• Banner01_5x2_1920x512.png
  1. Start!
  2. Nasza Ciekawość Świata
  3. Inne kontynenty
  4. Ameryka Południowa
  5. 2023 – Argentyna, Chile, Brazylia – Patagonia Explorer

Argentyna, Chile, Brazylia – Patagonia Explorer

Patagonia ciągnęła nas od lat, przede wszystkim dla przepięknych krajobrazów, dzikiej przyrody, pięknych i trudnych gór i lodowców. Jak się czegoś chce to łatwiej to zrealizować. I tak na początku lutego ruszyliśmy z Warszawy via Madryt do Argentyny.

Do Buenos Aires przylecieliśmy o 9-tej rano. W lutym w Argentynie panuje lato. Szybko przebraliśmy się w hotelu w letnie ciuchy i ruszyliśmy na podbój miasta. Oczywiście najważniejszą rzeczą była wymiana pieniędzy. W Argentynie w okresie naszego pobytu panowała galopująca inflacja (prawie 95%). W kraju obowiązują dwa kursy dolara: oficjalny i tzw. błękitny. Różnica w wymianie na argentyńskie peso jest ogromna (ten czarnorynkowy jest prawie dwukrotnie droższy). Dzięki Paulinie, naszej przewodniczce z biura Torre.pl, szybko trafiliśmy do właściwego kantoru. Mając już gotówkę w kieszeni mogliśmy udać się na zasłużone śniadanie i zamówić pierwsze w Argentynie empanadas czyli takie pieczone pierożki (pycha!). Mieliśmy jeszcze ochotę na deser w pobliskiej Cafe Tortoni, najstarszej czynnej kawiarni w Buenos (wybudowanej w 1858r.). Kawiarnia w czasach świetności gościła wielu sławnych ludzi takich jak na przykład Artur Rubinstein. Niestety kolejka oczekujących na zwolnienie stolika lekko nas odstraszyła i skończyło się tylko na zdjęciach, a szkoda bo podają tu ponoć dobre lody.

Kliknij miniaturkę aby powiększyć zdjęcie

Spacerem po dzielnicy Monserrat dotarliśmy na najstarszy plac publiczny w mieście czyli Plaza de Mayo (Plac Majowy). Nazwa ta pochodzi od rewolucji argentyńskiej, która rozpoczęła się 25 maja 1810 r. Na placu rozgrywały się ważne wydarzenia historyczne. Dzisiaj też jest miejscem szczególnym w mieście. To tutaj odbywają się wiece, protesty i manifestacje. Przykładem jest co czwartkowe spotkanie matek synów, którzy zaginęli w okresie dyktatury wojskowej w latach 80-tych XX w. Ułożone kostki brukowe w kształcie białej chusty są wyrazem ich pamięci i protestu przeciwko nieosądzeniu sprawców tych tragedii.

 

Kliknij miniaturkę aby powiększyć zdjęcie

Przy placu znajduje się Katedra Metropolitalna, główny kościół katolicki w Buenos. Scena nad wejściem przedstawia zjednoczenie Józefa z jego braćmi i ojcem Jakobem w Egipcie co ma symbolizować jedność narodu argentyńskiego po kilku braterskich wojnach. Wewnątrz znajduje się Mauzoleum San Martina, bohatera narodowego Argentyny, Chile i Peru, argentyńskiego generała i przywódcy powstania południowych narodów Ameryki Południowej przeciw hiszpańskiemu panowaniu. W tej katedrze swoją posługę kapłańską pełnił obecny Papież Franciszek, kiedy był arcybiskupem Buenos Aires.

Kliknij miniaturkę aby powiększyć zdjęcie

Uwagę zwraca Pałac prezydencki, czerwony budynek Casa Rosada będący formalną siedzibą Prezydenta Argentyny. Prezydent tu tylko urzęduje. Jedynym prezydentem, który tu faktycznie mieszkał był Roque Sáenz Peña w latach 1910-1914. Pod koniec lat 40 ubiegłego wieku i na początku 50-tych z balkonów tego pałacu przemawiali do tłumów Juan i „Evita” Perón. Pałac robi wrażenie zarówno od frontu jak i od strony ogrodów.

Kliknij miniaturkę aby powiększyć zdjęcie

Tuż za ogrodami Casa Rosada znajduje się Puerto Madero, nowoczesna dzielnica portowa. Nazwa dzielnicy wzięła się od Eduardo Madero, który jeszcze pod koniec XIX wieku opracował na wzór Londynu projekt nowoczesnego portu. Rzeczywiście grupa oszklonych wieżowców nieco przypomina w swoim charakterze centrum finansowe Londynu. Na przeciwległym nabrzeżu elegancko zaprojektowane restauracje, mnóstwo kafejek, zacumowane statki pozwoliły nam trochę się zrelaksować po trudach podróży. Ciekawostką jest to, że większość ulic w Puerto Madero została nazwana imieniem kobiet a wschodni i zachodni brzeg jest połączony przeznaczonym tylko dla pieszych wiszącym mostem Puente de la Mujer (Mostem Kobiet), autorstwa hiszpańskiego architekta Santiago Calatrava.

