• Rejsy1Banner.jpg
  • Rejsy2Banner.jpg
  • Rejsy3Banner.jpg
  1. Start!
  2. Nasza Ciekawość Świata
  3. Europa
  4. Rejsy
  5. 2024 - Cyklady z pokładu s/y Tintabella

2024 – Cyklady z pokładu s/y Tintabella

Pomysł rejsu na Cyklady narodził się pod koniec stycznia 2024 roku. Pewnego piątkowego wieczoru rzuciłem hasło do Dorotki – a wiesz, że na Cykladach byliśmy 26 lat temu? Może by tak? Najpierw trzeba było jednak zamówić jacht. Nasz Heniu, z którym opływaliśmy całą Grecję nie miał terminu, który dla nas byłby optymalny. I wtedy przypomniałem sobie o pewnej wizytówce, którą dostałem kiedyś. Niewiele myśląc napisałem maila do Yachting Together i już następnego dnia mieliśmy odpowiedź – tak jest jacht, na dwa tygodnie, Cyklady, ze skipperem. Bez problemów zebraliśmy załogę, zawarliśmy umowę z armatorem (pełna profesjonalność – polecamy) kupiliśmy bilety lotnicze. I tak ósmego czerwca nasza ósemka wraz ze skipperem Zbyszkiem dotarła rankiem do mariny Alimos w Atenach. Wcześniej za namową armatora zamówiliśmy internetowo zakupy na rejs z dostawą na keję, a że łódka na nas czekała więc bez zwłoki jeszcze przed czternastą wypłynęliśmy z mariny w stronę półwyspu Sounion.

Kliknij miniaturkę aby powiększyć zdjęcie 1)

Korzystając z korzystnego wiatru około 19-tej dotarliśmy do zatoczki położonej u stóp stojącej na półwyspie Sounion świątyni Posejdona. Ruiny świątyni z częściowo zachowaną kolumnadą pochodzą z około 440 r p.n.e. Świątynia wznosi się na krawędzi skały, ok. 60 m nad powierzchnią morza, w najwyżej położonym punkcie przylądka. Na zwiedzanie było już za późno, ale część załogi, która nie miała okazji jeszcze być w tym miejscu popłynęła pontonem na ląd w nadziei, że coś jednak zobaczą. Niestety ogrodzony teren nie dawał szans na obejrzenie świątyni z bliska.

Kliknij miniaturkę aby powiększyć zdjęcie 1)

Noc na kotwicy była spokojna, ale wachtę trzeba było trzymać. Rano po śniadaniu i kąpieli w morzu ruszyliśmy w stronę wyspy Kithnos.

Do Kithnos mieliśmy około 30 mil, ale wiało fajnie więc jeszcze przed 12-stą rzuciliśmy kotwicę w przepięknej zatoczce Fikiada oddzielonej piaszczystą łachą od równie ładnej plaży Kolona.

Kliknij miniaturkę aby powiększyć zdjęcie

Po kąpieli, ruszyliśmy do głównego portu Kithnos – miasteczka Merichas, do którego mieliśmy jakieś dwie mile. Było wcześnie, więc problemów z miejscem w porcie nie było. Po zacumowaniu ruszyliśmy na spacer po miasteczku.

Kliknij miniaturkę aby powiększyć zdjęcie

Wieczorkiem po kolacji w tawernie przy plaży zrobiłem jeszcze kilka nocnych zdjęć z urokliwego miasteczka.

Kliknij miniaturkę aby powiększyć zdjęcie

Rankiem tradycyjnie śniadanie było o ósmej, więc o dziewiątej mogliśmy ruszyć dalej. Tym razem celem była wyspa Syros – podobno najbardziej katolicka wyspa w prawosławnej Grecji. Na wyspie leży stolica Cyklad – miasto Ermopouli, ale my kierowaliśmy się do położonego w południowo-wschodniej części Finikas, do którego mieliśmy około 33 mil.

W porcie – tradycyjnie po zacumowaniu był spacer po mieście i kolacja.

