Jak właściwie pachną lipy
Za chwilę wrzesień. Kolejny polski miesiąc. Młodsi, przynajmniej w części nie zwracają uwagi na przymiotniki dodawane do rzeczowników natomiast dla wielu old boyów /nie chodzi tutaj koniecznie o wiek/ jest to wręcz sposób na życie. Ale mniejsza z tym, wszak na głupotę lekarstwa nie ma. Tak na dobrą sprawę w ramach narodowej terapii można by przepisać czytanie Szwejka a politykom dodatkowo wydać recepty na obowiązkowe oglądanie Ferdka Kiepskiego ale bez możliwości dyskusji –co też scenarzysta miał na myśli.
W telewizorze pokazali ostatnio, powtórzyli „Złoto Mac Kenny”z Gregorym Peckiem i Omarem Sharifem i tak się jakoś przypomniało, że był to mój pierwszy film widziany, czy raczej słyszany w stereo. Do dzisiaj pamiętam ludzi w pierwszych rzędach, którzy po rykoszecie pocisku uchylali się przed trafieniem/?!/. No cóż było to czterdzieści lat temu i było to wydarzenie. Dzisiaj natomiast, jak mówi mój kolega „jak mam problem z komputerem czy komórką przychodzi 11 letni syn sąsiada i za chwilę problemu nie ma”. Ktoś mówi, że to znak czasu a przecież to normalność. To tak jak w górach, na szlakach zdarza się jeszcze spotkać wędrowca, który maszeruje w kangurce i parcianym plecakiem. Ale tu już można się „naciąć” kiedy wyciąga swój kozik z drewnianą rękojeścią bo okazuje się on klasycznym opinelem. A takich noży, choćby z racji ceny byle gówniarze nie noszą.
A nóż ma swoje lata również. To tak jak z butami. Pionierki, jak na wibramie to byłeś gość. Oczywiście najprościej było je wyfasować w pracy, do tego lekko zmodyfikowane kwasiaki, spodnie i kurtka. W końcu zakłady chemiczne dominowały w okolicy, normatyw przewidywał dość częstą wymianę a jak nie podarłeś służyły ci w górach długo. I jeszcze ci zazdrościli. Wtedy nie było mody na drukowanie napisów firma na plecach. ZK się nie liczy. Z butami niestety był problem -przemakały. Wiadomo co znaczy iść przez kilka godzin po mokrym czy topiącym się śniegu albo gdy trzeba sforsować wodospad bądź przejść przez bagienko. Oczywiście była na to rada. Należało buty „napuścić” czyli zaimpregnować. Dzisiaj „nie ma problema”, kupujesz impregnat w arezolu i heja max. Wtedy było to bardziej skomplikowane. Na ciepło mieszało się olej parafinowy i wosk, niektórzy dodawali pastę do butów albo i denaturat ,szmatką albo mazakiem pracowicie wcierało się ową ingrediencję w trzewiki. Było super. Do czasu kiedy na szlaku okazywało się, że impregnacja „trzyma”. Woda przez skórę się nie wlewa. Ale przez szwy sączy się powolutku. Potem coraz szybciej. Niektórzy stosowali worki foliowe. Na skarpety rzecz jasna. Ale tutaj był problem z poceniem się. Noga uzyskiwała poślizg dodatkowy. Potem było lepiej , pojawiły się buty z Krosna albo innego Wałbrzycha. A dziś…
AZH
PS 1_Niestety, fotka nie przedstawia kompletu , trzeba kupować osobno.
PS 2_T.Woźniak śpiewał, „przejmująco pachną lipy”’ i … coś w tym jest.
PS 3_PS to po prostu PS (łac. post scriptum, P.S.) – dopisek do listu, artykułu itp., umieszczony na końcu, po podpisie autora. Oznaczany jest skrótowcem "PS", przy którym w języku polskim (w przeciwieństwie do języka łacińskiego) nie stawia się kropek