• HynekBanner.jpg

Złota polska jesień albo granice czasu

Siedzieliśmy w Konradowie na ganku a obok przepływały (przelatywały w krystalicznie czystym powietrzu) nitki babiego lata. Pięknie lśniły i wiły się w słońcu. Niby nic dziwnego, wszak pora właściwa.  A jednak miła. I historyczna chciałoby się rzec. W końcu tyle ważnych zdarzeń ostatnio. Można i trzeba potraktować to z należną atencją.

A rzeczywiście ozłoceni zostaliśmy z końcem lata i jesieni początkiem. NOBLIŚCI! Nasi siatkarze mistrzami świata! Po czterdziestu latach powtórzyli sukces ekipy Wagnera. Pamiętam jak we Francji (tak się złożyło – wracałem z Alp) oglądaliśmy finałowy pojedynek z Montrealu, nasi grali (to wszyscy przecież pamiętają!!!) z siatkarzami Związku Radzieckiego. Przez głos francuskiego komentatora, co rusz przebijały odgłosy Sali i wyraźne polskie (chyba Polonusów, bo naszych kibiców tam raczej nie było) zawołania „Lej Moskala”. Teraz także pierś wypięta jak do medali i … jakby zanik pamięci. Nie tak dawno przecież, kiedy PZPS zatrudnił, jako trenera reprezentacji siatkarzy Stefana Antiguę słychać było (widać też) jak niektórzy (rzecz jasna fachowcy) wyrażali swoje zdanie, co do pełni władz umysłowych, tych, którzy się na to zdecydowali. A plucie, a kaktus na ręce mi wyrośnie, a… Ciekawy jestem swoją szosą - jak z tym świeżo wyhodowanym kaktusem na dłoni wykonują oni dzisiaj swoją, jaaakże odpowiedzialną robotę. O dwóch tylko przypadkach honorowego zachowania w tym kontekście słyszałem. Pierwszy to dziennikarz sportowy, który w Katowicach chodził po hali z tablicą na szyi uwiązaną, gdzie napis głosił „wynalazek”. To była jego opinia o trenerze, w chwili wyboru. Drugi to Zbyszek Bartman, który przeprosił za swój brak wiary. Pozostali… Dumni i bladzi bo oni, bo nasi, bo złoto. Przecież to, co mówili wcześniej to tylko słowa. Rzucać, więc nimi można bez opamiętania. Odpowiedzialność za to, co się mówi (pisze), a cóż to znaczy.

No i drugi medal. W kolarstwie. Zawodowym. W elicie. I znowu „mędrcy” pokpiwają z medali, jakie nasi zdobyli kilka dziesięcioleci wcześniej.”Co to były za zawody/”, „Co to były za medale?”. Tak jakby to był mniejszy sukces. Jakby mniejszy wysiłek. Jakby mniej bolało. A zupełnie już nie pasują te sukcesy do wyobrażeń (mitów?) o tym, że nie potrafimy działać wspólnie. Że nie nadajemy się do pracy zespołowej. My – to przecież namaszczeni indywidualiści. Chciałoby się krzyknąć – g…o prawda!  Przecież oba te medale to wynik wspólnego działania. Zespołowego. Siatkarze wiadomo. Ale przecież Kwiatek tak pięknie dziękował chłopakom z drużyny. Mówił wręcz o komforcie jazdy! A to przecież (teoretycznie) taka nietypowa dla Polaków współpraca. Wspólna gra. Może to znak czasów? Oby…

Dużo, może zbyt dużo dzisiejszych czasach zależy od mediów. Ostatnio wytworzyły (przynajmniej w Polsce) nową cezurę. Coś jest, coś będzie w środę, coś będzie po środzie. To coś to expose Pani Premier. Jedni leją oliwę na wzburzone fale, inni minują przedpole i stawiają zasieki. A po środzie? – nadejdzie (już nadszedł kolejny dzień). I co? – manna nam z nieba nie spadła. Ale tsunami też nie było. A wierszówka wzięta.

2 października 1413. 601 lat temu w Horodle zawarto unię pomiędzy Polską a Litwą. Stanowiła efekt mądrości politycznej Władysława Jagiełły, pozwoliła pogłębić więzi między dwoma krajami i umocniła je na arenie międzynarodowej. Okazała się fundamentem związku dwóch państw, który przetrwał z obopólną korzyścią aż do rozbiorów.( histmag.org)

AZH

We use cookies
Ta strona korzysta z plików cookies. Używamy plików cookies wyłącznie do analizowania ruchu na naszej stronie. Nie zamieszczamy reklam, nie wymagamy logowania, nie zbieramy żadnych innych danych osobowych. Korzystając z naszej strony internetowej, zgadzasz się, że możemy umieszczać tego rodzaju pliki cookie na Twoim urządzeniu.