• Rejsy1Banner.jpg
  • Rejsy2Banner.jpg
  • Rejsy3Banner.jpg
  1. Start!
  2. Nasza Ciekawość Świata
  3. Europa
  4. Rejsy
  5. 2005 - Na żaglach wokół Peloponezu

Na żaglach wokół Peloponezu

Jesienią 2004r. padła propozycja – w przyszłym roku płyniemy naokoło Peloponezu. Jęknęliśmy obawiając się, że będzie trochę za mało atrakcji. Jedynie Gaweł wierzył, że te trzy tygodnie rejsu będzie wyjątkowe.

 

Kliknij miniaturkę aby powiększyć zdjęcie

W sierpniu 2005r. wypłynęliśmy z Pireusu i przy pięknej żeglarskiej pogodzie przepłynęliśmy koło Paros i Hydry, które już kiedyś odwiedziliśmy. Śpiesząc się do Nafplio zdecydowaliśmy się jedynie na spacer po uroczym Spetses na wyspie o tej samej nazwie. Kiedyś, w XIX w., ta wysepka odegrała ważną rolę w wojnie o niepodległość Grecji w walkach z Turkami. Dzisiaj jest znanym miejscem turystycznym. Po naładowaniu akumulatorów i zrobieniu zakupów wracamy na jacht. Czeka nas przyjemny rejs do fantastycznie oświetlonego Nafplio. Obronny charakter miejsca widoczny jest od razu. Najpiękniej oświetlone są twierdze, zarówno ta na wodzie jak i ta na lądzie. Na wodzie to wspaniały wenecki zamek obronny Bourtzi. Na wzgórzu Nauplion kusi nas światełkami Zamek Palamidi. Rano, zaraz po śniadaniu wybraliśmy się do tej położonej około 216 m npm twierdzy pokonując ponad 500 stopni w piekielnym upale. Warto było. Z zamku wzniesionego przez Wenecjan w latach 1686-1715 roztacza się przepiękny widok.

 

Kliknij miniaturkę aby powiększyć zdjęcie

Po zejściu malowniczymi uliczkami Nafplio postanowiliśmy pojechać do wzniesionego na skalnym grzbiecie ufortyfikowanego kompleksu pałacowego w Mykenach. Pierwsze budowle stanęły tam w XVI w. p.n.e. Koniecznie chcieliśmy zobaczyć opiewane w homerowskiej „Iliadzie” Mykeny. Błyskawiczny rozwój nowej wówczas kultury zwanej mykeńską rozpoczął się około XVI wieku p.n.e. Cały okres trwania tj. do XII/XI wieku p.n.e. nazwano okresem mykeńskim. Dominującym państwem mogły być wtedy Mykeny. Ich władcą miał być Agamemnon, który to szedł na czele wyprawy na Troję. Zwiedzanie rozpoczęliśmy od jego grobowca. Do budowli prowadzi dromos, czyli wycięta w stoku wzgórza wysoka aleja o długości 36 metrów. Ogromne kamienne bloki zostały połączone bez zaprawy. Wewnątrz jest komora grzebalna w kształcie ula o średnicy 14,5 metra i wysokości ponad 13 metrów. W komorze tej złożono szczątki niezidentyfikowanego króla. Złożono też zapasy jedzenia, broń i sprzęt potrzebny w podróży w zaświaty. Pomieszczenie zamykała brama złożona z dwóch masywnych skrzydeł. Nad wejściem do grobowca jest nadproże z bloku skalnego o długości 9 metrów i wadze 120 ton. Świadczy to o niezwykłych umiejętnościach mykeńskich architektów. Ciekawostką jest też akustyka w głównej komorze. Stojąc w odpowiednim miejscu można wyraźnie usłyszeć szepty innych osób. Andrzej skwitował to słowami "Ah, jak na dworcu w Opolu". Grób Agamemnona, zwany też skarbcem Atreusza jest jednym z dwóch takich grobów znalezionych w Grecji.