Kliknij miniaturkę aby powiększyć zdjęcie

Pod koniec tego bardzo dla nas długiego dnia odwiedziliśmy targ na wolnym powietrzu leżący w dzielnicy San Telmo. Trochę muzyki, stragany z dosłownie wszystkim. Naszą uwagę zwróciły argentyńskie kamienie i wyroby jubilerskie w szczególności z argentyńskiego kamienia rodochrozyt (Rodocrosita) o przepięknych różowych barwach.

Kliknij miniaturkę aby powiększyć zdjęcie

Spacerując po dzielnicy San Telmo natknęliśmy się na pomnik Mafaldy, do którego stała kolejka turystów chcących zrobić sobie tu zdjęcie. Mafalda to bohaterka komiksów argentyńskich autorstwa Quino, które w 1964 roku zaczął publikować tygodnik „Primera Plana”. Tak więc Mafalda jest rówieśniczką naszego Bolka i Lolka. Też skorzystaliśmy z okazji i zrobiliśmy sobie z nią i jej rodzeństwem zdjęcia.

Kliknij miniaturkę aby powiększyć zdjęcie

Lot do Ushuaia mieliśmy o 5:30 więc czekała nas pobudka w środku nocy – ale cóż taki jest z reguły urok dalekich wypraw. Za to już o 9:08 lądowaliśmy w najdalej na południe wysuniętym mieście świata. Ushuaia leży na 54o48’ szerokości geograficznej południowej a odległość do niego z Buenos Aires wynosi w linii prostej ok 2800 km. Miasto zostało założone w 1884 roku i obecnie liczy ponad 70 tys. mieszkańców i jest stolicą federalnego terytorium Ziemi Ognistej, Antarktydy i Wysp Południowego Atlantyku. Na początku XX w. było kolonią karną. Od końca XX w. stanowi centrum ruchu turystycznego dla Ziemi Ognistej i Antarktydy. Miasto leży na północnym brzegu Kanału Beagle’a, który jest cieśniną między wyspami archipelagu Ziemi Ognistej prowadzącą z Atlantyku na Pacyfik. Ma około 370 km długości. Nazwa pochodzi od statku HMS Beagle, który przepłynął ją w czasie ekspedycji Karola Darwina w latach 1831 - 1836.

Miasto przywitało nas deszczem i porywistym wiatrem. Wiało tak, że zaplanowany na ten dzień rejs po kanale Beagle’a musiał zostać przełożony. Na szczęście pogoda w tych rejonach świata jest bardzo zmienna więc po zakwaterowaniu w hotelu ruszyliśmy na spacer po kolorowym, ładnie położonym mieście.

Kliknij miniaturkę aby powiększyć zdjęcie

Kolejny dzień przywitał nas pięknym słońcem. Ruszyliśmy na autokarową wycieczkę po Parku Narodowym Ziemi Ognistej. Pierwszy przystanek mieliśmy przy najdalej na południe położonym Posterunku Pocztowym Poczty Argentyńskiej - Unidad Postal del Fin del Mundo. Leży on nad kanałem Beagle’a na 54o50’48” szerokości geograficznej, na wprost wyspy Isla Redonda.  

Kliknij miniaturkę aby powiększyć zdjęcie

Ruszyliśmy na krótki spacer wzdłuż brzegu cieśniny ładną ścieżką prowadzącą w lesie, w którym rosły wiecznie zielone drzewa coihue (bukan) i buki. Park jest miejscem gdzie panują idealne warunki dla ptaków i jest ich tu naprawdę dużo. My mieliśmy okazję między innymi zobaczyć karakarę falklandzką.

Kliknij miniaturkę aby powiększyć zdjęcie

Kolejnym punktem na naszej trasie była zatoka Bahia Lapataia gdzie kończy się Ruta Nacional Nr 3 – jedna z najważniejszych dróg w Argentynie prowadząca z Buenos Aires na Ziemię Ognistą.

Kliknij miniaturkę aby powiększyć zdjęcie

Znad kanału Beagle’a pojechaliśmy nad Lago Acigami  (Lago Roca) – duże jezioro (11 km długości) położone na granicy Chile i Argentyny.

Kliknij miniaturkę aby powiększyć zdjęcie

Po powrocie do Ushuaia wsiedliśmy na statek i ruszyliśmy w rejs po kanale Beagle’a. Pierwszym celem była wysepka z kolonią kormoranów liczącą setki osobników.

