2021.07 - Lofoty 68°18'35.7"N
Wyprawa na Lofoty od dłuższego czasu chodziła nam po głowie. W 2020 roku przegapiliśmy krótki moment kiedy Norwegia otworzyła się na przyjazdy mimo COVID-19.
W tym roku pilnowaliśmy już tego i jak tylko dowiedzieliśmy się, że będzie można tam pojechać rozpoczęliśmy przygotowania – czyli lot, domek, samochód, program.
Na dzień dobry przykrą niespodziankę zgotowały nam linie lotnicze – wielomiesięczne obostrzenia spowodowały zawieszenie dużej części lotów i ceny poszybowały w górę. No ale cóż … jak się chce odwiedzić Lofoty…
Z domkiem było prościej bo sprawdzony na wcześniejszym wyjeździe do Norwegii Novasol i tym razem nie zawiódł i bez większych problemów zarezerwowaliśmy domek w Eggum (68.308518 N, 13.686484 E) na tygodniowy pobyt. Wynajem samochodu też nie sprawił większych trudności, a program ułożyłem korzystając z fajnych blogów w necie.
Kliknij miniaturkę aby powiększyć zdjęcie
Do Narwiku przylecieliśmy w sobotę wieczorem po przesiadce w Oslo i kilkugodzinnym oczekiwaniu na lot. Odbiór wcześniej zarezerwowanego samochodu nie sprawił problemów – odebraliśmy super wyposażoną Toyotę RAV4 Hybrid i mogliśmy ruszać w prawie 220 km podróż do Eggum. Podróż zajęła nam około trzech godzin, bo w Norwegii maksymalna prędkość to 80 km/h i raczej nie należy jej przekraczać ?. Tak więc około godziny 23-ciej dotarliśmy do Eggum. Było oczywiście jasno (lato 300 km na północ za kołem podbiegunowym), trochę pochmurno ale prognozy na kolejne dni były korzystne. Domek fajny, super na nasze cztery osoby - obszerny i położony jakieś 50 m od plaży(!) w cieniu wielkiej skalistej góry wznoszącej się nad miejscowością.
Kliknij miniaturkę aby powiększyć zdjęcie
Na początek pierwszego dnia zaplanowaliśmy spacer do „Głowy” Markusa Raetza (68.30092 N, 13.63294 E). To rzeźba ustawiona na morskim brzegu przy ścieżce prowadzącej z Eggum na plażę Unstad. W zależności od tego z której strony się patrzy, ta sama rzeźba przedstawia głowę w różnych położeniach. Obchodząc kolumnę dookoła, co 90 stopni widzimy głowę raz w normalnym położeniu, raz odwróconą. Wrażenie jest niesamowite. Jest to projekt artystyczny z gatunku „sztuka współczesna na łonie natury”.
Kliknij miniaturkę aby powiększyć zdjęcie
W drodze powrotnej poszliśmy jeszcze na spacer wzdłuż jeziora Heimredalsvatnet do budynku hydroelektrowni zbudowanej przy wodospadzie spadającym z wyżej położonych jezior. Wszystko to w pięknej scenerii gór których wysokość sięga 750 m npm (Utdalsheia, Jellvolstinden)
Kliknij miniaturkę aby powiększyć zdjęcie
Kolejnym naszym celem były plaże w Unstad, Haukland i Uttakleiv. Unstad słynie przede wszystkim z mieszczącej się tu szkółki Arctic Unstad Surf – rzeczywiście było tam sporo osób uczących się tej niełatwej sztuki. Na Uttakleiv z kolei wrażenie robią kamienie wygładzone przez morze (jest tam podobno kamień wyglądający jak oko smoka – ale nie udało nam się go odnaleźć). Na tej plaży zrobiliśmy długi spacer wygodną ścieżką wzdłuż wybrzeża. Plaże pokryte drobniutkim piaskiem były fajne ale woda nie zachęcała do kąpieli – przynajmniej mnie – brrr…
Kliknij miniaturkę aby powiększyć zdjęcie
Pogoda w tym dniu była zmienna, sporo chmur, ale bez deszczu – więc postanowiliśmy zmierzyć się z jakąś górką. Wybraliśmy Offersoykammen (436 m npm) – i po raz pierwszy zasmakowaliśmy lofockich szlaków – a w zasadzie ścieżek poprowadzonych stromym, często błotnistym terenem wydeptanych przez turystów. Łatwo nie było – na szczyt weszła Dorotka (krakowska) i Tadek. Ja stwierdziłem, że i tak nic nie widać ze względu na chmury i zaczekałem na nich jakieś 15 minut przed szczytem.