Kliknij miniaturkę aby powiększyć zdjęcie 1)

Następnego dnia po śniadaniu ruszyliśmy w kierunku Delos – świętej wyspy otoczonej kręgiem Cyklad. Wiatr zdechł, więc szliśmy na silniku, chociaż przy samym Delos trochę się rozwiało. Na Delos nie ma portu, więc stanęliśmy na kotwicy i do wyspy podpłynęliśmy pontonem. W mitologii greckiej Delos była miejscem narodzin dwóch bóstw: Apolla i Artemidy. Gdy Latona, kochanka Zeusa zaszła w ciążę, zazdrosna Hera poprosiła Gaję, boginię ziemi, żeby ta nie pozwoliła Latonie urodzić na stałym lądzie. Zrozpaczona tytanida błąkała się więc po całym świecie. W końcu zlitował się nad nią Posejdon, bóg morza, i przytwierdził pływającą wyspę Delos do dna morskiego. Latona przybyła na Delos i po dziewięciodniowym porodzie urodziła bliźnięta: Apolla i Artemidę. Tyle legenda. W starożytności Delos była świętą wyspą, poświęconą Apollo. Znajdowało się tu sanktuarium tego boga.

Podczas naszej wizyty na wyspie panował ogromny upał, a na całej wyspie poza starożytnymi ruinami i kasą biletową nie ma nic! Nawet automatu z wodą! Muzeum jest w remoncie. Pomimo tych przeszkód ruszyliśmy na zwiedzanie starożytnych ruin. Dziś można podziwiać tu między innymi:

–aleję lwów,
– mozaiki w dawnych kupieckich domach,
– teatr i resztki wspaniałych kiedyś świątyń.

Kliknij miniaturkę aby powiększyć zdjęcie

Po dość męczącym z powodu upału spacerze, wróciliśmy na jacht i skierowaliśmy się na wyspę Donoussa, która uznawana jest za najbardziej izolowaną wyspę na Cykladach.

Z Delos na Donoussę mieliśmy około 30 mil, ale brak wiatru spowodował, że do portu Stavros dopłynęliśmy około 19-tej.

Kliknij miniaturkę aby powiększyć zdjęcie

Ze względu na późną porę zwiedzanie miasteczka zostawiliśmy sobie na rano i po zacumowaniu poszliśmy na kolację.

Rankiem, po śniadaniu ruszyliśmy na spacer po urokliwym miasteczku. Wąskie uliczki, białe ściany domków, ciekawy kościółek bardzo nam się podobały.

Kliknij miniaturkę aby powiększyć zdjęcie 1) 3)

Po spacerze wróciliśmy na jacht i ruszyliśmy w stronę położonej na północno wschodnim cyplu wyspy zatoki Kalotaritissia z planem postoju przy Jaskini Fokospilia (Seal Cave).

Kliknij miniaturkę aby powiększyć zdjęcie

Korzystając ze spokojnego morza udało nam się wypatrzyć jaskinię z jachtu. Po rzuceniu kotwicy ruszyliśmy pontonem na zwiedzanie. Nazwa jaskini – Seal Cave  – oznacza jaskinię fok. Podobno nawet dzisiaj w miesiącach poza sezonem turystycznym pojawiają się tu foki mniszki śródziemnomorskie. Krystalicznie czysta woda, skały i odludność tego miejsca na pewno im sprzyja.

Kliknij miniaturkę aby powiększyć zdjęcie

Fajnie było popływać w jaskini w tak pięknych okolicznościach przyrody.
Po odwiedzinach w Seal Cave popłynęliśmy do pobliskiej zatoki Kalotaritissa na kąpiel i szaleństwa w wodzie.

Kliknij miniaturkę aby powiększyć zdjęcie

Po tych przyjemnościach ruszyliśmy dalej w kierunku odległej o około 15 mil wyspy Amorgos i leżącego na jej północno zachodnim wybrzeżu porciku Aegiali. To było piękne ukoronowanie ekscytującego dnia. Amorgos to najdalej na wschód wysunięta wyspa Cyklad.

Kliknij miniaturkę aby powiększyć zdjęcie 3)

Następnego dnia popłynęliśmy z Aegiali do leżącego nieco ponad 10 mil na południe portu Katapola – głównego portu Amorgos. Po zacumowaniu w porcie, wynajęliśmy samochody bo postanowiliśmy zwiedzić tę ciekawą wyspę.

