• StoliceBanner.jpg

Stolice Europy - Dublin

No i stało się - 28.05.2013 wylądowaliśmy w Dublinie. Skład stary i tym razem pełny!. WrocO'Connell Memorialław żegnał nas masakrycznym deszczem do czego już w tym roku chyba zaczynamy się przyzwyczajać. Na szczęście w Dublinie przywitało nas Millenium Spirewyzierające zza chmur słoneczko, i z minuty na minutę robiło się coraz cieplej i fajniej. Podjechaliśmy z lotniska do hotelu, zostawiliśmy bagaże (niestety doba hotelowa od 14:30) i poszliśmy na pierwszy bliższy kontakt z miastem. Mieszkamy przy Parnell Square w centrum miasta, więc wszędzie blisko. Wędrujemy Parnell Street. Na wprost naszego hotelu wznosi się gmach The Gate Theater. Z daleka widać pomnik O'Connella, a nad nim w perspektywie ulicy słynna Millenium Spire - to będzie punkt który będzie nas prowadził do naszego hotelu. W informacji turystycznej zbieramy mapki, foldery, plany miasta. Wędrujemy w stronę rzeki Liffey. Po drodze zatrzymuje nas muzyka celtycka dochodząca ze słynnego Lotts Cafe Bar. Postanawiamy wstąpić na szklaneczkę Guinnessa. Wnętrze bardzo klimatyczne, dziewczyny zamawiają kawę po irlandzku, my oczywiście "the pint of beer". 

Kliknij miniaturkę aby powiększyć zdjęcie

Po piwku i kawie, wędrujemy w stronę Liffey River. Przez Ha'penny Bridge przechodzimy do słynnego Temple Bar.

Kliknij miniaturkę aby powiększyć zdjęcie

Trzeba tu koniecznie wrócić wieczorem - klimatyczne puby, wąskie uliczki, mnóstwo ludzi mimo południowej pory. Wracamy w stronę naszego hotelu. Jeszcze fish&chips w jakimś barku dla uspokojenia głodu. Mamy jeszcze kilka minut więc odwiedzamy Garden of Remembrance  położony o kilka minut od naszego hotelu.

Wreszcie hotel, niestety 4 piętro bez windy - ale to i tak lepiej niż w Rzymie embarassed. Internet działa, czajniczki, kawa, herbata są - rozpakowujemy się i umawiamy na szklaneczkę rudej żeby ułożyć plan na wieczór i jutro. Za chwilę wychodzimy na spacer po wieczornym Dublinie. Na kolejny dzień kupiliśmy bilety na autobus hop-on, hop-off i to jest to. Zwiedzanie zaczęliśmy od Trinity Colllege, słynnego uniwersytetu. Na finisz - biblioteka - posiadająca w swych zbiorach Księgi z Kells (8 -my  wiek naszej ery). Biblioteka naprawdę robi wrażenie.

Kliknij miniaturkę aby powiększyć zdjęcie

Jedziemy dalej - do Christian Church, a potem do St's Patricks Cathedra. Kościoły fajne, ale bar w podziemiach katedry robi jednak dwuznaczne odczucia (a jesteśmy podobno w drugim po Polsce najbardziej katolickim kraju  Europy).

 

Kliknij miniaturkę aby powiększyć zdjęcie

Po kościołach czas na ikonę Dublina i Irlandii - The Guinness Storehouse - oglądamy wideo z procesu produkcji Guinnessa. Na którymś z pięter testujemy świeże piwko - trzeba sprawdzać 5 elementów - dźwięk, dotyk, widok, zapach i smak. Na końcu trafiamy do Gravity Bar. Widoki na Dublin są super a Guinness najświeższy z możliwych.

Kliknij miniaturkę aby powiększyć zdjęcie

Męczący dzień kończymy oczywiście w Temple Bar - fish & chips są fantastyczne, do  tego guinness, i tylko tęsknota za Pora lunchu w Stephans GardenJamesonem. Kolejny dzień zaczynamy od muzeów - przyrodniczego i Zamek dublińskiarcheologicznego. Po muzeach idziemy na kufel guinnessa a potem do parku Stephan Garden. Kolejny cel - czyli zamek niestety jest zamknięty. Wracamy więc do na Grafton Street na zakupy. Po drodze wstępujemy do O'Neils na piwko. Na Grafton oczywiście tłumy - kupujemy jakieś pamiątki, i docieramy do Stephens Green Shopping Center - to jedno z bardzo ciekawych architektonicznie centrów handlowych.Dalej trafiamy do opisywanego w przewodnikach Neary's Bar a potem do Temple Bar na rybkę i pintę Guinnessa. Po drodze do hotelu robimy sobie jeszcze zdjęcia pod pomnikiem Jamesa Joyce'a.