Kliknij miniaturkę aby powiększyć zdjęcie
Mocno zmęczeni wróciliśmy na parking na którym czekała na nas Dorotka – stwierdziliśmy że do Balstad, które było jeszcze w planie na ten dzień nie jedziemy, wracamy do naszego domku.
Na kolejny dzień mieliśmy zaplanowane trasy i miejsca na wyspie Flagstadoya. Na pierwszy ogień poszła miejscowość Vikten położona po zachodniej stronie północnej części wyspy. W harmonii z krajobrazem w 1992 roku powstała tu Huta Szkła (Glasshytta), a w 2000 roku Ceramiczna Wieża (Keramikktårnet). Te dwa obiekty zaprojektował architekt Knut Gjernes, a zbudowali je Åse i Åsvar Tangrand. Budynki w większości zbudowane są z lokalnych materiałów, takich jak drewno, torf i kamień. Dach pokryty jest murawą. We wnętrzu widać wyraźnie dużą wyobraźnię twórców, którzy wykorzystali surowce wtórne z recyklingu. Podłogi pokryte są płytami chodnikowymi z łupków, ściana za piecem zbudowana jest z ręcznie zebranych kamieni z najbliższej okolicy, część pracowni została ozdobiona korzeniami zebranymi na plaży lub deskami ze starych, rozebranych domów.
W swojej hucie Åsvar Tangrand produkuje szkło z surowców wtórnych, ze szkła w różnych kolorach, które miesza z mlecznym kwarcem z gór Lofotów. Obok Huty znajduje się Ceramiczna Wieża, gdzie Åse Tangrand tworzy z gliny artykuły codziennego użytku, jak naczynia, misy i karafki.
Kliknij miniaturkę aby powiększyć zdjęcie
Ceny w sklepiku są norweskie i trochę odstraszają, ale pooglądać dzieła zawsze można. Z Vikten wróciliśmy na drogę E10 i pojechaliśmy w stronę Flakstad zatrzymując się po drodze w co ciekawszych widokowych miejscach.
Kliknij miniaturkę aby powiększyć zdjęcie
We Flakstad obejrzeliśmy zabytkowy kościółek z 1780 roku w całości zbudowany z drewna wyłowionego z morza. Kościół pomalowany jest na czerwono i zwieńczony cebulastą kopułą
Kliknij miniaturkę aby powiększyć zdjęcie
Droga E10 poprowadziła nas dalej w stronę Ramberg które jest centrum administracyjnym wyspy. Miejscowość znana jest z zatoki z piękną długą na kilometr plażą, która wygląda jak przeniesiona wprost z Karaibów. W tle otacza ją ciemny pierścień wysokich, stożkowatych gór.
Kliknij miniaturkę aby powiększyć zdjęcie
Naszym celem był widoczny już Volandstinden (443 m npm), który od strony Ramberg wygląda na niemożliwy do zdobycia. Po drodze zatrzymaliśmy się jeszcze przy rusztowaniach na których suszyły się już tylko głowy lofockich dorszy. Wbrew pozorom nie jest to tylko atrakcja turystyczna. Suszone głowy dorsza eksportowane są do Konga, gdzie uchodzą za delikates. Sesji fotograficznej towarzyszył charakterystyczny, niezbyt przyjemny zapach
Kliknij miniaturkę aby powiększyć zdjęcie
Po obfotografowaniu resztek dorszy pojechaliśmy dalej drogą E10 aż do ostrego zakrętu na końcu zatoki Spengerleira, tam skręciliśmy w lewo w stronę Nordfjorden i po kilkuset metrach dojechaliśmy do początku szlaku na Volandstinden (68.06527 N 13.23789 E).
Początkowo ścieżka wspina się łagodnie w górę z widokami na Nordfjorden. Po dojściu do niewielkiej doliny natknęliśmy się na miejsce odpoczynku z biblioteką.