 

Kliknij miniaturkę aby powiększyć zdjęcie

Dalej przeszliśmy do twierdzy przechodząc częścią starożytnych Myken. Wokół twierdzy kiedyś było duże osiedle zamieszkane przez kupców i rzemieślników. Poniżej cytadeli natrafiliśmy na tak zwany drugi krąg grobów królewskich i grobowiec Klitajmestry (żony Agamemnona). Zbliżając się do cytadeli obserwowaliśmy mury otaczające Mykeny nazywane cyklopowymi (starożytni Grecy nie mogli uwierzyć, że tak ogromna budowla mogła zostać wzniesiona przez ludzi i byli przekonani, że dokonali tego Cyklopi). Bramą Lwic weszliśmy na teren cytadeli  i zobaczyliśmy pierwszy krąg grobów królewskich gdzie podczas wykopalisk odnaleziono imponującą ilość złotych przedmiotów oraz złotą maskę pośmiertną. Dalej sieć spichlerzy i magazynów oraz pozostałości pałacu.

 

 

Kliknij miniaturkę aby powiększyć zdjęcie

Wracając zajechaliśmy do wspaniałego i podobno najlepiej zachowanego starożytnego teatru Grecji w Epidauros. Teatr został zbudowany prawdopodobnie przez Polikleta Młodszego około 300 roku p.n.e. Mógł pomieścić 14 tysięcy widzów. Nie dowierzając przewodnikom sprawdziliśmy czy z najwyższego, pięćdziesiątego czwartego rzędu słychać będzie cicho wypowiadane słowa z okrągłej orchestry. Przewodniki nie kłamią!!!!. Nawet kamera doskonale to potwierdziła. Widownia amfiteatru podzielona jest na dwie części: część dolną pochodzącą z IV w. p.n.e. tworzą 34 rzędy widowni a górną dobudowaną w czasach rzymskich – 21 rzędów. Spacer po tym terenie jest niezwykle przyjemny. Można podziwiać jego położenie i wdychać aromat żywicznych lasów piniowych. Teatr robi ogromne wrażenie

 

Kliknij miniaturkę aby powiększyć zdjęcie

Pełni wrażeń dotarliśmy na kolację w Nafplio - pierwszej stolicy nowożytnego państwa greckiego.

Rano jeszcze spacer uliczkami, ostatnie zakupy i fajnie bo fajnie, ale wreszcie oddaliśmy cumy naszego jachtu. Za rufą Nafplio, w morzu niesamowita ilość meduz, a przed nami piękne, górzyste wschodnie wybrzeże Peloponezu. Po przyjemnej żegludze zawinęliśmy do Leonidhion. Okolice tego portu znane są wspinaczom górskim, ale my postanowiliśmy popływać w ciepłych wodach otoczonych górami. Przechodząc od zatoczki do zatoczki zostaliśmy obdarowani lodem w kostkach przez właścicielkę jednej z miejscowych tawern. Wieczorna kolacja w jej małej restauracyjce nad brzegiem morza smakowała wyśmienicie.

 

Kliknij miniaturkę aby powiększyć zdjęcie

Przy słabym wietrze dopłynęliśmy do Gerakas, małej miejscowości ukrytej w głęboko wciętej zatoczce. Przed fiordem wypatrzyliśmy śliczną otoczoną skałami zatoczkę. Wspaniałe miejsce do ponurkowania i zabaw na wodzie. Ela i Romek postanowili spenetrować dno. Założyli poważne skafandry nurkowe,  maski, fajki i butle na plecy. Dla Eli było to jedno z pierwszych nurkowań, a więc było trochę zabawy. Cała załoga pomagała jej się ubrać w te wszystkie nurkowe dziwności, a tu płetwa się odpięła, pasek od maski z fajką się urwał, zegarek się nie włączył, itp.

