świerkiem i sosną, natomiast wierzchowiny bór sosnowy.

Kliknij miniaturkę aby powiększyć zdjęcie

W Górecku Kościelnym chcieliśmy zobaczyć aleję dębów, którą polecała nam Ela.

Zatrzymaliśmy się koło modrzewiowego kościoła z 1768 roku ufundowanego przez ordynatów Zamojskich. Niedaleko sześć kilkusetletnich pomnikowych dębów, o obwodach pni dochodzących nawet do 7,5 m, tworzy wyjątkową aleję na drodze z kościoła do drugiej w sanktuarium kaplicy, usytuowanej na palach nad potokiem Szum, gdzie bije źródło zwane „Bożą Łezką”.

Kliknij miniaturkę aby powiększyć zdjęcie

Z Górecka pojechaliśmy w stronę Majdanu Sopockiego bo chcieliśmy sprawdzić czy nad zalewem otworzyły się kampingi. Niestety – wszystko było zamknięte, zostaliśmy więc na parkingu.

Po noclegu na rozległym parkingu nad zalewem w Majdanie Sopockim dzień nie przyniósł poprawy pogody. Postanowiliśmy więc że pojedziemy do Leżajska i stamtąd do domu – tym bardziej, że na następny dzień musieliśmy zwrócić nasz dzielny kamper właścicielom.

W Leżajsku chcieliśmy zwiedzić przede wszystkim słynną bazylikę zbudowaną na miejscu objawień z 1590 roku. Obecną, monumentalną świątynię, wzniesiono w latach 1618-1628 z fundacji marszałka wielkiego koronnego Łukasza Opalińskiego i jego żony Anny. Motywem fundacji miała być wdzięczność za odniesione w 1610 r. zwycięstwo nad rezydującym w Łańcucie rotmistrzem królewskim i starostą żygwulskim Stanisławem Stadnickim, zwanym z powodu dokonywanych gwałtów i profanacji "diabłem łańcuckim". Budową kierował architekt włoskiego pochodzenia Antonio Pellaccini przy współpracy Szymona Sarockiego. Bazylika Zwiastowania NMP i klasztor bernardynów w Leżajsku są jednym z najcenniejszych zabytków architektury kościelnej z pogranicza renesansu i baroku i stanowią drugie co do wielkości bernardyńskie sanktuarium maryjne. Wnętrze bazyliki leżajskiej wypełnia 19 ołtarzy bocznych, powstałych na przestrzeni XVII-XVIII w. Dają one przegląd artystycznie bogatej twórczości snycerskiej.

Kliknij miniaturkę aby powiększyć zdjęcie

Nas interesowały głównie organy. Jak pisze Wikipedia – „Główne organy bazyliki mają trakturę mechaniczną i 40 głosów. Małe organy w nawach bocznych mają 21 głosów (organy południowe) i 13 głosów (organy północne). Wyposażone są ponadto w urządzenia dodatkowe jak: kukułka, bęben (tympan), ptaszki, horribile. Piszczałki efektu horribile, naśladującego dźwięk kilku bębnów, znajdują się na filarach bocznych nawy głównej. Organy główne posiadają też pełny głos 32', co oznacza, że największa piszczałka ma ponad 10 m długości. 4 szafy organów głównych, połączone z dekoracją chóru, stanowią monumentalną fasadę wypełniającą zachodnią ścianę bazyliki aż po sklepienie. Organy główne mają w ten sposób 15 m wysokości i 7,5 m szerokości, jednak kompozycja architektoniczna prospektu łączy je nierozerwalnie również z dwoma sąsiednimi instrumentami w nawach bocznych, tworząc jeden monumentalny zespół organowy, na którym – jedynym w świecie – może grać 3 organistów równocześnie”.

Mieliśmy to szczęście, że po skończonym nabożeństwie organista postanowił jeszcze trochę pograć i uraczył nas toccatą d-moll Jana Sebastiana Bacha – to było wspaniałe.

Kliknij miniaturkę aby powiększyć zdjęcie

W Leżajsku jest wiele zabytków, jak choćby grób (ohel) cadyka Elimelecha, jednego z najwybitniejszych przedstawicieli chasydyzmu. Niestety aby go zobaczyć trzeba się wcześniej umawiać z obsługą cmentarza a w okresie kiedy my byliśmy obowiązywały jeszcze zakazy epidemiczne.

Pogoda tylko upewniła nas w naszej decyzji i wróciliśmy do domu.

Przejechaliśmy kamperem prawie 1500 km i było to fajne przeżycie. Wolność w wyborze trasy czy miejsca postoju wraz z komfortem podróżowania dobrze wyposażonym kamperem to jest coś czego warto spróbować.

Na pewno nie był to nasz ostatni taki wyjazd.

 Dorota i Jurek

We use cookies
Ta strona korzysta z plików cookies. Używamy plików cookies wyłącznie do analizowania ruchu na naszej stronie. Nie zamieszczamy reklam, nie wymagamy logowania, nie zbieramy żadnych innych danych osobowych. Korzystając z naszej strony internetowej, zgadzasz się, że możemy umieszczać tego rodzaju pliki cookie na Twoim urządzeniu.