Kliknij miniaturkę aby powiększyć zdjęcie
Stąd już nie było łatwo, ścieżka podchodzi stromo, ostro w górę kierując się na wyraźną przełęcz między Volandstinden a Blåfjellkammen. Z przełęczy łatwą, choć nieco długą ścieżką doszliśmy na szczyt. Niestety znowu chmury odebrały nam przyjemność podziwiania widoków. W tym dniu miały znowu tendencję do zawieszania się na szczytach .
Kliknij miniaturkę aby powiększyć zdjęcie
Po powrocie do samochodu postanowiliśmy pojechać na południowe wybrzeża wyspy ponieważ wyraźnie po tej stronie było słonecznie i bezchmurnie. Wybraliśmy Nusfjord z nadzieją, że znajdziemy tam miejsce na jakąś fajną kolację.
Do Nusfjord prowadzi piękna droga wzdłuż jeziora Storvatnet otoczonego strzelistymi ścianami skalnymi kulminującymi w szczycie Stjerntinden wznoszącym się na wysokość 938 m npm.
Kliknij miniaturkę aby powiększyć zdjęcie
Nusfjord jest pięknie położone nad fiordem otoczonym strzelistymi górami. Niestety w jedynej w miasteczku restauracji Karoline nie było miejsc – jak nas poinformował uprzejmie kelner – wszystkie miejsca na wieczór są zarezerwowane. No cóż – trzeba było obejść się smakiem . Pospacerowaliśmy jedynie po miejscowości, a że pogoda w tej części wyspy była piękna to mieliśmy okazję do zrobienia fajnych zdjęć.
Kliknij miniaturkę aby powiększyć zdjęcie
W drodze powrotnej podjechaliśmy jeszcze w stronę plaży Myrdal położonej na północnych wybrzeżach wyspy – trzeba do niej zjechać z E10 tuż przed (jadąc od zachodu) wlotem tunelu prowadzącego na Vestvagoye. Nie mieliśmy wielkich nadziei na widoki bo kłębiły się po tej stronie wyspy chmury a plaża Myrdal o tej porze jest w cieniu, ale było ładnie co sami oceńcie.
Kliknij miniaturkę aby powiększyć zdjęcie
Ponieważ pogoda zrobiła się piękna zmieniliśmy trochę plany i kolejny dzień postanowiliśmy poświęcić na odwiedziny w najpiękniejszych zakątkach Lofotów – pojechaliśmy na wyspę Moskenesøya. Po drodze oczywiście było wiele foto stopów bo trudno było nie zrobić zdjęć przy tak ładnej pogodzie.
Kliknij miniaturkę aby powiększyć zdjęcie
Piękna droga doprowadziła nas wzdłuż południowego wybrzeża do Hamnoy – to chyba najbardziej obfotografowana miejscowość w Norwegii. Dwie minuty od niej leżą połączone z Hamnoy mostami wysepki Sakrisøya i Olenilsøya. Widoki kolorowych rorbu na tle strzelistych ścian są tam wspaniałe.
Kliknij miniaturkę aby powiększyć zdjęcie
Oczywiście nie mogliśmy pominąć słynnej Anita’s Seafood gdzie serwują równie słynną zupę rybną. Pychota!
Kliknij miniaturkę aby powiększyć zdjęcie
Po super zupce pojechaliśmy w stronę Reine – niestety nie było miejsca na parkingu więc postanowiliśmy pojechać do Å gdzie kończy się droga E10. Jest to najdalszy punkt Lofotów osiągany samochodem, bez konieczności korzystania z promów. Poszliśmy oczywiście na punkt widokowy Å Lofoten na klifie nad samym morzem skąd są ładne widoki na wyspę Vaerøy.
Kliknij miniaturkę aby powiększyć zdjęcie
Po odwiedzinach w Å wróciliśmy do Reine. Niestety sytuacja parkingowa niewiele się zmieniła musieliśmy więc zaparkować w miasteczku na płatnym parkingu. Tym samym dołożyliśmy sobie kilkaset metrów pieszo do wejścia na szlak na Reinebringen bo to ten szlak był głównym naszym celem na ten dzień.