Pojechaliśmy najpierw do zatoki zobaczyć wrak statku Olympia, który rozbił się na skałach w 1980 roku w sztormie 10 st. Beauforta. Trochę zdziwiliśmy się, kiedy GPS doprowadził nas na parking skąd odchodziła dość stroma ścieżka w kierunku morza. Do przejścia było jakieś 500 m ale upał dawał się strasznie we znaki. Zatoka i wrak nie zrobił na nas wielkiego wrażenia, chociaż grał w filmie „Wielki błękit” Luc’a Besson z 1988 r. Ale kąpiel w zatoce w sąsiedztwie wraku była fajna.

Kliknij miniaturkę aby powiększyć zdjęcie 2(

Zmęczeni upałem pojechaliśmy jeszcze na pobliską piękną plażę Kalotaritissa szukając barku z zimnymi napojami. Przy okazji zrobiliśmy tam kilka zdjęć.

Kliknij miniaturkę aby powiększyć zdjęcie

Zrobiło się dość późno a chcieliśmy odwiedzić znany klasztor Hozoviotissa leżący na stromych, wschodnich klifach wyspy. Niestety podjechaliśmy za późno – trzeba tam być najpóźniej o 16-tej bo klasztor zamyka się dla turystów o 17-tej. Postanowiliśmy tam wrócić na drugi dzień rano. W tej sytuacji pojechaliśmy zwiedzić górującą nad całą wyspą jej stolicę -  Chorę.

To miasteczko bardzo cykladzkie, i co najważniejsze ciche i spokojne. Turystów na Amorgos nie dociera zbyt wielu. Kręte, strome uliczki, śnieżnobiałe domki z niebieskimi i czerwonymi okiennicami, mnóstwo kwiatów a na wzgórzach rząd wiatraków. Taki idylliczny obrazek bardzo nam się spodobał – dotarliśmy na sam szczyt wzgórza skąd rozciągała się piękna panorama.

Kliknij miniaturkę aby powiększyć zdjęcie 1) 2)

Po śniadaniu, następnego dnia pojechaliśmy ponownie do monastyru Panagia Hozoviotissa. Monastyr sprawia niesamowite wrażenie – jest „przyklejony” do stromego klifu 300 m nad lustrem błękitnego morza. Nazwa monastyru pochodzi od zniekształcenia nazwy Hoziva – miejsca w Jerycho w Ziemi Świętej – skąd wg legendy pochodzi święta ikona Marii Dziewicy przechowywana w monastyrze. Pierwotna budowla pochodzi z XI wieku. Jest to więc jeden z najstarszych bizantyjskich klasztorów w Grecji (wg internetu drugi co do wieku). Wspinaczka do niego z parkingu w pełnym słońcu dała nam się we znaki, ale było warto.

Kliknij miniaturkę aby powiększyć zdjęcie 1

Na koniec strudzonym pielgrzymom mnisi zaserwowali po kieliszeczku psimeni raki – lokalnego likieru wyrabianego z raki, miodu i lokalnych ziół.

Kliknij miniaturkę aby powiększyć zdjęcie 1)

Po zwiedzaniu monastyru, wróciliśmy do portu. Czekał nas kolejny etap rejsu tym razem na wyspę Koufonissi, od której dzieliło nas nieco ponad 15 mil.

Rozdmuchał się wiatr, a że wiał z dobrego kierunku to mieliśmy fajną żeglugę.

Kliknij miniaturkę aby powiększyć zdjęcie 2)

Już około 15-tej zacumowaliśmy w głównym porcie na Ano Koufonissi. W piątkę wybraliśmy się na długi (3,5 km w jedną stronę) spacer wzdłuż południo wschodniego wybrzeża wyspy. Wg przewodników i internetu są tam najpiękniejsze plaże. I rzeczywiście spacerując po nadmorskiej ścieżce odwiedziliśmy plaże Afrodyty, Finika, Fanos, Italida i Alejandra. Dotarliśmy do Natural Pool – naturalnego basenu w nadbrzeżnych skałach zasilanego morską wodą i na koniec do miejsca zwanego Devil’s Eye – Oko Diabła. Widoki były wspaniałe.

