Morze Jońskie - 2012
Właśnie wróciliśmy z rejsu po Morzu Jońskim. Rejs był krótki - zaledwie tydzień. Ale z tym pogodziliśmy się już wtedy kiedy w marcu zapadła decyzja że płyniemy. Był nowy jacht - ostatnie nasze rejsy odbywaliśmy na s/y Sting, teraz był nowy EM10 - Beneteau Cyclades 50.4. Większy, lepiej wyposażony, wygodniejszy. Płynęliśmy tylko w pięć osób plus zaprzyjaźniony skipper Heniu Kwiatek.
Pogoda jak to na Jońskim o tej porze roku - mało wiatru, duuużo słońca. Planów wielkich nie mieliśmy - bo co tu planować na kilka dni. Zarządził Heniu - przylecieliśmy w piątek - spóźnieni o 3 godziny (ach te czartery) - i jak tylko poprzednia załoga pojechała na lotnisko wyszliśmy na noc w morze. A rano byliśmy już na Lefkadzie - w zatoczce niedaleko portu Nidri.
Śniadanko, kąpiel w morzu i skok do Nidri - byliśmy już tu w 1996 roku. Teraz w planie było zwiedzanie wodospadów - fajna wycieczka i fajne wodospady - tylko trochę ciepło.
Po zwiedzeniu wodospadów popłynęliśmy na Meganissi do Porto Spilia. Po drodze spotkaliśmy łódkę z polską załogą ze skipperem który jest kolegą Henia. Było więc stanie burta w burtę na morzu, drinki, wymiana informacji. Na Meganissi kolacja w knajpce "U nurka" a rano popłynęliśmy na kąpiel do zatoczek Meganissi. Woda super, wokół skałki, w wodzie muszle - to właśnie to po co przyjechaliśmy.
Po kąpieli trochę powiało więc postawiliśmy szmatki i popłynęliśmy na nieznaną nam Kalamos. Postój w małym porcie był krótki - żołądkowe kłopoty jednej z koleżanek zmusiły nas do powrotu do Nidri - nie chcieliśmy ryzykować, a tam jest cywilizacja czyli lekarze, apteki itp. Trochę po północy rzuciliśmy kotwicę w Nidri, a rano poszukaliśmy pomocy greckiej służby zdrowia.
Po południu - już w komplecie - szybko wystartowaliśmy z Nidri i wieczorkiem byliśmy w pięknie położonym porcie Sifota w głęboko wcinającej się w Lefkadę zatoce na południowym cyplu wyspy. Porcik super, klimat żeglarski, fajne knajpki, mnóstwo jachtów - cudem udało nam się zacumować w miejscu gdzie nasze echo pokazywało raptem 30 cm więcej niż nominalne zanurzenie.
Następnego dnia popłynęliśmy w kierunku Kefalonii, do portu Fiskardo na jej północno zachodnim cyplu. To był najbardziej na południe wysunięty punkt do którego dotarliśmy w 1996 roku - ale wtedy startowaliśmy z Włoch, z Santa Maria di Leuca.
Teraz mieliśmy okazję zwiedzić porcik dokładniej. A że byliśmy na miejscu już w okolicach południa więc z miejscem do cumowania nie było problemu. Port - podobnie jak Sifota bardzo fajny. Dużo więcej jachtów niż przed laty - większość stoi na kotwicowisku w zatoce cumując do drzew, głazów itp. Wspaniałe miejsce do kąpieli na zachodnim cyplu zatoki, pod starą wenecką latarnią. Wieczorem kolacja w fajnej, ale dosyć drogiej knajpce, a nazajutrz późnym rankiem wypływamy do Kioni na Itace. Tam trzeba być wcześniej bo port mały więc po południu nie ma z reguły miejsc przy kei. Nam udaje się stanąć longside przy końcu kamiennego falochronu. Idziemy na kąpiel za falochron, a w międzyczasie zaczyna wiać tak, że głowę chce urwać. W porcie robi się tłok, coraz więcej jachtów ucieka przed wiatrem - chociaż wieje właśnie bardziej przy wyspie niż na morzu. Rano już jest cisza - wyruszamy na Athokos na plażowanie i kąpiel.
Athokos jest wspaniała - mała bezludna wyspa z pięknymi zatoczkami otoczonymi wysokimi klifami o wspaniałej skalnej rzeźbie. Rzucamy kotwicę pod skalną ścianą, i cumujemy z rufy do wielkiego głazu na plaży. Woda super, widoczki jeszcze lepsze. Koło południa Heniu zauważył w wodzie murenę - szybka akcja z kuszą i mamy ją, za chwilę drugą - to tym bardziej dziwne że stoimy na jakichś 5 metrach, a dno jest dość płaskie i miejscami porośnięte wodorostami - widocznie skusiły je resztki pożywienia z często kotwiczących tu jachtów. No cóż - pójdą na kolację!
Około drugiej rwiemy kotwicę i kierujemy się do Vathi na Itace - chcemy zobaczyć co się zmieniło od 1997 roku. A zmieniło się sporo, widać że członkostwo w Unii (mimo kryzysu) dało Grekom sporo. Stoimy krótko i na noc ruszamy w kierunku Zakinthos - niestety urlop się kończy. Rano dopływamy do Zakinthos. Trzeba sklarować jacht i szykować się do powrotu.
Ale było fajnie - znowu usłyszeliśmy szum morza za burtą, gwizd wiatru na wantach, podziwialiśmy bezludne zatoczki, klify.
Jurek
P.S. Trochę statystyki - przepłynęliśmy 172 Mm spędzając w morzu 42 godziny