Droga na Reinebringen zaczyna się tuż za tunelem na południe od Reine. Teraz już od samego dołu prowadzą kamienne schody ułożone przez nepalskich Szerpów. I całe szczęście bo podobno początek podejścia w podmokłym, błotnistym i bardzo stromym lesie był kiedyś najgorszym kawałkiem szlaku. Teraz praktycznie poza niewielkim wypłaszczeniem zaczynającym się gdzieś po 350 schodach i liczącym jakieś 100 m schody prowadzą nas nieco poniżej przełączki, z której rozciąga się wspaniały widok na położone w dole Reine. Całość to jakieś 450 m podejścia (do przełączki) w bardzo stromym terenie – na szczęście po schodach.
Kliknij miniaturkę aby powiększyć zdjęcie
Widoki z góry wynagradzają wysiłek podejścia – ale nie należy zapominać o zejściu . Na szczęście nawet dość szybko udało nam się zejść i szczęśliwi z osiągniętego celu mogliśmy wrócić do naszego domku.
Na kolejny dzień zaplanowaliśmy wycieczkę na północne wybrzeże wyspy Moskenesøya do plaży Kvalvika. Do plaży tej nie da się dojechać samochodem – aby do niej dotrzeć trzeba pokonać leżącą na prawie 150 m npm przełęcz a mimo to jest to jedno z bardziej popularnych miejsc na wyspie. Aby dotrzeć do jednego z punktów wyjściowych trzeba z drogi E10 skręcić w prawo na drogę 7708 na charakterystyczne mosty prowadzące do miejscowości Fredvang.
Kliknij miniaturkę aby powiększyć zdjęcie
Parking Torsfjord jest bardzo mały ale jakoś udało nam się zaparkować na poboczu drogi i ruszyliśmy na szlak. Podejście na przełęcz między Moltinden (651 m npm) a Torsfjordtinden (376 m npm) nie jest zbyt wytężające a widoki są ładne.
Kliknij miniaturkę aby powiększyć zdjęcie
Widoki z przełęczy są dość ograniczone, ale po zejściu kilkudziesięciu metrów otwierają się widoki na piękną plażę Kvalvika otoczoną z jednej strony wznoszącym się na wysokość 543 m npm szczytem Ryten a z drugiej strzelistą Kjerringa o wysokości 623 m npm.
Kliknij miniaturkę aby powiększyć zdjęcie
Zejście na plażę jest trochę niewygodne, strome i pełne kamieni, ale widoki wynagradzają trudności.
Kliknij miniaturkę aby powiększyć zdjęcie
Po zamoczeniu nóg w morzu (Dorotka krakowska nawet weszła do pasa!) i odpoczynku w pięknych okolicznościach przyrody ruszyliśmy w drogę powrotną – ja z Dorotką tą samą trasą, którą tu dotarliśmy, a Dorotka krakowska z Tadkiem postanowili wrócić trasą przez przełęcz między szczytami Ryten a Torsfjordtinden. Spotkaliśmy się przy naszym samochodziku.
W drodze powrotnej pojechaliśmy jeszcze przez Gravdal do Balstad. W Gravdal jest ciekawy kościół Buksnes z 1905 roku zbudowany w stylu smoka. W Balstad zjedliśmy smaczną rybkę w knajpce, w której kucharzył nasz rodak.
Kliknij miniaturkę aby powiększyć zdjęcie
Następny dzień poświęciliśmy wyprawie na wyspę Austvagøya. Pierwszym celem była miejscowość Hennigsvaer ale po drodze były piękne widoki. Najpierw na naszą zatokę gdzie mieszkaliśmy a potem na mosty na wyspę Gimsoya.
Kliknij miniaturkę aby powiększyć zdjęcie
Jakieś trzy kilometry po zjeździe z mostu Gimsoystraumen Bru na Austvagoye zatrzymaliśmy się w ciekawym miejscu oznaczonym jako Skulpturlandskap Nordland (68.24073 N, 14.26197 E). Dosłownie kilkanaście metrów od drogi E10 znajduje się tu szklana konstrukcja autorstwa Dana Grahama. Jest to przeźroczyste, wklęsłe lustro w którym odbija się niesamowity krajobraz otaczający to miejsce. W zależności skąd patrzymy odbicie zmienia się tworząc jakby ruchome obrazy.
