• Banner01_5x2_1920x512.png

Sri Lanka – olśniewający kraj.

O podróży na Sri Lankę myśleliśmy wiele razy, aż wreszcie przypadek sprawił, że mogliśmy tam pojechać. Skorzystaliśmy z usług biura turystycznego Logos Travel z Poznania i tym sposobem w towarzystwie wspaniałych ludzi z różnych stron Polski poznaliśmy ten kawałek Świata. Bogdan, nasz polski przewodnik, nie tylko nas zagadał na śmierć, ale wyciągnął co tylko można było od kolegi po fachu czyli lokalnego przewodnika. Oj działo się, działo………….

Uśmiechnięte dzieci AzjiWszędzie gdziekolwiek się pojawialiśmy witały nas uśmiechnięte twarze zarówno dzieci jak i dorosłych. Może właśnie dlatego wszystko nam się podobało, począwszy oSpacer na Gala Faced rozkrzyczanego Colombo, a skończywszy na rezerwatach przyrody.

Zmęczeni po podróży i niestety jeszcze świadomi zmiany czasu wybraliśmy się do centrum Colombo. Trzeba tę zmianę czasu zwyciężyć, byle tylko się nie dać, wytrzymać i pójść spać o „normalnej” porze.

 

Centrum FInansowe ColomboPierwsze, orzeźwiające mleczko kokosowe zdecydowanie nam w tym pomogło. Szerzej otwarte oczy i …………. znaleźliśmy się w postkolonialnym centrum. Gdzieś w dali nowoczesne centrum finansowe, z boku małe świątynie buddyjskie, zamiast gołębi na latarniach miasta pelikany no i ten jednostajny uspakajający szum Oceanu Indyjskiego. W takim klimacie dotarliśmy na pierwsze egzotyczne śniadanie. Było pyszne!

Dla nas Sri Lanka to świat herbaty, możliwość podziwiania słoni, lampartówPlantacje herbaty, waranów i egzotycznych ptaków w ich naturalnym środowisku, a do tego wspaniałe zabytki sięgające 5 tyś lat. Klimat sprawia, że wyspa może być samowystarczalna i jest niezwykle piękna. Wysokie góry w centrum wyspy (ponad 2500 m n.p.m.) w przeważającej większości pokryte są plantacjami herbaty. Kolorowo ubrane Tamilki przechodzą od herbacianego krzaczka do krzaczka obrywając najmłodsze trzy listki (lub mniej jeśli przeznaczone są na herbatę o wyższym gatunku). I tak co siedem dni. Zaparzona herbata w słynnej faktorii Mackwood smakowała wyśmienicie. Oczywiście poczęstowano nas nią dopiero po zwiedzaniu fabryki, gdzie można było zaobserwować proces produkcji herbaty.

Golf Club w Nuwara EliaZ pól herbacianych przejechaliśmy do Nuwara Elia. Wspaniałe centrum golfowe, elegancki hotel – dawna angielska rezydencja, stylowy salon z biblioteką i trofeami golfowymi, kolacja do której kelnerzy w białych rękawiczkach elegancko podawali wyszukane potrawy. Piękne kwiaty dokoła, zielone dobrze utrzymane trawniki i niedaleko Koniec Świata na równinie Horton Place – widok, po który musimy przyjechać kiedy indziej. Kapryśna, górska pogoda uniemożliwiła nam wycieczkę, tak więc zdjęć nie ma, ale i tak podobno żadne nie oddaje tego co widzi się na Końcu Świata.

Sri Lanka to niezliczone świątynie buddyjskie współistniejące z miejscami kultu przypisanymi innym religiom, wyznaniom, nacjom. My zaczęliśmy od tych innych, ale to tylko przypadek. Już spacerując po Colombo odwiedziliśmy położony w samym sercu bazaru stolicy meczet Jami ul Alfar. Niezwykłą architekturę podziwialiśmy z zewnątrz i od strony dziedzińca. Z powodu jakiegoś święta nie można było wejść do środka, pomijając ten drobny fakt, że i tak weszliby tylko panowie.
Parę chwil i przed nami świątynia hinduistyczna. Mnogość kolorowych bóstw na charakterystycznym stożku świątyni. W środku, z jednej strony podniosły nastrój i modły, a z drugiej bębny i różne dziwne instrumenty dęte będące tłem dla indywidualnych i zespołowych śpiewów. Za chBuddawilę stajemy w świątyni buddyjskiej. Otaczają nas rzeźby i płaskorzeźby nawiązujące zarówno do buddyzmu jak i hinduizmu. Wchodzimy do środka. Spogląda na nas ogromny, otoczony swoimi uczniami, lekko uśmiechnięty Budda. W wyrzeźbionym drzewie Bo wrzeszczą lokalne kruki. Dużo czerwieni i żółtego. Na dziedzińcu śnieżnobiałe stupy i charakterystyczne posągi. Małe muzeum położone w cieniu prawdziwego drzewa Bo.