 

Kliknij miniaturkę aby powiększyć zdjęcie

Wreszcie w towarzystwie Henia zniknęli pod powierzchnią wody. Nam pozostała zabawa ze skuterkami wodnymi. Wybawiliśmy się jak dzieci. Późnym popołudniem wyruszyliśmy w głąb zatoki. Miasteczko położone na zboczach tamtejszych wzgórz prezentowało się nieźle w zachodzącym słońcu. W spokojnej wodzie odbijały się kolorowe łódki rybackie i szczyty gór. Nad brzegiem fiordu zapraszały na kolację miejscowe kafejki. Heniu polecił nam jedną z nich, opowiadając, że takich kalmarów nie spróbujemy nigdzie. Była to prawda.

 

 

Kliknij miniaturkę aby powiększyć zdjęcie

Z żalem żegnamy urocze miejsce, ale również oczekujemy na wymarzoną Monemwasię, o której się wiele naczytaliśmy. Zacumowaliśmy. Otoczenie jest niesamowite. Wysoki na 300 metrów skalny blok, jest połączony ze stałym lądem groblą. Stanowi niepowtarzalny widok. Stwierdziliśmy, że nazwa "Gibraltar Wschodu" jest jak najbardziej właściwa. Szybki klar na jachcie i idziemy na wycieczkę.

 

Kliknij miniaturkę aby powiększyć zdjęcie

Miasto składa się z dwóch części – położonego nad brzegiem morza Dolnego Miasta oraz wznoszącego się na skale Górnego Miasta z niezwykle malowniczymi przepaściami morskimi, od strony północnej. Do dolnego miasta przylegającego do wysokiej i stromej ściany skalnej weszliśmy przez jedyną bramę. Miasto z trzech stron otaczają XVI-wieczne weneckie mury obronne. Od czasów powstania w 583 roku aż do momentu otwarcia kanału Korynckiego Monemwasia była bardzo ważnym portem. Jej strategiczne położenie z jednej strony gwarantowało dobrobyt, a z drugiej narażało na ataki wrogów . Stąd w obrębie murów nigdy nie było portu. Bogata historia tego miejsca powoduje, że jest co oglądać: wspaniała zabudowa i domy pokryte dachówką, labirynt wąskich uliczek, katedra, kilka kościołów i meczet. Ustawione gdzie tylko można ogromne greckie amfory dodają uroku. W pełnym słońcu wspinamy się schodami do Górnego Miasta, które kiedyś było główną częścią Monemwasji. Tuż po wyjściu na skalne plato, stanęły przed nami ruiny kościoła bizantyjskiego Agia Sofia - jedynego ocalałego budynku w Górnym Mieście. Znajduje się on w najwyższym punkcie skały. Po przejściu na drugi koniec plato poprzez pozostałości XIII wiecznego fortu, ruiny koszar, strażnic i prochowni z czasów panowania weneckiego odsłonił nam się wyjątkowy widok na całą okolicę.

Później, opływając Monemwasię naokoło mogliśmy podziwiać ją z każdej strony.

 

Kliknij miniaturkę aby powiększyć zdjęcie

W doskonałych nastrojach dopłynęliśmy do południowego cypla Peloponezu, a za cyplem czekała nas niespodzianka. Bajkowe Elafonisos z piaszczystymi plażami, ciepłą i czystą wodą koloru błękitnego przeniosło nas do innego świata.

Jak to żeglarze, przeczuwając korzystny kierunek wiatru, podnieśliśmy kotwicę. Przy silnym wietrze dopłynęliśmy do Kithiry. Wysepka na mapie wygląda jak kropla wody spadająca z południowo-wschodniego cypla Peloponezu. Jej dogodne położenie sprawiło, że od starożytności do połowy XIX w. była ważnym punktem wojskowym. Tamtejsza twierdza zrobiła na nas duże wrażenie. Jak zwykle wybudowano ją na wzgórzach, a więc i widoki były przednie.