Kliknij miniaturkę aby powiększyć zdjęcie

Na kolację poszliśmy w kierunku zachodnim od portu podziwiając widoki na piękne klify wyspy Kato Koufonissi złocące się w zachodzącym słońcu.

Następnego dnia wczesnym rankiem ruszyliśmy na południe – celem była leżąca w pobliżu Santorini, malutka wysepka Anafi. Mieliśmy do niej nieco ponad 40 mil więc trzeba było się śpieszyć. Na szczęście wiatr nam sprzyjał i około 17-tej zacumowaliśmy w pustym porciku na Anafi.

Kliknij miniaturkę aby powiększyć zdjęcie 1) 3)

Za radą Zbyszka, pojechaliśmy lokalnym autobusem do miasteczka Anafi położonego na wysokim wzgórzu wznoszącym się nad zatoką. Spacer po typowym dla greckich wysp miasteczku był super a widoki wspaniałe.

Kliknij miniaturkę aby powiększyć zdjęcie 1) 2)

Po kolacji w miasteczku wróciliśmy do portu, gdzie zrobiłem jeszcze kilka wieczornych zdjęć.

Kliknij miniaturkę aby powiększyć zdjęcie 1) 2)

Następnego ranka ruszyliśmy w stronę Santorini, do której mieliśmy około 20 mil. Kotwicę rzuciliśmy w zatoce Akrotiri na południowym wybrzeżu wyspy. Wcześniej zadzwoniliśmy do wypożyczalni samochodów, aby zarezerwować sobie autka na wycieczkę po wyspie. Pontonem dotarliśmy na brzeg, wypożyczyliśmy samochody i ruszyliśmy na zwiedzanie wyspy. Pojechaliśmy najdalej na północ, do słynnego miasteczka Oia.

Santorini to przede wszystkim historia. Ludzkie osady na Santorini były już w neolicie – wtedy wyspa nazywała się Strongili – okrągła – bo miała kształt stożka – była po prostu drzemiącym wulkanem. Około roku 1620 p.n.e. doszło do katastrofy na niewyobrażalną skalę. Wielu badaczy twierdzi że była to najpotężniejsza erupcja wulkanu w ciągu ostatnich 10000 lat. Wielki wybuch drastycznie zmienił kształt wyspy -  jej środek zapadł się a kalderę wypełniło morze. Przypuszcza się, że potworna fala tsunami będąca wynikiem wybuchu zniszczyła rozwijającą się na pobliskiej Krecie cywilizację minojską. Dziś kolorowe ściany kaldery świadczą o pozostałościach po tym i wielu innych, już nie tak dramatycznych wybuchach wulkanu. Miasto Oia jest wizytówką wyspy, widnieje na każdym folderze turystycznym i stanowi najlepszą reklamę wyspy. Bielone domy, niebieskie kopuły kościołów (których jest tutaj podobno 79), wykute w skałach wulkanicznych na klifach budynki, restauracje i maleńkie hoteliki z imponującym widokiem na kalderę wulkanu stwarzają miejsce, które trzeba obowiązkowo odwiedzić na Santorini.

Kliknij miniaturkę aby powiększyć zdjęcie 1)

Po wizycie w Oia pojechaliśmy do pobliskiej Fira – gdzie kumuluje się ruch turystyczny. Miasteczko jest pełne tawern, sklepów, małych hoteli. Spacer uliczkami po krawędzi stromej kaldery dostarcza wielu pięknych wrażeń. Sceneria jest imponująca. Gdyby jeszcze nie było takich tłumów turystów…

Kliknij miniaturkę aby powiększyć zdjęcie 1)