Mnisi z BirmySpotykamy mnichów pielgrzymujących z Birmy i Tajlandii – chwila rozmowy, wspólne zdjęcie…

I tak będzie już do końca naszego pobytu na wyspie. Ciągle coś nowego, każda chwila inna.

Duże wrażenie zrobiły na nas wykute w skałach koło DaJaskinie Dambulimbulli jaskinie. Piękne góry, ładnie wybarwione skały, bujna roślinność, mnóstwo jaskiń, a wśród nich te pięć szczególnych. Witają nas wszechobecne makaki - radosne małpki. Zdejmujemy sandały, okrywamy chustami nieskromne uda i już przed nami pięć jaskiń, w których podziwiamy rzeźby i malowidła. Postacie Buddy i jego uczniów spoglądają na nas z lekkim uśmiechem. Na ścianach i suficie pracochłonne malowidła. Od początków powstania świątyni tj od 1 wieku przed naszą erą ciągle są poprawiane i uzupełniane.

SigirijaDziewiętnaście kilometrów dalej majestatyczna Sigirija. „Lwia skała” przyciąga malowniczym położeniem, ruinami pałaców, i twierdzy położonymi wśród fantastycznie zaprojektowanych ogrodów. W wysoko położonych grotach znajdujemy namalowane naturalnymi farbami postacie kobiece, prawdopodobnie damy dworu. Patrząc na jaskrawe kolory trudno sobie wyobrazić, że malowidła trwają od V wieku naszej ery. Wspinamy się na szczyt, gdzie niegdyś stał pałac królewski. Ze szczytu, wyrastającego z równiny na wysokość około 370 metrów roztacza się piękny widok na dolinę i otaczające ją wzgórza.

Wśród tych nierówności terenu ukryta jest Polonnaruwa. Dawna stolica wyspy, której największy rozkwit przypadł w XII w,Świątynie Polonnaruvy kiedy to panujący król stworzył otoczone potrójnym murem bajkowe miasto-ogród, w którym pałace i świątynie były wtopione w krajobraz. Dzisiaj można podziwiać nieźle zachowane budowle z posągami Buddy, klasztor z zespołem wielkich rzeźb skalnych oraz imponujące stupy. Z zachwytem spacerowaliśmy po tym ogromnym terenie w towarzystwie wesołych małpek, kryjących się chwilami wśród kwiatów lotosu.

Gdy już powoli odchodziliśmy z terenów dawnej stolicy nasz przewodnik wskazał nam miejsce gdzie niegdyś przechowywany był ząb Buddy, zapewniający według tamtejszych wierzeń siłę i władzę.

Świątynia Zęba Buddy w KandyCzczony ząb Buddy, największa relikwia Buddyzmu sprawia, że dla buddystów Sri Lanka jest ważnym miejscem na Ziemi. Obecnie znajduje się on w Kandy w Świątyni Zęba Buddy. My odwiedziliśmy to miejsce w godzinach wieczornych, co pewnie dodało uroku. Kontrola jak na lotnisku - gorzka konieczność naszych czasów. Podchodząc do zabudowań świątynnych z daleka słyszymy charakterystyczne bębny. Ogromnym hałasem lankijczycy chcą podkreślić wagę miejsca i chwili. Wchodzimy do głównego pomieszczenia z posągiem Buddy, którego tym razem otaczają kły słoniowe. Przechodzimy dalej. Napięcie wśród oczekujących narasta, otwierają się małe rzeźbione drzwiczki i oczom wszystkich ukazuje się przebogate „opakowanie” relikwii. Te tajemnicze drzwiczki, otwierają się dwa razy dziennie (dla dodania wagi chwili zawsze niepunktualnie). W świątyni jest biblioteka z najcenniejszymi dziełami tj. spisaną historią Sri Lanki. Tu znajdują się oryginalne zapisane liście palmowe jak i przeniesione na papier dzieje.

Kandy to nie tylko Świątynia Zęba. To również ciekawe budynki, z których co drugi wpisanySpotkanie w sawannie jest na listę UNESCO. Ciasne uliczki, gdzie można kupić dosłownie wszystko przyciągają rozwieszonymi, kolorowymi, błyszczącymi materiałami.