 

Kliknij miniaturkę aby powiększyć zdjęcie

Na drugi dzień ciągle wiało w korzystnym dla nas kierunku. Przy wspaniałej żeglarskiej pogodzie dopłynęliśmy do Diros na półwyspie Mani. Celem naszym były niezwykłe, bardzo stare jaskinie. Stalagmity powstawały tam tysiące lat temu jeszcze gdy poziom morza był znacząco niżej. W tej chwili wiele korytarzy jest zalanych a stalaktyty znajdują się nawet na głębokości 71m. Po zakupieniu biletów wsiedliśmy do łódek, które podpływały do pięknych tworów skalnych. Kolory, ilość i wielkość stalaktytów, stalagmitów i stalagnatów zapiera dech w piersiach. Co więcej od łodzi do wylotu jaskini szliśmy sami. Nie poganiał nas żaden przewodnik ani obsługa. Do woli mogliśmy oglądać te cuda robiąc zdjęcia i filmując. Od wylotu jaskini roztacza się bajkowy widok na zatokę, w której pozostawiliśmy jacht.

 

Kliknij miniaturkę aby powiększyć zdjęcie

Wieczorem dopłynęliśmy do nowoczesnej Kalamaty, która dla nas była bazą wypadową do Mistry. Wypożyczyliśmy dwa autka i poprzez głębokie, zalesione doliny dojechaliśmy do celu.

Mistra to prawie całkowicie opuszczone miasto zlokalizowane na stromych zboczach gór Tajget. W 1989 roku zostało wpisane na światową listę UNESCO. Mistra powstała w 1249 roku jako twierdza. Miała ona zapewnić swojemu twórcy, frankońskiemu księciu Wilhelmowi II Villehardouin, kontrolę nad tą częścią Peloponezu. Za jego czasów był to jedynie fort zbudowany na szczycie wzgórza ponad doliną rzeki Evrotas. Z biegiem lat, u stóp fortu powstało miasto, a fort zaczęto nazywać „Kastro”. Dziesięć lat po powstaniu miasta przeszło ono w ręce Bizantyjczyków, po wygranej bitwie pod Pelagonią. Po 1348 roku stała się stolicą despotatu Morei. Zanim miasto zdobyli Turcy w 1460 roku, było ono ważnym ośrodkiem kultury. Przybywali tu uczeni i artyści z Serbii, Konstantynopola i Włoch. Wpływy włoskie widać w kolorowych i doskonale zachowanych freskach zdobiących kościoły. Miasto dzieliło się na trzy części: Kastro – frankoński zamek obronny, Górne Miasto, w którym znajdował się pałac despotów i Dolne Miasto z katedrą. My zaczęliśmy zwiedzanie od Górnego Miasta.

Czerwone dachy, nietypowe zabudowania i fragmenty zachowanych fresków pozostają w pamięci na zawsze.

 

Kliknij miniaturkę aby powiększyć zdjęcie

Trochę zmęczeni posililiśmy się sokiem ze świeżo wyciskanych pomarańczy. W drodze powrotnej zauważyliśmy rolnika sprzedającego miód i pomidory. Pomidory wyglądały bardzo ładnie. Zapach zachęcał do kupna. Postanowiliśmy zakupić na jacht całą dużą reklamówkę - parę ładnych kilogramów. Będzie na kilka dni, pomyśleliśmy, ale nic z tego. Pomidory okazały się tak pyszne, że przed śniadaniem trzeba było uzupełnić zapasy.

Rano krótki rekonesans po nowoczesnej Kalamacie i zmęczeni zgiełkiem wypływamy. Przed nami południowo zachodni cypel z twierdzami Koroni i Mathoni nazywanymi "oczami Wenecji" gdyż z ich murów śledzono ruchy statków z Grecji do Italii.

Przybiliśmy do Koroni. Już z portu widać i mury i wejście do warowni, której budowę rozpoczęto 1206 r. Do dnia dzisiejszego zachowały się ogromnej grubości mury. Za murami prywatne domy z ogródkami oraz niespodzianka - wypielęgnowany mały żeński klasztor Timiou Prodromu. Białe zabudowania kontrastują z ruinami twierdzy. Ze wzgórza roztacza się wspaniały widok. Schodziliśmy przesympatycznymi wąskimi uliczkami, wśród kwiatów i kwitnących agaw.