Kliknij miniaturkę aby powiększyć zdjęcie

Na wyspie Los Lobos mogliśmy podziwiać wylegujące się lwy morskie – duże drapieżne ssaki z rodziny uchatkowatych. Są zaliczane do ssaków płetwonogich i prowadzą wodno-lądowy tryb życia. Te które oglądaliśmy zachowywały się wyjątkowo leniwie – wygrzewały się w słońcu na skałach nic sobie nie robiąc z płynącego w pobliżu statku.

Kliknij miniaturkę aby powiększyć zdjęcie

Ciekawostką rejsu było podpłynięcie do wyspy Gran Bridges Island (bardziej znanej jako Puert Karelo) gdzie mogliśmy wysiąść na brzeg i pospacerować po wyspie oglądając lokalną roślinność i piękne widoki dookoła.

Kliknij miniaturkę aby powiększyć zdjęcie

Dużą atrakcją było podpłynięcie do latarni morskiej Les Éclaireurs, która jak mówią legendy była wzorcem dla Juliusza Verne kiedy pisał swoją książkę „Latarnia na końcu świata” (w rzeczywistości Verne opisywał latarnię położoną na Wyspie Stanów leżącej na wschód o Ziemi Ognistej). Obecnie latarnia jest w pełni zautomatyzowana i jest ważnym punktem sygnalizacyjnym na niebezpiecznych wodach kanału.

Kliknij miniaturkę aby powiększyć zdjęcie

W trakcie rejsu mogliśmy podziwiać wznoszące się nad Ushuaia strzeliste szczyty Andów które osiągają tu wysokość 1319 m n.p.m.

Kliknij miniaturkę aby powiększyć zdjęcie

Wczesnym rankiem kursowym autobusem ruszyliśmy do Punta Arenas. Atrakcją wielogodzinnej podróży było przekraczanie granicy argentyńsko-chilijskiej. Ponieważ do Chile nie można wwozić żywności (w szczególności wyrobów mięsnych) na granicy z Chile obsługa autobusu wyjęła nasze bagaże z luków a graniczna służba celna przy pomocy szkolonych psów dokładnie sprawdziła czy nie przewozimy niedozwolonych rzeczy. Na szczęście obyło się bez kłopotów.

Punta Arenas leży na kontynencie więc musieliśmy z Ziemi Ognistej przepłynąć na kontynent przez słynną Cieśninę Magellana. Przepłynęliśmy ją promem z Cruce Bahia Azul do Faro Punta Delgada, w miejscu gdzie jest szeroka raptem na 2,7 Mm. Cała cieśnina ma długość ponad 550 km a maksymalną szerokość 45 km. Odkrył ją i przepłynął w 1520 roku Ferdynand Magellan w czasie swojej podróży dookoła świata. Pomimo tego, że była trudna do pokonywania ze względu na bardzo silne wiatry zachodnie oraz duże pływy miała duże znaczenie dla żeglugi. Dopiero budowa Kanału Panamskiego spowodowała zmianę tej sytuacji. Obecnie jest wolna dla żeglugi tak dla statków handlowych jak i okrętów wojennych .

Kliknij miniaturkę aby powiększyć zdjęcie

Punta Arenas (z hiszp. „przylądek piaszczysty”) to obecnie stolica regionu Magallanes i Antarktyki. Dawniej był to jeden z najważniejszych portów Chile. To jedno z najbogatszych i najbardziej kosmopolitycznych miast Ameryki Południowej powstało w połowie XIX wieku (1848). Wówczas przybywali tu imigranci z różnych stron świata, w tym z Europy, głównie Chorwacji i Rosji przyciągnięci gorączką złota i boomem na hodowlę owiec. Strategicznie położone Punta Arenas rozwijało się i bogaciło aż do momentu otwarcia Kanału Panamskiego (oficjalne otwarcie miało miejsce w 1920 r.). Przespacerowaliśmy się uliczkami miasta podziwiając pozostałości architektoniczne po dawnej świetności miasta. Na głównym placu z sentymentem popatrzyliśmy na okazały pomnik Magellana.

Kliknij miniaturkę aby powiększyć zdjęcie

Niedaleko centrum znajduje się jeden z symboli złotej epoki Punta Arenas czyli miejski cmentarz (Cementerio Municipal), oficjalnie noszący imię Sary Braun (1862-1955) – Rosjanki urodzonej w Talsi (dzisiejsza Łotwa). Sara Braun dotarła do Punta Arenas w 1874 roku i dorobiła się tutaj fortuny. Ona też w dużym stopniu przyczyniła się do powstania cmentarza (oficjalne otwarcie 18 kwietnia 1894 r.). Cmentarz w Punta Arenas uznany jest jako jeden z najwspanialszych cmentarzy Ameryki Południowej. Piękne, równo przystrzyżone cyprysy nadają klimat temu miejscu. To właśnie te piękne aleje cyprysowe powodują, że cmentarz nazywany jest „cmentarzem w zielonym ubraniu”. Z zielenią wspaniale komponują okazałe śnieżnobiałe grobowce.