Na kolejny dzień zaplanowaliśmy wypad do Howth - rybackiego miasteczka na przedmieściach Dublina. Jedziemy pociągiem jakieś 25 minut s Connelly Station. Niestety pogoda trochę się psuje i po wyjściu z dworca w Howth zaczyna siąpić deszcz. Oko IrlandiiNa szczęście tylko przez chwilę. Spacerujemy na koniec długiego falochronu chroniącego port żeby popatrzeć na wysepkę zwaną Okiem Irlandii. Po drodze odwiedzamy informację turystyczną żeby przepytać jak długo zajmie nKawa po irlandzku i Guinnessam najkrótszy spacer na klify. Miły Pan zapewnia że jakieś półtorej godziny - ponieważ pogoda się poprawia zapada decyzja - najpierw idziemy na Guinnessa a potem na klify. Z Guinnessem sprawa nie jest prosta bo w otwartych kawiarniach go nie ma a restauracje otwierają się dopiero o 12:30. Na szczęście, już prawie na końcu głównej ulicy znajdujemy czynne źródełko. Dziewczyny zamawiają kawę po irlandzku a my tradycyjnie po kuflu Guinnessa.

Posileni ruszamy na spacer na klify. Najpierw wspinamy się uliczkami miejscowości wzdłuż wybrzeża - widoki na port, Morze Irlandzkie i wysepkę Oko Irlandii stają się coraz rozleglejsze. Za ostatnimi zabudowaniami wchodzimy na dobrze oznakowaną ścieżkę. Wędrujemy wysokim brzegiem opadającym stromymi klifami do morza. Na skałach pełno ptaków, a wzgórza porośnięte są wrzosami i kwitnącymi na żółto krzakami żarnowca. Całe wzgórza pokryte są żółtymi dywanami kwiatów. Dochodzimy do punktu widokowego z którego roztaczają się widoki na zatokę Dublińską i latarnię morską. Na południu, za zatoką majaczą Góry Wicklow.

Kliknij miniaturkę aby powiększyć zdjęcie

Półtorej godziny już minęło a my dopiero w połowie trasy. Ale mapka wskazuje że teraz już będziemy wracać do portu. Wędrujemy szczytami wzgórz - widoki super. Docieramy do Howth - jednak wycieczka zgodnie z przewodnikiem zakupionym wcześniej w Amazonie trwała 3 godziny!. Jeszcze podziwiamy piękne wille z fantastycznymi ogrodami pełnymi śródziemnomorskiej roślinności - tak, Prąd Zatokowy powoduje że nie ma tu mrozów więc roślinność jak na południu Europy. W Howth postanawiamy jeszcze zajść na świeżą rybkę - to w końcu jeden z najważniejszych rybackich portów Irlandii. Zjadamy świeżutko złowionego halibuta - cena kosmiczna - ale smak wspaniały. Nigdy nie przypuszczałem że halibut tak smakuje - warto było.

Wracamy pociągiem do Dublina - to już nasz ostatni wieczór w stolicy Irlandii.

Kliknij miniaturkę aby powiększyć zdjęcie

Spacerujemy żegnając się z Dublinem. Wstępujemy na Guinnessa, kupujemy flaszeczkę Jameson'a na wieczór - trzeba poznać wszystkie smaki!. Wieczorem smakujemy tę najbardziej znaną Irlandzką whiskey. Niestety szybko się kończy, a ponieważ mnie i Tadkowi wydaje się trochę mało więc idziemy jeszcze na pożegnalną szklaneczkę do najbliższego pubu. Tam - mimo późnej pory impreza kręci się w najlepsze - ludzi pełno, towarzystwo międzynarodowe. Na scenie zespół gra typowe irlandzkie kawałki. Jest super. Na koniec jeszcze trzy dziewczyny tańczą irlandzkie tańce fantastycznie stepując. Nie chce się opuszczać tego miejsca ale rano niestety musimy wcześnie jechać na lotnisko. Kończy się przygoda z kolejną stolicą - wracamy do kraju. Na przyszły rok towarzystwo wybrało za cel Holandię. Do zobaczenia.

Jurek

We use cookies
Ta strona korzysta z plików cookies. Używamy plików cookies wyłącznie do analizowania ruchu na naszej stronie. Nie zamieszczamy reklam, nie wymagamy logowania, nie zbieramy żadnych innych danych osobowych. Korzystając z naszej strony internetowej, zgadzasz się, że możemy umieszczać tego rodzaju pliki cookie na Twoim urządzeniu.