Grunt to dobrze zacząć - Chochołowska, styczeń 2016
Koniec 2015. Zdzisiu wzorem zeszłego roku proponuje wczesny wyjazd w góry. Tym razem Tatry. Media donoszą o krwawym haraczu, jaki biorą w tym roku od ludzi. Ale dotyczy to głównie Tatr Wysokich. My na święto Epifanii jedziemy w Zachodnie. To też już tradycja, grupa dziesięcioosobowa, dwuczęściowa, krakowsko-opolska. Śpimy w schronisku na Polanie Chochołowskiej. Przed nami 35 km kwadratowych Doliny, za nami Góry. Z pogodą trafiliśmy w okienko, bo nie w okno przecież-, kiedy pogoda jak drut. Zresztą widać na zdjęciach. Śniegu niezbyt wiele, ale przecież my nie na narty. Oczywiście raki i czekan niezbędne, szczególnie przy zejściu. Trochę ślisko. Trochę twardo. Ale jak już się to okno otwarło…
Pierwszy dzień – niestety – cały poświęcony na dojazd i dotarcie do schroniska. Drogi kawałek a dzień przecież o tej porze roku bardzo krótki. Zaczynamy tradycyjnie w knajpce przy parkingu na Siwej Polanie. Potem przepak i w drogę.
Kliknij miniaturkę aby powiększyć zdjęcie
Do schroniska docieramy przed wieczorem, jeszcze obfotografowujemy oświetlone słońcem Chochołowskie Mnichy. Dziwne jakieś takie bez śniegu.
Rankiem kolejnego dnia pełny spręż. Pogoda wygląda nieźle więc tradycyjnie ruszamy na Grzesia. Śniegu brak za to lodu na ścieżce trochę jest – ale też nie za dużo. Podchodzimy lasem i wychodzimy ponad ścielące się w dolinie mgły. Widoki robią się jak marzenie.
Kliknij miniaturkę aby powiększyć zdjęcie
Dość szybko wchodzimy na Grzesia. Na Grzesiu spotykamy ściganta z Kietrza. Czyli „rodak opolski”. A chodzi… Napalony na te góry, jak my kiedyś. Kiedy jeszcze człowiek mógł...
Pogoda niestety zaczęła się trochę psuć i po kilkunastu minutach gór wokół już nie było widać. Niezrażeni ruszamy w stronę Rakonia. I znowu mamy szczęście - po pół godzinie rozwiewa się i mamy góry po horyzont.
Kliknij miniaturkę aby powiększyć zdjęcie
Część grupy atakuje Wołowiec, reszta schodzi z Rakonia na Wyżnią Polanę Chochołowską. Zejście przy tak małej ilości śniegu nie jest łatwe, ale obywa się bez przygód. Cieszy nas to zejście bo widoki na wystające znad mgieł szczyty naprawdę są wspaniałe. Już praktycznie po zmierzchu ostatni z grupy docierają do schroniska.
Kliknij miniaturkę aby powiększyć zdjęcie
Wieczorem urodziny Gazdy. W górach. W schronisku. Na tle gór i gwiazd. Czyż nie pięknie? Tańców nie było nie licząc hołubców wycinanych na zejściu.
Kolejny dzień zaczyna się od śnieżycy. Pogoda jednak się poprawia, przestaje padać, chociaż słoneczka takiego jak w dzień poprzedni nie widać. Ściganty postanawiają skosztować troszkę niedźwiedziego mięsa i ruszają w góry. Przemek idzie z nimi. My odpoczywamy po wczorajszej wycieczce. Poprawiająca się pogoda i nas w końcu dopinguje do wyjścia. Spacerujemy po dolinie wypatrując wśród skałek naszych. Oj dała im w kość kosówka…
Kliknij miniaturkę aby powiększyć zdjęcie
W sobotę dalej nie pada… Do śniadania szampan – niestety w tym roku z Sylwestra ostał się w bufecie tylko jeden. Słońca nie widać, po górkach snują się chmurki, ale nie pada. Wychodzimy do Doliny Jarząbczej. Ci młodsi z celem wejścia na Trzydniowański. Ja z Andrzejkiem stwierdzamy, że się zobaczy. Wiatrołomy odsłoniły ze szlaku widoki na Wyżnią Chochołowską, więc korzystamy. Szlak papieski jest wygodny. Z końcówki szlaku pięknie widać grań z Kończystej na Jarząbczy. Dalej szlak wchodzi w zamarznięty potok i bez raków nie ma łatwo. My wracamy do schroniska a młodziaki walczą dalej. Weszli na szczyt, a dodatkowo Artur i Przemek poszli jeszcze na Starorobociański. Wrócili już po ciemku ale bez problemów.
Kliknij miniaturkę aby powiększyć zdjęcie
Wieczorem licytacja i koncert z okazji 24 finału WOŚP. To także tradycja, że bierzemy w tym udział. Najlepiej wychodzi nam licytacja fantów. Jak pięknie brzmi w cichym schronisku muzyka. Szczególnie, że muzycy fundują wzruszenia serca a ci bardziej natchnieni mówią nawet o duszy. I to w wirtuozowskim wykonaniu Roberta Marcinkowskiego i Włodka Mazonia z Żoną i Przyjaciółmi. Kolędy i piosenki, covery polskie i zagraniczne: Lipska i Okudżawa, Cohen i Mazoń, Herb Alpert i Nalepa. Długo się będzie pamiętać.
Kliknij miniaturkę aby powiększyć zdjęcie
W niedzielę spacerek na Siwą Polanę. Przy schronisku śnieży, niżej pada deszczyk – do samochodu dochodzimy mocno przemoczeni. Jeszcze na obiad „do Józefa”. I w drogę. Krakusy już w domu. My jeszcze w trasie.
Kliknij miniaturkę aby powiększyć zdjęcie
W samochodzie emocje – radio donosi, że ratownicy sprowadzają ludzi z Mięgusza. Siatkarze w drodze do Rio grają w Berlinie z Niemcami. Oj fruwały panienki pod podsufitką podczas sprawozdania Artura. Ale i tutaj kończy się dobrze. Tylko zakwasy nie chcą odpuścić. A tak staraliśmy się…
Jurek&Andrzej