Na cmentarzu pochowane są ważne postacie z historii Punta Arenas i przedstawiciele wielkich rodów złotej epoki. Tu spoczywa m.inn. Charles Amherst Milward, brytyjski żeglarz, który był inspiracją dla klasycznej podróży Bruce'a Chatwina opisanej w książce „W Patagonii”.

Z cmentarzem wiążą się dwie legendy. Pierwsza opowiada o Sarze Braun, która poprosiła by po jej śmierci centralne wejście na cmentarz było zamknięte na zawsze (nadal jest zamknięte).

Inna legenda dotyczy „Indio Desconocido” grobowca z figurą Indianina autorstwa Edmundo Casanovy. Indianin zmarł w roku 1930 na wyspie Diego de Almagro. Pomimo, że nie był bogatym człowiekiem został pochowany na cmentarzu dzięki darowiźnie administracji. Ponoć do dzisiaj pobyt w tym miejscu, a szczególnie dotknięcie pomnika ma właściwości uzdrawiające.

Kliknij miniaturkę aby powiększyć zdjęcie

Atrakcją tego dnia był rejs po cieśninie Magellana na Wyspę Magdalena (Isla Magdalena) gdzie mieliśmy oglądać kolonię pingwinów magellańskich. Nieopodal skalistej Wyspy Marta (Isla Marta) nasz stateczek zwolnił trochę co umożliwiło obserwację lwów morskich, fok i kormoranów (niestety tylko z pokładu bo Isla Marta to ścisły rezerwat przyrody).

Kliknij miniaturkę aby powiększyć zdjęcie

Po blisko dwugodzinnym rejsie nasz stateczek zacumował u brzegu Wyspy Magdalena. Tu już mogliśmy zejść na ląd i przespacerować się około trzykilometrową, wyznaczoną dla turystów ścieżką wśród pingwinów i latającego nad nimi ptactwa. Wyspę zamieszkuje największa na świecie kolonia pingwinów Magellana (nazwanych tak na cześć Ferdynanda Magellana, który pierwszy dokonał ich obserwacji w 1519r.). Obecnie na wyspie żyje ok. 70 tys. par, ale jak nam powiedziano obserwuje się zmniejszenie populacji, a naukowcy badają przyczynę tego zjawiska (prawdopodobnie pingwiny przenoszą się w inne miejsca). Ptaki przypływają tu z północy i przebywają na wyspie od listopada do marca — jest to ich okres lęgowy. Pingwiny są monogamiczne, składają jedno do dwóch jaj w wykopanych norkach. Ciekawe jest to, że każda para rok w rok powraca do tej samej norki. Jaja są wysiadywane zazwyczaj przez samice, a młode wykluwają się w listopadzie i grudniu. My widzieliśmy młode już trochę podrośnięte.

Turystom nie było wolno wejść na teren pingwinów, ale te niewielkie stworki (największe osobniki mierzą zaledwie 76 cm.) często beztrosko wkraczały na ścieżkę nic sobie z nas nie robiąc.

W najwyższym punkcie wyspy znajduje się latarnia morska, spod której rozciąga się panoramiczny widok na wyspę i jej mieszkańców. W latarni mieszkają tylko strażnicy wyspy. W środku znajduje się małe muzeum traktujące o pingwinach i faunie Cieśniny Magellana.

Niby czasu było sporo, ale żal było wracać na statek.

Kliknij miniaturkę aby powiększyć zdjęcie

Po południu ruszyliśmy naszym busikiem do Puerto Natales w stronę patagońskich gór.

Puerto Natales to małe miasteczko liczące 20 tys. mieszkańców będące stolicą prowincji Ultima Esperanza. Leży nad Pacyfikiem, ale od otwartego oceanu dzieli je 180 km pełnych wysepek i fiordów.

Leży 250 km na północny zachód od Punta Arenas. Jest określane bramą do Parku Narodowego Torres del Paine i stanowi doskonałą bazę wypadową dla tych, którzy planują wędrówki wśród strzelistych szczytów tego słynnego zakątka Chile.

My także mieliśmy zaplanowany trekking pod słynne Torres del Paine (Niebieskie Wieże w języku Mapucze). Są to trzy skalne wieże - Torre Sur, Torre Central i Torre Norte o wysokościach od 2260 do 2500 m n.p.m. O trudności zdobycia tych szczytów świadczy fakt, że dopiero na przełomie stycznia i lutego 2013 roku, hiszpański alpinista Pedro Cifuentes w swojej trzeciej próbie dokonał pierwszego, całościowego trawersu trzech głównych wież skalnych Paine. Trekking jest długi – prawie 22 km (tam i z powrotem) i 700 m podejścia. Niestety – moje kolano odmówiło posłuszeństwa i zawróciłem przed podejściem na próg jeziora Lago Torres, a Dorotka wycofała się spod schroniska Rifugio Chileno. Na szczęście połowa naszej grupy osiągnęła cel – mamy więc zdjęcia znad Lago Torres (te oznaczone gwiazdką - autorstwa Basi).