Na zakończenie naszej przejażdżki po wyspie odwiedziliśmy jeszcze winiarnię Santo Vines położoną na obrzeżach Pyrgos i reklamującą się jako centrum winiarskiej turystyki na wyspie. Jest ona jednym z podmiotów spółdzielni Santo Wines złożonej w 1911 roku i obecnie zrzeszającej wszystkich plantatorów na Santorini. Rzeczywiście z tarasów winiarni rozpościera się fantastyczny widok na kalderę. Degustacja lokalnych win i produktów spożywczych powoduje w tych pięknym miejscu, że odwiedza ją ponad 600 tys. gości rocznie. Myśmy też tam byli – dobre wino pili…

Kliknij miniaturkę aby powiększyć zdjęcie

Po wizycie w winiarni wróciliśmy do Akrotiri, gdzie oddaliśmy samochody i pontonem wróciliśmy na jacht. Po nocy spędzonej na kotwicznych wachtach i wczesnym śniadaniu popłynęliśmy obejrzeć wyspę z pokładu jachtu. Płynąc w kierunku wejścia do kaldery mieliśmy okazję podziwiać piękne klify i plaże na południowym wybrzeżu wyspy.

Wreszcie wpłynęliśmy do kaldery i mogliśmy podziwiać miasteczka, które odwiedziliśmy poprzedniego dnia tym razem z poziomu morza. Opłynęliśmy wysepkę Nea Kameni, która powstała około 1707-1711 roku w wyniku erupcji wulkanicznej. Ostatnie aktywności wulkaniczne były w tym miejscu w roku 1950.

Kliknij miniaturkę aby powiększyć zdjęcie

Po opłynięciu kaldery ruszyliśmy na północ – naszym celem, w zależności od wiatru była Ios lub Sikinos.

Wiatr zawiał nas do Portu Sikinos, gdzie byliśmy jedynym jachtem. Dotarliśmy tam późno, bo około 17-tej, ale okazało się, że co godzinę jeździ autobus do położonej na wzgórzu nad portem Chory. Oczywiście skorzystaliśmy z okazji i pojechaliśmy zwiedzić miasteczko a przy okazji podziwiać piękne widoki.

Kliknij miniaturkę aby powiększyć zdjęcie 1) 2) 3)

Do naszego następnego celu – portu Adamas na Milos mieliśmy około 70 mil, dlatego z Sikinos wypłynęliśmy wcześnie, około 7-mej rano. Ale wiało fajnie więc już około 13-tej byliśmy przy słynnych skałach Kleftiko na południowo zachodnim cyplu Milos. Korzystając z dobrych warunków rzuciliśmy kotwicę i ruszyliśmy pontonem na opływanie fantastycznych miejsc. Kleftiko to niesamowicie ukształtowane wapienne skały, wysepki i klify, pełne zatoczek, łuków i jaskiń. Pod niektórymi łukami można swobodnie przepłynąć łódką czy pontonem.

Kliknij miniaturkę aby powiększyć zdjęcie 2)

Sceneria była niesamowita. Nie omieszkaliśmy także popływać wpław i ponurkować w krystalicznie czystej wodzie. Po około dwóch godzinach wodnych szaleństw ruszyliśmy dalej bo do celu mieliśmy jeszcze około 20 mil. Widoki były dalej przepiękne.

Kliknij miniaturkę aby powiększyć zdjęcie

Do Adamas dotarliśmy około 19-tej i postanowiliśmy zostać w tym porcie na dwie noce. Chcieliśmy przy okazji naprawić urwany na wysokości drugiego salingu bloczek od lazy jacks, bo zapowiadały się nam silne niekorzystne wiatry w kierunku mariny Alimos, a bez tych linek zrzucanie grota było dość problematyczne. Ale tym mieliśmy się zająć na koniec pobytu na wyspie.

Po śniadaniu następnego dnia wypożyczyliśmy samochody i ruszyliśmy na objazd wyspy. Na pierwszy ogień poszła Plaka – stolica wyspy położona na północ od zatoki na okolicznych wzgórzach. To malownicze miasteczko z wąskimi uliczkami pełnymi bielonych domów z jaskrawo pomalowanymi oknami i balkonami ozdobionymi kwiatami bugenwilli.

