Weekend z Królową
Ludowe porzekadło mówi, że „jak kochać to królową”. Nie ma się więc co dziwić, że kiedy Zdzisiu zaprosił na wczesną inaugurację sezonu odpowiedziało …18 osób. Mimo, że wyjazd w piątek (po pracy) a powrót w niedzielę. Najdalej miała Marysia „Białostocka”, ale również kawałek drogi Asia „Łódzka” a trzon ekipy to już o rzut beretem (albo inną czapeczką) tylko, bo ze Zdzieszowic, Andrychowa, Kędzierzyna Koźla i Krakowa. Zresztą zależy, jaki kto ma rzut.
DO. Piątek, pod wieczór dojeżdżamy do Zawoi Markowych. Wypakowujemy się z samochodów - zostają na parkingu. Zmiana butów. Kurtki na siebie.
Kliknij miniaturkę aby powiększyć zdjęcie
Już ciemno więc czołówki albo i miotacze fotonowe (Łukasz) i pod górkę. Sypie śnieg. Plecaki ciężkie bo to i coś do jedzenia (dziewczyny ciasta przywiozły wszelakie) no i jakieś ratunkowe napoje ku pokrzepieniu. Leśny parów, którym ciągniemy pod górę coraz bardziej stromy i śniegiem zasypany. Ale dajemy radę. Fajnie to wygląda, kiedy w ciemności, w chmurach śniegowych płatków (na zmianę z ciężkimi kroplami śniegu z deszczem) widać miarowe kiwanie czołówek. W końcu oświetlone schronisko na Markowych Szczawinach. Jak dobrze zwalić to cholerstwo z pleców i napić się piwa. Ale sprawiedliwości nie ma i ekipa ze Zdzisiem na czele wraca aby podholować zespół, który przyjechał później. W końcu są wszyscy.
Kliknij miniaturkę aby powiększyć zdjęcie
Można więc wymienić wrażenia o minionym Sylwestrze, powspominać ubiegłoroczne wyprawy, posnuć plany na Nowy Rok, no i podegustować.
W. Sobota, pogoda taka sobie ale … przecież może się odmienić. Przecież nazywana jest Babia Góra (1725 m) i Matką Niepogód i Kapryśnicą. Bardziej podoba się Królowa Beskidów. Z niemieckiego zaś to Teufelspitze, czyli Diabelski Szczyt. Podchodzimy. Śnieg z deszczem idzie albo i deszcz ze śniegiem. Potem znowu deszcz. Wiatr taki, że oddech momentami odejmuje. Leje coraz bardziej. Zaczynamy się ślizgać. Z przełęczy Brona (1408m) część załogi idzie dalej, część zawraca. Leje.
Kliknij miniaturkę aby powiększyć zdjęcie
Ale są i dobre wieści, esemesik donosi, że nasi pokonali kowbojów i po raz pierwszy zdobywamy puchar Hopmana. No i jeszcze spotkanie z telewizją. Co niektórzy robią za gwiazdy. Mokre co prawda ale… Towarzystwo powoli ściąga z góry. Przyjemnie zdjąć mokre buty i kaftaniki i zasiąść do posiadów. Wieczorem licytacja w ramach Wielkiej Orkiestry Świątecznej Pomocy.
Kliknij miniaturkę aby powiększyć zdjęcie
W sali chyba wszyscy schroniskowi goście. Grupa dziewcząt (po poziomie widać że to Zespół) wspólnym tańcem rozgrzewa publiczność. Co chwila licytacje, czasami zażarte - ale cel szczytny. Też startujemy - i wielokrotnie wygrywamy - bo i w grupie mamy paru starszych i kilku takich którzy bawią dzieci i takich co to dzieci dopiero mają w planach. Więc pieniążki wrzucane do puszki wolontariuszy dają dużo radości. Oj działo się!.
Jutro ma być okno pogodowe.
Z. Rano świeci słoneczko. Niektórzy wychodzą, inni muszą dosuszyć (z wczoraj) mokre ubrania i buty. Wygląda na to, że aparaty nieźle zniosły stan wodnego upojenia (utopienia). Przyjemnie się idzie tylko śnieg coraz twardszy (beton) i wiatr duje, że hej. Trzeba raki włożyć. Słonce też już jest tylko wspomnieniem. Ale w góry, w góry miły bracie. Siostro zresztą też. Duje coraz mocniej. Najlepiej dzisiaj chodzą chmury. Goprowcy mówią, że na górze odczuwalna temperatura to dobrze ponad dwadzieścia stopni. Minus rzecz jasna.
Kliknij miniaturkę aby powiększyć zdjęcie
Część idzie na Małą Babią (Cyl) - 1517m, gdzie ćwiczą torowanie w zaspach. Powrót do schroniska. Jeszcze wspólna chwila, jakiś grzaniec dla pasażerów, fasolka po bretońsku dla kierowców. I na dół. Ta sama droga (parów) co w piątek, teraz zalodzony że nogi wykręca. Ćwiczymy jazdę figurową bez łyżew. Bez większych strat dochodzimy do parkingu. Szklanka, ślisko, że tylko piruety kręcić. I znowu zmiana butów, pożegnanie - „to kiedy następnym razem” i… z powrotem.
Andrzej&Jurek