Kwarantanny czar 33 – Fenomeny
Czytam sobie ostatnio (coś przecież na przednówku robić trzeba) przecudnej urody książkę „Szkice z filozofii głupoty”. Napisało ją trzech profesorów: Bartosz Brożek, Michał Heller i Jerzy Stelmach. Tytuł sam mówi za treść. I tak sobie – przy okazji rzecz jasna myślę, jakie to szczęście, że Autorzy nie poszli w politykę. O książce będzie wkrótce. Tym razem o „szlachetnej sztuce walki na pięści”. Tak przynajmniej kiedyś mówiono o boksie. A wszystko w kontekście tego co robi Jan Błachowicz. Wydaje mi się, że to jeden z tych którzy potrafią i chcą robić (mimo, że zbytnio o ideologii się nie rozwodzi) to co w sporcie najpiękniejsze. Po wczorajszej obronie pasa UFC ( w półciężkiej ) pozostaje nam czyli kibicom być dumnymi i bić brawo. To już nie tylko boks. Widziałem, o dziwo pokazali na żywo w telewizornii. Stąd ten „znaczek” zamieszczony na górze. Nigdy, no może poza internatem gdzie pojawiły się kiedyś bokserskie rękawice nie ciągnęło mnie na ring. Ale popatrzeć albo i pooglądać a czasami nawet poczytać jak choćby wspomnienia Papy Stamma to już zupełnie inna rzecz. I zostają takie strzępki wspomnień. Mecz bokserski Polska - ZSRR, roku rzecz jasna nie pamiętam. Jakoś tak wypadła data na 20 marca. Po Józefie. Walczy, w lekkiej Józef Grudzień. Widać, że po imieninach. Ale przez trzy rundy nie dał się trafić! Albo Jerzy Kulej (lekkopółśrednia) kiedy zdobywał złoto na Olimpiadzie w Meksyku i jak mówił ”od Kubańczyka jak dostałem przez gardę to ring dęba stawał”. Ale złoto Jego. Albo Lucjan Trela, „na Wolnej Europie” słuchamy sprawozdania z meczu – reprezentacji RFN i Polski. Komentator wręcz krzyczy „niższy o głowę Trela podskakuje zadaje serię ciosów (waga ciężka!) spada i znowu…Nasz pięściarz walczył chyba z Hussingiem, wyższym od pana Lucjana o ćwierć metra. Do tego sportu trzeba mieć charakter. Zresztą nie tylko do tego. Ile i jak musi trenować wieloboista?! Wracając do boksu. Kumpel z internatu grał (niekoniecznie legalnie) w piłkę kopaną nogą. Chłop jak dąb, sprawny, na stoperze. Koledzy zaproponowali mu, że może spróbowałby boksu . Akurat na Metalu (Tarnów) organizowany był „pierwszy krok”. Poszedł. Ubrał rękawice, naprzeciw niego stanął trener. Franek strzelił i…znokautował profesjonalistę. Zaproszono go na kolejny sparring. Zadowolony poszedł ,dostał – jak sam mówił jakiegoś mikrusa. I więcej nie poszedł. Ten mały bokser tak go zlał, że wyleczył go z boksu na zawsze. Okazało się, że był to junior. Ale mistrz okręgu. I coś z podobnej beczki. Półfinał Mistrzostw polski Juniorów w Boksie, znowu jakieś pół wieku temu. Na ringu dwóch młodzieńców, różnica wzrostu gdzieś o głowę. I jak zwykle GONG. Sędzia daje komendę BOKS. Zwarcie. Ten wyższy nagle wydaje z siebie głos - Mamusiu! Wieje do narożnika. I już nie wraca.
Niech się to wreszcie skończy. Upiornie ogląda się te mecze bez widzów. Ta cisza…
AZH