Kliknij miniaturkę aby powiększyć zdjęcie 1) 2)

Po zwiedzaniu miasteczka pojechaliśmy do ruin starożytnego Melos gdzie znaleziono słynną Wenus z Milo. Część z nas odwiedziła katakumby pierwszych chrześcijan z I w.n.e. Odwiedziliśmy też ruiny starożytnego amfiteatru (dużo bardziej zadbane niż w czasie naszego pobytu w 1998 r) a na koniec zrobiliśmy sobie zdjęcia pod posągiem Wenus z Milo upamiętniającym miejsce jej odkrycia (oryginał tej rzeźby znajduje się obecnie w Luwrze).

Kliknij miniaturkę aby powiększyć zdjęcie 2)

Kolejnym naszym celem, do którego dotarliśmy krętą i wąską drogą była położona poniżej ruin Melos nad brzegiem morza wioska Klima. Wioska słynie z dwukondygnacyjnych domków wykutych w skale na samym brzegu morza. Dolne kondygnacje służyły za hangary dla łodzi a na górnych mieszkali właściciele.

Kliknij miniaturkę aby powiększyć zdjęcie 1)

Po obiadku w wiosce pojechaliśmy na plażę Plathiena położoną na zachodnim brzegu północnego cypla ograniczającego wejście do zatoki Milos. Jej urok leży w drobnym, platynowym piasku i otaczających ją malowniczych formacjach skalnych. Płytkie wody zatoki powodują powstawanie fal, na których można się wspaniale bawić.

Kliknij miniaturkę aby powiększyć zdjęcie 1)

Po kąpieli pojechaliśmy na północno wschodnią część wyspy, na słynną Sarakiniko Beach. To miejsce jest niesamowite. Formacje skalne o fantastycznych kształtach, przypominają o wulkanicznym pochodzeniu Milos i są prawdziwym dziełem sztuki wytworzonym przez naturę – przez tysiące lat mozolnie rzeźbione przez wodę i wiatr. Niesamowity widok potęguje biały kolor skał, który wspaniale kontrastuje z błękitem wzburzonej wody.

Kliknij miniaturkę aby powiększyć zdjęcie 1) 2)

Zrobiło się już późno, ale pojechaliśmy jeszcze do wioski Pollonia na północno wschodnim krańcu wyspy. Wioska jest popularnym miejscem na wieczorne kolacje dla turystów, których zwożą tu autokarami do położonych na nadmorskim deptaku knajpek.

Kliknij miniaturkę aby powiększyć zdjęcie

Milos bardzo nam się podobało. Stwierdziliśmy Dorotką, że warto tu przyjechać na tydzień, wynająć samochód albo quada i zwiedzić dokładniej przepiękne miejsca na wyspie.

Na następny dzień trochę nam zeszło przy naprawie lazy jacków, ale Halinka wykazała się super sprawnością i wszystko poszło OK.

Kliknij miniaturkę aby powiększyć zdjęcie 1)

Około 15-tej wypłynęliśmy w stronę Aten. W linii prostej mieliśmy około 100 mil, ale północny wiatr o sile dochodzącej w porywach do 7B spowodował, że wyszło nam nieco ponad 150. Ale następnego dnia wieczorem, po około 26 godzinach żeglugi dotarliśmy do znajomej mariny Alimos. Rejs się skończył niestety. Jeszcze był pożegnalny szampan od skippera Zbyszka, gala na rufie i wieczór kapitański w pobliskiej tawernie.

Kliknij miniaturkę aby powiększyć zdjęcie

To były wspaniałe dwa tygodnie. Pogoda dopisała, sporo wiało a to na żaglach sprawia zawsze frajdę. Odwiedziliśmy przepiękne wysepki głównie na Małych Cyklach, ale też znane i popularne jak Santorini czy Milos. Przepłynęliśmy 490 mil, spędziliśmy w morzu 160 godzin, z czego 100 na żaglach!!! Poniższa mapa pokazuje naszą trasę.


Zbyszek i Yachting Together sprawili się znakomicie – mamy nadzieję, że jeszcze razem popłyniemy.

D&J

UWAGA: Zdjęcia bez znaku wodnego w katalogach oznaczonych poniższymi odnośnikami są autorstwa:
1) - Hani Soboty
2) - Wojtka Rogowskiego
3) - Zbyszka Machulika