Kliknij miniaturkę aby powiększyć zdjęcie

Kolejny dzień mieliśmy poświęcony na objazdową wycieczkę wokół masywu Torres del Paine i podziwianie widoków.

Zaczęliśmy jednak od Jaskini Milodona – prehistorycznego leniwca. Jaskinia a właściwie pieczara leży na zboczu góry Cerro Benitez. Została odkryta w 1896 roku przez pochodzącego z Niemiec właściciela ziemskiego. Wewnątrz odkryto szczątki milodona co zapoczątkowało dalsze badania nad tym żyjącym 10 tys. lat temu gatunkiem.

Kliknij miniaturkę aby powiększyć zdjęcie

Kolejnym punktem na naszej trasie było Lago Grey i Grey Glaciar – jezioro i lodowiec Szary. Lodowiec jest częścią Południowego Patagońskiego Pola Lodowego, zajmuje powierzchnię ponad 200 km kw. i ma długość 19 km. Jezioro ma ponad 15 km długości i ponad 500 m głębokości. Ciekawostką jest fakt, że w poprzek jeziora biegnie kamienista łacha (wystająca nad powierzchnię tylko przy niskim stanie wód), którą można przejść na drugi brzeg jeziora. Jest to jedno z najbardziej wietrznych miejsc w tych okolicach – wiatr dosłownie starał się nas nie przepuścić przez jezioro. Ale widoki na otaczające góry były świetne. Świetne również były widoki z dojazdu do lodowca.

Kliknij miniaturkę aby powiększyć zdjęcie

Wśród patagońskich jezior Lago Pehoe wyróżnia się wspaniałymi widokami i niesamowitym błękitnym kolorem wody. Mieliśmy okazję podziwiać je z punktu przy szosie w okolicach Mirador del Condor i Hosterii Pehoe. Wśród gór wyróżniają się widoki na słynne Rogi Paine (Cuernos del Paine)

Kliknij miniaturkę aby powiększyć zdjęcie

Najlepsze widoki na Rogi są znad Jeziora Nordenskjolda – widać świetnie Cuerno Principal (2600 m n.p.m.) i Cuerno Este (2200 m n.p.m.) oraz ograniczające masyw od wschodu Monte Almirante Nieto (2640 m n.p.m.). Przez jezioro przepływa rzeka Rio Paine. Wypływając z jeziora Nordenskjolda w kierunku Lago Pehoe rzeka tworzy malowniczy wodospad Salto Grande o wysokości 15 m. Tereny te są narażone na bardzo silne wiatry. Ruszając z parkingu w stronę wodospadu spotkaliśmy tablice ostrzegawcze informujące o niebezpieczeństwach i zakazujące wstępu na szlak przy wiatrach powyżej 80 km/h. Nam wiało jakieś 60 km/h ale i tak było to niezłe przeżycie.

Kliknij miniaturkę aby powiększyć zdjęcie

Kolejny dzień spędziliśmy w autokarze pokonując 420 km trasę do El Chalten w Argentynie. Dzisiejsze El Chalten to słoneczna oaza w Parku Narodowym Los Glaciares i wspaniała baza na trekking i wspinaczkę po otaczającym ją masywie Fitz Roy i Cerro Torre. Słynny widok na te dwie kultowe góry z szosy prowadzącej do wioski nie był nam niestety pisany – chmury kłębiły się nad szczytami zasłaniając widok.

Kliknij miniaturkę aby powiększyć zdjęcie

Następnego dnia wczesnym rankiem ruszyliśmy na trekking do Laguny Torre – lodowcowego jeziora, znad którego są najpiękniejsze widoki na skalną iglicę Cerro Torre. Pogoda była niezła, ale nad Fitz Royem wisiały chmury – nie na darmo miejscowi nazywają go Dymiącą Górą. Trasa w obie strony ma niecałe 20 km a przewyższenia wynoszą około 250 m. Szło nam się fajnie, z widokami na Cerro Solo (2121 m n.p.m.). Czasami ukazywał się wśród chmur wierzchołek Fitz Roy. Niestety nad Laguną Torre widoki zasłaniały dość gęste chmury. A szkoda bo Cerro Torre (3133 m n.p.m.) uznawana jest za jedną z najtrudniejszych wspinaczkowo gór świata – jej zachodnia ściana ma 2000 m wysokości. Pierwszego polskiego wejścia dokonali w 1989 roku Marek Olczyk i Krzysztof Dziubek.