Kliknij miniaturkę aby powiększyć zdjęcie
Po przejechaniu kolejnych 2.5 kilometra znowu zaliczyliśmy fotostop tym razem przy przepięknie położonym nad zatoką Lyngvær Lofoten Bobilcamping, z którego roztaczają się super widoki.
Kliknij miniaturkę aby powiększyć zdjęcie
Po zrobieniu zdjęć pojechaliśmy dalej drogą E10 aż do okolic plaży Rorvikstranda gdzie skręciliśmy w wąską drogę nr 816 prowadzącą wzdłuż wybrzeża do Henningsvaer. Im bliżej wioski tym ruch na drodze był coraz większy, każde możliwe miejsce było wykorzystane na parking. Nic dziwnego bo zaczynają się tu szlaki na Festvagtind, który jest tym dla Henningsvaer co Reinebingen dla Reine.
Henningsvær jest nazywana „Wenecją Północy”. Położona jest na dwóch małych wyspach, połączonych kamienną groblą. Utworzyła się w ten sposób wąska zatoka, gdzie schronienie znalazł port. Aż do 1981 roku wyspy Henningsvær nie były połączone mostami z pozostałymi wyspami. Prawdopodobnie uchroniło to społeczność wysp przed wpływem współczesnego stylu w architekturze i została zachowana oryginalna zabudowa wioski. Po obu brzegach zatoki jest labirynt wąskich, krętych uliczek otoczonych drewnianymi domkami. Problemem jest parkowanie bo niby można zaparkować w wielu miejscach ale trzeba uiścić opłatę za pomocą aplikacji telefonicznej – niestety trzeba w aplikacji podać numer telefonu … norweski – i nie da się tego obejść – ot takie norweskie udogodnienie.
Kliknij miniaturkę aby powiększyć zdjęcie
Jakoś odeszła nam ochota na wspinaczkę na Festvagtind i po spacerku po wiosce postanowiliśmy pojechać do Svolvaer stolicy Lofotów. W planie był rejs do fiordu Trollfjorden reklamowanego jako najbardziej wąski fiord na Lofotach. Niestety okazało się że statki do fiordu wyruszają o 10-tej – tak więc pozostało nam zarezerwowanie miejsc na dzień następny .
Pospacerowaliśmy po mieście. W pobliżu katedry natrafiliśmy na kolejną szklaną instalację. To jest tzw. Oko Północy – Eye of the North autorstwa Jeppe Heina. Jest to instalacja lustrzana o wysokości ośmiu i szerokości pięciu metrów. Powierzchnia odbijająca składa się z rozdrobnionych kawałków luster odbijających otoczenie w nieuporządkowany sposób. Wierzchołki na powierzchni pochodzą z rzutu mapy gwiazd inspirowanej nocnym niebem nad Lofotami.
Kliknij miniaturkę aby powiększyć zdjęcie
Ze Svolvaer zawróciliśmy do Kabelvag. Przy wschodnim obrzeżu miejscowości stoi kościół Vågan znany również jako katedra Lofocka (wstęp płatny 40 NOK/osobę). Jest to ogromna drewniana budowla mieszcząca 1200 wiernych, oficjalnie otwarta w 1898 roku. To największy drewniany kościół na północ od Trondheim.
Kliknij miniaturkę aby powiększyć zdjęcie
Drewniane zabudowania centrum miasteczka skupione są wokół portu nad małą zatoczką. W czasach wikingów Kabelvag było najważniejszą wioską na Lofotach. To właśnie tutaj w XII wieku zbudowano pierwsze rorbuer. My zjedliśmy tam pyszną rybkę w knajpce na rynku a potem pospacerowaliśmy po urokliwej miejscowości.
Kliknij miniaturkę aby powiększyć zdjęcie
W drodze powrotnej do Eggum postanowiliśmy pojechać drogą nr 861 dookoła wybrzeży wyspy Gimsoya. Po drodze zatrzymaliśmy się przy kościele położonym nad samym morzem w miejscowości Gisoysand. Biały, drewniany kościół został zbudowany w roku 1876 w stylu „long church” wg projektu architekta Carla Bergstroema. To jest najważniejszy kościół w parafii Gimsoya.