Skarbem Wyspy jest przyroda. Przebywanie w naturalnym środowisku wraz ze słoniami to coś czego się nie zapomina. Słonie duże i małe, grube i chude, młode i stare, ładne i brzydkie w zachodzącym słońcu nad sawanną. My co prawda tylko na jeepach i przez chwilę potraktowani przez gospodarzy-słoni jako intruzi ale i tak przeciągaliśmy chwile safari jak tylko się dało. Słonie na wolności wydały się swobodniejsze i weselsze od wcześniej oglądanych przez nas w sierocińcu dla słoni, chociaż tamte też nie były nieszczęśliwe, a dla niektórych z nich np. okaleczonych przez miny sierociniec jest szansą na przeżycie. W sierocińcu mogliśmy poobserwować pięciodniowe słoniątko, które prześmiesznie próbowało utrzymać się na czterech nóżkach pomagając sobie niezdKąpiel w rzecearnie trąbą. Obsługa dwa razy dziennie prowadzi podopiecznych na kąpiel w rzece, która stanowi okazję do ochłody i zabawy. Nie sprawdzaliśmy, czy wszystkie 80 słoni pojawiło się na zbiórce.

Słoni na Sri Lance jest mnóstwo. Udomowione i dzikie, w parkach narodowych raczej chętne do zabawy, czasem groźnie wyglądające, ale zazwyczaj uśmiechnięte, chociaż rolnik, którego spotkaliśmy w środku tropikalnego buszu na temat słoni wypowiadał się nieco sceptycznie. Zdarza się, że słoń zaatakuje, a wtedy pozostaje tylko ucieczka. Nasz rozmówca pokazał nam zbudowane wysoko na palmie kokosowej schronienie.

Rolnik na plantacji palm kokosowychPatrzyliśmy na uprawy ochronione przed przeciwnościami przyrody przez naszego rolnika – samotnika, który z dumą pokazał nam dorodne mango, papaje, dziwne gatunki dyni, pieprz, paprykę, itp. Jego sąsiad (około 2 km dalej) poszedł w kierunku monokultury i zajął się tylko kokosami. Z niebywałą wprawą przygotował po orzechu kokosowym dla każdego z nas i z uśmiechem patrzył jak gasimy pragnienie.

Do naszych rolników nie było łatwo dotrzeć. Trzeba było dopłynąć łodziami, ale połączyliśmy to z podziwianiem egzotycznych ptaków, które pokazywały nam swoje piękno latając nad naszymi łodziami, zrywając się z przybrzeżnych zarośli w popłochu przed jakimś nieznanym, siadając na gałęziach drzew lub liściach lilii wodnych, koło których przepływaliśmy. Sri Lanka jest rajem dla ptaPtaki Sri Lankików i dlatego ponad połowa znanych gatunków występuje właśnie tutaj, a podobno 23 to gatunki endemiczne. Takim endemicznie występującym gatunkiem jest ptak narodowy Sri Lanki, czyli Kur Cejloński, ale tego spotkaliśmy kilka dni później w Yala Park podczas fotograficznego polowania na lamparty. Główne trofeum oczywiście zostało zdobyte chociaż nie było łatwo – burza, tropikalny deszcz, piękny zachód słońca na dżunglą czyli generalnie ciemno. Na szczęście krokodyle, warany, bawoły wodne i inne zwierzęta pokazały nam się trochę wcześniej.

Zwiedzanie Yala Park, to też chwila refleksji przy usytuowanym nad brzegiem oceanu pomniku upamiętniającym tragedie związane z tsunami w 2004r. Jadąc południowo wschodnim wybrzeżem do dzisiaj widać ślady zniszczeń. To co zobaczyliśmy po 7 latach od tragedii przywodziło na myśl Japończyków, którzy właśnie teraz walczyli ze skutkami silnego tsunami na swoich wyspach.

Ocean Indyjski - miejsce tragedii z 2004 r.W lekkiej zadumie, spoglądając przez okna autobusu na bujną roślinność, piękne wybrzeże, łodzie rybackie, stragany z owocami i rybami, mijane stupy, świątynie i posągi Buddy docieramy do Gale, a stąd już do Colombo gdzie nerwy, pośpiech, ogromny hałas, korki i………….. ledwie zdążyliśmy na samolot.

O pięknych miejscach na Sri Lance przypominają nam fotografie.

Dorota

We use cookies
Ta strona korzysta z plików cookies. Używamy plików cookies wyłącznie do analizowania ruchu na naszej stronie. Nie zamieszczamy reklam, nie wymagamy logowania, nie zbieramy żadnych innych danych osobowych. Korzystając z naszej strony internetowej, zgadzasz się, że możemy umieszczać tego rodzaju pliki cookie na Twoim urządzeniu.