Kliknij miniaturkę aby powiększyć zdjęcie

Trekking był fajny, ale te 20 km dało nam trochę w kość. Po powrocie do El Chalten ruszyliśmy w 200 km trasę do El Calafate. El Calafate to mające około 25 tys. mieszkańców miasteczko położone na południowym brzegu jeziora Lago Argentino. Zostało założone w 1927 roku w miejscu gdzie gromadzili się farmerzy przed wyruszeniem z belami wełny w długą drogę do Rio Gallegos. Nazwa miasta pochodzi od hiszpańskiej nazwy berberysu bukszpanolistnego – calafate. Obecnie miasto stanowi centrum ruchu turystycznego w tym rejonie argentyńskiej Patagonii. Turystów przyciąga przede wszystkim Park Narodowy Los Glaciares i leżące na jego terenie trzy największe lodowce Południowego Lądolodu Patagońskiego – Viedma (978 km²), Upsala (902 km²) i Perito Moreno (258 km²).

Naszym celem w kolejny dzień był właśnie lodowiec Perito Moreno. Jest on głównym celem turystycznym bo można pojechać do niego bardzo blisko co też zrobiliśmy. Z parkingu wygodnymi kładkami ruszyliśmy na oglądanie czoła lodowca. A jest co oglądać – lodowiec ma 30 km długości i 5 km szerokości. Jego czoło wznosi się nad lustrem wody jeziora Argentina na ponad 70 m a pod wodą sięga głębokości 170 m. Lodowiec ten jest jednym z nielicznych, który ciągle rośnie i to w tempie średnio 2 m/dzień co powoduje kruszenie się jego czoła i odrywanie się wielkich kawałów lodu, które z hukiem uderzają w jezioro. Co kilka lat (ostatnio w 2018 r) zdarza się, że czoło lodowca przegradza jezioro i dociera do moreny, na której zbudowano pomosty dla turystów. Po jakimś czasie powstaje w tym miejscu skalny łuk, który podmywany przez wody jeziora w końcu zawala się tworząc spektakularne widowisko.

Kliknij miniaturkę aby powiększyć zdjęcie

W czasie naszego pobytu czoło lodowca znajdowało się kilkadziesiąt metrów od moreny – więc takich zdarzeń nie doświadczyliśmy, ale często odrywały się od lodowca mniejsze kawały lodu i z hukiem spadały do jeziora. Pogoda nie była dla nas zbyt łaskawa ale i tak było super. Na koniec jeszcze popłynęliśmy statkiem pod czoło lodowca – tu już naprawdę wiało, trochę padało i było przenikliwie zimno – ale można było obejrzeć zerwy lodowca prawie z poziomu wody jeziora.

Kliknij miniaturkę aby powiększyć zdjęcie

Po wycieczce na lodowiec wróciliśmy do El Calafate. Czekała nas wieczorna kolacja w jednej z licznych restauracji. Były więc wspaniałe argentyńskie steki, jagnięcina i oczywiście wino malbec. W kolejny dzień mieliśmy jeszcze trochę czasu na spacery po miasteczku. Można było zrobić zakupy i pospacerować po ładnych uliczkach w centrum. W trójkę z Andrzejem trafiliśmy do Intedencia Parque National Los Glaciares - to wybudowany w 1946 roku zabytkowy już obiekt, w którego ogrodach znajduje się szlak interpretacyjny obejmujący florę i faunę, zarówno lokalną jak i egzotyczną. Jest też historyczna ścieżka z pierwszymi maszynami i urządzeniami, których używali pracownicy parku oraz pomniki Darwina i innych badaczy tych terenów.

Kliknij miniaturkę aby powiększyć zdjęcie

Późnym popołudniem ruszyliśmy na lotnisko. Czekał nas lot do odległego o ponad 2000 km Buenos Aires. Do hotelu w stolicy Argentyny dotarliśmy po godzinie 23-ciej, a już o 7:30 następnego dnia mieliśmy lot do Puerto Iguazu do słynnych wodospadów.

To była zupełna odmiana w naszej podróży. Wodospady te leżą na granicy argentyńsko – brazylijskiej na rzece Iguazu, która wypływa z Serra do Mar położonego niedaleko brazylijskiego wybrzeża na południe od São Paulo. Wodospady Iguazu znajdują się w miejscu, w którym rzeka dociera do bazaltowego skraju płaskowyżu Planalto Meridional tuż przed ujściem do rzeki Parany.

Prosto z lotniska podjechaliśmy pod wejście do Parku Narodowego Iguazu, który znajduje się niedaleko od argentyńskiego miasteczka Puerto Iguazu. Tropikalny klimat, 35 stopni C i duża wilgotność to okoliczności naszego spaceru wśród bujnej roślinności. Palmy, bambusy i paprocie drzewiaste otaczają wodospady. Zanim jednak do nich dotarliśmy przywitały nas coati czyli ostronosy rude.