 

 

Kliknij miniaturkę aby powiększyć zdjęcie

Po kąpieli ruszyliśmy dalej tj. na drugą stronę Półwyspu Messeńskiego czyli do Mathoni. Drugie "oko" okazało się równie wspaniałe. Dopłynęliśmy przy zachodzie słońca co dodało uroku dostojnej twierdzy. Zasłużona kąpiel, kolacja i planowanie zwiedzania. Nie było to proste bo Gabrysia obchodziła swoje urodziny. Zwiedzanie rozpoczęliśmy od kafejki i wręczenia naszej jubilatce różowych oleandrów.

Dochodzimy groblą dobrze zachowanego fortu. Twierdza budowana w tym samym czasie co Koroni przytłacza swoją wielkością. Wewnątrz znajdują się ruiny domów, katedry, tureckiej łaźni i kilka korytarzy. Mury są potężne. Ogromny teren przechodzimy w upalnym słońcu, ale widoki wynagradzają wszelkie trudy.

 

Kliknij miniaturkę aby powiększyć zdjęcie

Wypływamy i oczom załogi ukazują się śliczne przesmyki i skałki wystające z morza. Zaczęliśmy sobie przypominać co słynniejsze bitwy w tym rejonie, a wieczorem tańce na pokładzie naszego jachtu i na kei w Pylos. Na zwiedzanie Pylos nie wystarczyło nam czasu.

Odpływamy i po długim przelocie cumujemy w Katakolon. Być tak blisko i nie zawitać do Olimpii? Nie to nie było możliwe. Po sklarowaniu jachtu, krótkiej kąpieli w cieplutkim morzu, taksówkami wybraliśmy się do miejsca, które można oglądać w TV przed każdą olimpiadą. Płomień olimpijski, który płonie podczas igrzysk uzyskuje się zapalając go za pomocą promieni słonecznych skupionych przez paraboliczne zwierciadło na stadionie w Olimpii, skąd przenoszony jest przez olimpijską sztafetę do miejsca rozgrywania igrzysk w danym roku. Stojąc w tym miejscu odczuwa się dreszczyk emocji, a i teraz przy każdej kolejnej ceremonii rozpalania ognia wracamy myślami właśnie tutaj do wydzielonego miejsca nieopodal świątyni Hery. Do świątyni Hery przechodzi się przez duży Święty Gaj tzw. Altis czyli przez Sanktuarium Zeusa. Początkowo (IX-VIII w. p.n.e.) w otoczonym murem sanktuarium znajdował się tylko ołtarz Zeusa. Od VII w. p.n.e. zaczęto w obrębie Altis wznosić monumentalne budowle. Najważniejszą z nich była ukończona w ok. 456 p.n.e. świątynia Zeusa. Wewnątrz świątyni znajdował się jeden z tzw. siedmiu cudów świata – posąg Zeusa dłuta Fidiasza. Oprócz tego znajdowało się tam szereg różnych budowli: pracownia Fidiasza, Leonidajon (hotel dla honorowych gości), świątynia Hery, tzw. Filipejon, czyli świątynia Filipa II Macedońskiego oraz budowle administracji sanktuarium: buleuterion, prytanejon. Wokół sanktuarium powstawały obiekty sportowe.

 

Kliknij miniaturkę aby powiększyć zdjęcie

Nieopodal znajduje się ciekawe muzeum archeologiczne. Romek, którego hobby było tradycyjne garncarstwo zwracał naszą uwagę na niebywałe umiejętności starożytnych twórców.

