• HynekBanner.jpg

Zapusty

1.„Pijak przy trzepaku czknął, równo z wybiciem północy. Zogniskował z trudem wzrok na przyglądającym mu się uważnie piwnicznym kocurze.- Kisssi... kisssi - zabełkotał. - Ciiicha noooc... Powiesz coś, koteczku, ludzkim głosem?- Spierdalaj. - odparł beznamiętnie kocur i oddalił się z godnością” (Tomasz Pacyński- Linia ognia)

2. Dostałem wytyk albo tzw. opeer, że piszę o kotach zamiast o górach, „czekam na góry” - melduje mój przyjaciel.  Ja też.  Ale, że „duch ochoczy, ale ciało mdłe” poczekać trzeba.  Tym bardziej, że mam przekonanie (graniczące z pewnością), że góry będą nadal. Jak mnie i kota już dawno nie będzie na tym najlepszym ze światów. I, jeśli mnie parę rzeczy nie myli to one już były. Wcześniej. Hasło „w góry, w góry, miły bracie” obowiązuje. Bezwarunkowo!  Ciągle i nieustannie. Ale trochę ślisko. I parę rzeczy już nie takich jak kiedyś. W końcu, ja nie glacjolog. Ale jeszcze… Niech no tylko „zakwitną jabłonie”.

3.Podczas klarowania masła. Nie jest to czynność byle jaka, bo i czasochłonna i odpowiedzialna. Tak, tak odpowiedzialna, bo regularnie i ciągle szumowiny zbierać należy. Inaczej cała operacja przysłowiowemu psu na budę. Też przysłowiową zresztą. Ale pachnie pięknie. Masłem! A to nie jest żaden ersatz tylko tłuszcz prawie czysty. I naturalny. Nie żaden wymysł następców Mendelejewa. A póki nam Unia nie zabroni, jak wędzenia kiełbas i szynek (w trosce o nasze zdrowie rzecz jasna) trzeba to robić.

Ciężka praca to nie jest, ot doglądać trzeba i zbierać...Jak już pisałem. No i wyrzucać. Ciągłe wrzenie, kłębienie się cząsteczek białek, ścinanie się ich (twardnienie) i wyrzucanie ich poza obręb...Czasami bulgot jakiś z dna się podnosi. Może nie taki jak "światło i brzęk" ale jednak. I coraz bardziej klarowna esencja. Wreszcie przeźroczysta, którą trzeba przelać do słoika. Po jakimś czasie matowa i gęsta. Chyba, że ją podgrzejesz. Rewelacja do smażenia i pieczenia. Pięknie złota, w różnych stanach skupienia. Żeby tak dało się w życiu. Szczególnie z tym pozbywaniem się szumowin. Bo z samym grzaniem, problemów raczej nie ma.

4. Forma idealnego cierpienia. Znalazłem, tzn. wyczytałem dwa stwierdzenia (twierdzenia?!), które w jakimś stopniu odpowiadają (próbują odpowiedzieć) jacy jesteśmy. My. Polacy.

M. Ravenhill mówi, że „zawsze dziwiło go brzemię odpowiedzialności, które biorą na siebie dramaturdzy z naszej części świata. Że dramaturdzy rosyjscy muszą jakoś strasznie cierpieć i pić, żeby mieć prawo pisać o cierpieniu. Niemcy muszą przestudiować „wszystkie fakultety” żeby zacząć w ogóle pisać; a Polacy w genach mają, że muszą zastępować rząd i wieszczyć. Podczas gdy Anglicy po prostu opowiadają historie za pieniądze”. 

(„Działania awangardowe” - Tygodnik Powszechny)                                                                                          

Włoch wspina się w zimie, bo Polacy wymyślili to w latach 80-tych i nazwali formą idealnego cierpienia. A Polak dlatego, że zimą zdobywanie Nanga Parbat kosztuje jedynie 300 euro(*).”                    

(„Punk na wysokości”- Duży Format),  (*)  Latem pozwolenie na wejście kosztuje 10 tysięcy dolarów.

5.FORMA IDEALNEGO CIERPIENIA... A  inne formy?

6. Nanga Parbat. Nikt tej góry nie zdobył zimą. Czeka na Polaków?!

                                                                                                                             AZH 

We use cookies
Ta strona korzysta z plików cookies. Używamy plików cookies wyłącznie do analizowania ruchu na naszej stronie. Nie zamieszczamy reklam, nie wymagamy logowania, nie zbieramy żadnych innych danych osobowych. Korzystając z naszej strony internetowej, zgadzasz się, że możemy umieszczać tego rodzaju pliki cookie na Twoim urządzeniu.