Kliknij miniaturkę aby powiększyć zdjęcie

Dalej to już spacer kładkami umożliwiającymi wygodną obserwację wodospadów. Większość z 275 progów skalnych (jak oni to policzyli?) bo aż 80% leży po stronie argentyńskiej. Niestety kładka prowadząca nad Gardziel Diabła czyli nad największą kaskadę była zamknięta. Trwały tam prace renowacyjne po uszkodzeniach w porze deszczowej. Wodospad ma szerokość około 2 km a średni przepływ wody wynosi 1756 m³/s.

Trzeba przyznać, że było co podziwiać.

Kliknij miniaturkę aby powiększyć zdjęcie

Rozlewiska rzeki Iguazu są wymarzonym miejscem dla ptactwa. Nam ładnie zaprezentowały się czaple i bekaśnice (po angielsku -  limpkin).

Kliknij miniaturkę aby powiększyć zdjęcie

W drodze powrotnej spotkaliśmy jeszcze sympatyczne małpy.

Kliknij miniaturkę aby powiększyć zdjęcie

Po stronie brazylijskiej zamieszkaliśmy w mieście Foz, niedaleko którego leży brazylijski Park Narodowy Iguazu. Zwiedzanie zaczęliśmy od przelotu nad wodospadami helikopterem. Widoki były przednie. Szczególnie widok na Gardziel Diabła.

Kliknij miniaturkę aby powiększyć zdjęcie

Spacer po brazylijskiej stronie jest krótszy, ale za to jest z piękną perspektywą na wodospady po drugiej stronie granicy.

Kliknij miniaturkę aby powiększyć zdjęcie

Na samym końcu podejście pod Gardziel Diabła. W tym miejscu woda spada aż z 82 m czyli z większej wysokości niż wody wodospadu Niagara

Kliknij miniaturkę aby powiększyć zdjęcie

To miejsce też upodobały sobie czaple.

Kliknij miniaturkę aby powiększyć zdjęcie

Jeszcze wyjazd windą na punkt widokowy i żegnamy się z Iguazu.

Kliknij miniaturkę aby powiększyć zdjęcie

Nasza podróż powoli się kończyła.  Z Puerto Iguazu polecieliśmy z powrotem do Buenos Aires skąd nazajutrz wylatywaliśmy już do domu. Na szczęście jeszcze jeden dzień pozostał na odwiedzenie kilku ważnych miejsc w stolicy Argentyny.

Prosto z lotniska przez dzielnicę Palermo podjechaliśmy do dzielnicy Recoleta. Tą uchodzącą za jedną z bardziej ekskluzywnych i elitarnych dzielnic Buenos Aires obejrzeliśmy z okien autokaru. Naszym celem był Cmentarz Recoleta uznany za jeden z najelegantszych na świecie. Jest to cmentarz dla elity gdyż miejsce na pochówek często kosztuje więcej niż niejedna nieruchomość tej ekskluzywnej dzielnicy. Cmentarz utworzono wg projektu francuskiego inżyniera Próspero Catelin w 1821 roku. Był to pierwszy publiczny cmentarz w mieście. Spacerując uliczkami cmentarza ma się wrażenie przebywania w mieście umarłych. Okazałe mauzolea, kamieniczki, budynki stylizowane na greckie świątynie, grobowce ozdobione posągami i witrażami to prawdziwe dzieła sztuki, z których ponad 90 uznano za narodowe pomniki historii.
Pochowano tu wielu zasłużonych dla Argentyny naukowców, artystów, bohaterów wojennych i polityków, w tym kilku prezydentów. Dla nas najbardziej rozpoznawalny był grobowiec Rodziny Peron, w którym pochowana została Evita (Maria Eva Duarte de Peron), druga żona prezydenta Argentyny Juana Perona, działająca aż do jej przedwczesnej śmierci w obronie biednych i uciśnionych. Evita Peron nie została pochowana na Recoleta bezpośrednio po jej śmierci. Na kilkanaście lat ciało zostało wywiezione do Włoch, z obawy przed przeciwnikami jej męża. Zostało sprowadzone z powrotem do Buenos Aires w 1973 roku i złożone w rodzinnym grobie.