Kliknij miniaturkę aby powiększyć zdjęcie
Ostatni dzień pobytu na Lofotach poświęciliśmy na rejs ze Svolvaer do Trollfjord. Tak jak już pisałem statki do fiordu startują o godzinie 10-tej więc musieliśmy się trochę spieszyć rano ze względu na dojazd. Jak to zwykle bywa okazało się, że statek na który mieliśmy rezerwacje jednak w tym dniu nie płynie i możemy popłynąć innym – oczywiście o 200 NOK na osobę droższym, ale za to elektrycznym!. Cóż było robić …
Zaokrętowanie poszło sprawnie i punktualnie wyruszyliśmy z portu w rejs. Na dzień dobry przywitały nas ładne widoki na słynną Svolvergeita – skałę w kształcie koziej głowy z rogami gdzie odważni wspinacze skaczą z jednego rogu na drugi. Podobno poniżej skały jest cmentarzyk dla tych którym się nie udało. Przy główkach portu pożegnał nas posąg żony rybaka wypatrującej na morzu powracających łodzi autorstwa Per Ung’a (tzw. Fisherman’s Wife).
Kliknij miniaturkę aby powiększyć zdjęcie
Podobno miejscowe kobiety nie lubią tego posągu bo kiedy mężowie wypływają na połów to one muszą zajmować się domem a nie stać bezproduktywnie na nabrzeżu co sugeruje podobno ten pomnik.
Statek płynął w pięknym otoczeniu w kierunku fiordu.
Kliknij miniaturkę aby powiększyć zdjęcie
Zanim dopłynęliśmy do celu statek zatrzymał się a załoga opuściła do wody podwodną kamerę z napędem i na dużych telewizorach mogliśmy obejrzeć podwodny świat Lofotów. Trzeba przyznać, że robi on wrażenie swoim bogactwem roślinności i fauny. Po podwodnych wrażeniach ruszyliśmy w dalszą drogę do fiordu. Trollfjord ma zaledwie 2 km długości ale wejście do niego ma jedynie 100 m szerokości a otaczają go strome szczyty górskie są o wysokości sięgającej 1100 m npm. Trzeba przyznać, że robi to wrażenie. Dodatkowo kapitan statku wykorzystując fakt, że morze było bardzo spokojne podpłynął po stromą ścianę skalną tak, że z pokładu można było dotknąć jej bez problemu rękami.
Kliknij miniaturkę aby powiększyć zdjęcie
Po krótkim pobycie wewnątrz fiordu statek ruszył w drogę powrotną do Svolvaer i mogliśmy znów podziwiać surowe otoczenie Raftsundu.
Kliknij miniaturkę aby powiększyć zdjęcie
Cały rejs trwał ponad 3 godziny. Chcieliśmy coś zjeść w Svolvaer ale tłumy turystów czekających w kolejkach do restauracji skutecznie nas odstraszyły. Pojechaliśmy do znanej nam knajpki w Kabelvag na smaczną rybkę.
W drodze powrotnej do Eggum pogoda zaczęła się psuć, ale to przecież był ostatni dzień naszego pobytu. Pojechaliśmy jeszcze do muzeum wikingów (Vikingmuseet) w Borg. Z drogi E10 widać długi budynek, który okazuje się odrestaurowanym domem mieszkalnym jednego z najpotężniejszych władców wikingów. To największy taki budynek jaki odkryto w Europie. Mieliśmy niestety mało czasu na jego zwiedzanie – myślę że najwięcej frajdy miałyby tu dzieci z uwagi na dodatkowe atrakcje takie jak strzelanie z łuku, rzuty toporkiem czy też pływanie łodzią wikingów.
Kliknij miniaturkę aby powiększyć zdjęcie
To był nasz ostatni punkt z atrakcji Lofotów. W następnym dniu wstaliśmy o czwartej rano (i tak było jasno) aby zdążyć na lotnisko. Pogoda wyraźnie się popsuła, ale w trakcie naszego wyjazdu była świetna – można powiedzieć że na tak dobrą nie liczyliśmy. Odwiedziliśmy prawie wszystkie miejsca, które zaplanowaliśmy. Było pięknie i kto wie – może tam wrócimy? Może kamperem?
Dorota i Jurek
Autorzy zdjęć - Jurek, Dorota Rozbicka, Tadeusz Gmur