W planie naszego rejsu było opłynięcie Zakinthos. Do małego porciku nieopodal błękitnych grot dopłynęliśmy wieczorem. To pozwoliło nam wyruszyć do nich o świcie. Kotwicę zarzuciliśmy przed śpiochami. Nasz jacht był jedyny. Z radością zrzuciliśmy ponton na wodę i delektowaliśmy się pięknem tego miejsca. Ciepła, błękitna woda zachęcała do pływania i nurkowania. Bajkowe, urozmaicone dno, czerwone rozgwiazdy na skałach, kolorowe rybki, szaro-srebrne kolczatki no i my kosmicznie niebieskawi w tej wodzie. Po kilku godzinach już nie byliśmy sami, tak więc szybka decyzja. Płyniemy do Zatoki Wraka. Ogromne białe skały kontrastujące z błękitem morza tworzą tam bajkową scenerię. Woda mieniła się nam dziesiątkami odcieni błękitu oraz zieleni. Na pięknej plaży leży wrak statku do połowy zatopiony w piasku. Według legendy statek ten należał do przemytników papierosów, którzy w czasie jednego z rejsów w 1983 roku zostali zauważeni przez straż przybrzeżną i uciekając przed pościgiem wpadli na pobliską mieliznę.

 

Kliknij miniaturkę aby powiększyć zdjęcie

Jak zwykle ludzi i jachtów było bardzo dużo. My popłynęliśmy dalej tzn. opływając zachodnią część wyspy, podziwiając ciekawe formy skalne dotarliśmy do naszego celu czyli Zatoki Żółwia na południu wyspy. Zatoka ta z długą piaszczystą plażą, która obmywana jest przez krystalicznie czystą wodę uważana jest za wyjątkowe miejsce, gdyż żółwie Caretta-Caretta składają tu swoje jaja. Niestety nie mieliśmy szczęścia i żółwie nam się nie pokazały tak jak sobie wymarzyliśmy. Może o innej porze roku?

Kilka mil dalej leży stolica wyspy Zakinthos. Nie odpuściliśmy niczego co ważne dla Zakinthos i dla nas. Na początek wenecka twierdza Bohali. W nastrój wprowadzają pachnące pinie. Widok na okolicę jest niesamowity, piękna panorama miasta oraz zatoki Laganos. Spacerkiem schodzimy do centrum miasta. Zakinthos było mocno zniszczone przez trzęsienie ziemi w roku 1953. Teraz jest miłe, czyste i klimatyczne. Dochodzimy do głównego placu w mieście noszącego nazwę twórcy hymnu narodowego Grecji – Salomosa. Najcenniejszym zabytkiem przy placu jest kościół Agios Nikolaos tou Molou, który przetrwał trzęsienie ziemi. Budowla zbudowana była w XVII wieku w stylu renesansowym z wyjątkiem dzwonnicy, która ma bizantyjski charakter. W kościele możemy obejrzeć szaty Św. Dionizosa, który pełnił tu posługę.

Przy placu Agiou Markou (Św. Marka) znajduje się pełno knajpek i barów. Tu postanowiliśmy odpocząć i coś zjeść. Po posiłku przespacerowaliśmy się koło muzeum poświęconego poecie Solomosowi oraz obok jedynego na wyspie kościoła katolickiego. Wracając do portu przechodzimy koło ładnego kościoła Agios Nikolaos. Zbliża się wieczór, wracamy na jacht.

 

Kliknij miniaturkę aby powiększyć zdjęcie

Rano po krótkiej kąpieli w morzu wypływamy na nasz ostatni na tym rejsie przelot. Po wspaniałej żegludze wieczorem dopływamy do Patry. Już z daleka widzimy charakterystyczny długi, oświetlony most.

Wieczór kapitański, czyli uroczysta kolacja pożegnalna na jachcie, rano pakowanie i wsiadamy do busa, który ma nas dowieźć do Aten na lotnisko. Kierowca okazał się bardzo sympatyczny i dał się namówić byśmy zatrzymali się i popatrzyli na Kanał Koryncki z mostu. Nieźle!!!!!!!

W trakcie tego rejsu przepłynęliśmy 512 Mm w tym 117 godzin udało się pod żaglami.

 Dorota