Kliknij miniaturkę aby powiększyć zdjęcie

Z cmentarza pojechaliśmy do centrum miasta. Przejazd Aleją 9 lipca (Avenida 9 de julio), główną arterią miasta a zarazem jedną z najszerszych arterii miejskich świata robi wrażenie. Aleja ma około 3 km długości i aż do siedmiu pasów w każdym kierunku, a ponad to jest otoczona z obu stron równoległymi ulicami po dwa pasy ruchu. Ruch jest tutaj spory, ale na szczęście korytarz dla Metrobusów (takiego szybkiego transportu autobusowego) pomaga w organizacji ruchu. Eleganckie aleje drzew na całej ulicy powodują, że ta ogromna arteria nie przytłacza i nie męczy. Nazwa ulicy upamiętnia Święto Niepodległości Argentyny (9 lipca 1816r.). Na skrzyżowaniu z aleją Corrientes znajduje się Plac Republiki z charakterystycznym symbolem miasta – El Obelisco. Obelisk został wzniesiony w 1936 r. dla upamiętnienia 400-lecia pierwszego założenia miasta i jest narodowym zabytkiem historycznym. Wysokość budowli to 67,5 metra.

Kliknij miniaturkę aby powiększyć zdjęcie

U zbiegu ulic Rivadavia Avenue, Combate de Los Pozos, Entre Ríos Avenue i Hipólito Yrigoyen znajduje się Pałac Kongresu Narodu Argentyńskiego wybudowany w latach 1897-1906. Autorem projektu tego monumentalnego budynku był Włoch Victor Meano. Pod jego kierownictwem też przebiegały prace aż do 1 lipca 1904r. kiedy to został on zamordowany. Jego następca, belgijski architekt Julio Dormalow uszanował projekt Meano i dokończył prace zgodnie z nim. Uwagę zwraca fasada pałacu i wysoka na 80 metrów kopuła (jest ona widoczna nawet z Avenida do Mayo!). Nad portykiem złożonym z sześciu kolumn korynckich znajduje się wysoka na osiem metrów i ważąca dwadzieścia ton rzeźba z brązu, wykonana przez rzeźbiarza Víctora de Pol. Rzeźba przedstawia triumfującą Republikę w powozie ciągniętym przez cztery konie. W czterech rogach Pałacu, na dachu, artysta umieścił rzeźby tzw. Skrzydlate Zwycięstwa. My podjechaliśmy tutaj tylko na chwilę, a szkoda bo ponoć wnętrza też są warte uwagi. Trzeba do Buenos Aires przyjechać na dłużej.

Kliknij miniaturkę aby powiększyć zdjęcie

Na zakończenie naszego pobytu w stolicy Argentyny spacer po kultowej dzielnicy La Boca. Przyjmuje się, że jej położenie odpowiada miejscu, w którym Pedro de Mendoza założył pierwszą osadę w roku 1536 (nazywała się ona Puerto de Nuestra Senora Santa Maria del Buen Aire - Port Najświętszej Marii Panny Dobrego Powietrza). W La Boca znajdował się główny port Buenos Aires, ale ze względu na płytkie wody nie mogły do niego zawijać ciężkie, dalekomorskie statki. W XIX wieku dzielnicę tę zaczęli zasiedlać emigranci włoscy, głównie genueńczycy, którzy nadali jej obecny wygląd. Emigranci stworzyli zabudowę typu Conventillos. Domy były malowane farbami pozostałymi z malowania statków, każdy w innym kolorze. Z powodu powodzi domy były często budowane z blachy falistej i mocowane na palach. Była to dzielnica biedna, ale ruch turystyczny sprawił, że dzisiaj jej mieszkańcy mają się całkiem dobrze.W dzielnicy znajduje się siedziba jednego z najpopularniejszych klubów piłkarskich Argentyny – Boca Juniors, a także stadion La Bombonera. Mieszkańcy La Boca są dumni ze swojej drużyny piłkarskiej stąd barwy klubowe (żółty i granatowy) stały się również kolorami całej dzielnicy.Wizytówką turystyczną dzielnicy jest uliczka Caminito. Po dzielnicy spacerowaliśmy z przyjemnością wczuwając się w jej klimat i przyglądając się parom tańczącym tango.

Kliknij miniaturkę aby powiększyć zdjęcie

La Boca była ostatnim punktem w naszym krótkim zwiedzaniu Buenos Aires. Po zakwaterowaniu w hotelu poszliśmy na ostatnią kolację (ach te steki). Część grupy poszła jeszcze do jednego z wielu milongas obejrzeć jak miejscowi tańczą tango.

Rankiem następnego dnia ruszyliśmy w długą podróż powrotną do kraju. Poniższe mapki pokazują jak daleką podróż odbyliśmy aby dostać się do Patagonii. Mapka nr 2 pokazuje całą naszą trasę po Argentynie, Chile i Brazylii a mapka nr 3 pokazuje naszą trasę po Patagonii gdzie widać jak urozmaicona, pełna wysp, fiordów, lodowców i gór jest ta kraina.

Kliknij miniaturkę aby powiększyć zdjęcie

Odwiedziliśmy fajny kawałek świata. Patagonia i jej krajobrazy pozostaną w naszej pamięci.

Dorota i Jurek