• Banner_Dolomity.jpg
  • Banner_Polska.jpg
  • Banner_Rumunia.jpg
  • Banner_Ukraina.jpg
  1. Start!
  2. Relacje przyjaciół
  3. Scena Klubowa
  4. Relacje z zagranicy
  5. 2012.12 - Bucovice

Międzynarodowe spotkania morawskie – grudzień 2012

Historia naszej wycieczki do Bucovic na Morawach zaczęła się ponad rok wcześniej w Słowackich Tatrach. Wybraliśmy się we wrześniu 2011 roku na małe szwendanko od Bielańskiej Jaskini, przez schronisko nad Zielonym Stawem Kieżmarskim (Chata przy Zelenom plese), i dalej przez Baranią Przełęcz do Schroniska Téryego (Téryho chata) i Czerwoną Ławeczkę (Priečne sedlo) do Zbójnickiej Chaty. I tu stworzyliśmy podwaliny przyjaźni polsko-czeskiej, poznaliśmy Ivana i Franciszka. Wesoły wieczór przy napojach nieco wyskokowych przypieczętował plany kolejnej górskiej wyprawy. Miał być koniec czerwca z naszą Orlą Percią i meczem Polska-Czechy Euro 2012 w Murowańcu, ale z braku miejsc w schronisku musieliśmy zadowolić się terminem wrześniowym. Tym razem Ivan przyjechał z innym kolegą, Mirem. Świeżo zawiązana międzynarodowa ekipa górsko-imprezowa okazała się strzałem w 10. Przez kilka dni walczyliśmy dzielnie z halnym, bawiąc się przy tym wyśmienicie, dlatego polska część ekipy dostała zaproszenie na Morawy.

Nasi południowi przyjaciele Ivan i Miro pochodzą właśnie z Moraw, z miejscowości Kriznovice i Bucovice niedaleko Brna. Najlepszą okazją do spotkania były 50-te urodziny Mira a dodatkową atrakcją - rekonstrukcja bitwy pod Austerlitz, zwana bitwą trzech cesarzy. Jest to jedna z najważniejszych bitew wojen napoleońskich, stoczona 2 grudnia 1805 roku między francuską Wielką Armią a połączonymi armiami, austriacką i rosyjską.

Uzbrojeni w górski prezent dla solenizanta oraz mały drobiazg dla jego małżonki, 30 listopada rano wyjechaliśmy we czwórkę z Krakowa na weekendową wycieczkę. Zabraliśmy też ze sobą naszego psa Oriona, bo nie było chętnego, żeby zostać z nim w domu. Pozostała piątka ze Zdzieszowic miała dojechać wieczorem.

Po drodze postanowiliśmy zobaczyć zamki, które wypatrzymy z trasy. Pierwszym, do którego udało nam się dotrzeć był Stary Jiczyn (Starý Jičín w kraju morawsko-śląskim), potężny zamek założony na przełomie XII i XIII wieku na wzgórzu zwanym dziś Starojiczyńskim Kopcem (486 m n.p.m.). Miał strzec bursztynowego szlaku handlowego łączącego Adriatyk z Bałtykiem i chronić granicę Królestwa Czech od strony Polski i Węgier. Pierwotna nazwa zamku Gyczyn i powstałego pod nim podgrodzia przekształciła się na Jiczyn a potem Stary Jiczyn, w odróżnieniu od Nowego Jiczyna (tego od Rumcajsa). Do dziś zachowały się fundamenty, fragmenty murów obronnych oraz wieża przy bramie wjazdowej.

 

Dalej, już na Morawach, na wzniesieniu górującym nad miejscowością Týn nad Bečvou, zobaczyliśmy jeszcze Helfštýn, jeden z największych zamków w Czechach (koniec XIII wieku). W rozległym kompleksie ruin, dzisiaj stopniowo rekonstruowanym, organizuje się liczne wydarzenia kulturalne – np. wystawę dzieł kowalstwa artystycznego Hefaiston. Niestety nie udało nam się wejść do środka, zapewne w zimę są jakieś ograniczenia w zwiedzaniu. Mogliśmy tylko obejść dookoła mury obronne i pozaglądać we wszystkie zakratowane otwory. Amatorzy wspinania rozważali przez chwilę możliwość sforsowania kamiennych murów, żałowali tylko, że nie zabrali ze sobą sprzętu.

 

Zatrzymaliśmy się jeszcze w pobliskim miasteczku o ładnej nazwie Lipník nad Bečvou, z dobrze zachowanymi murami obronnymi, renesansowym kościołem i dzwonnicą oraz ryneczkiem pełnym zabytkowych, zadbanych kamieniczek z podcieniami.

Po krótkim spacerze ruszyliśmy w kierunku Bucovic. Zanim dojechaliśmy na miejsce, zrobiliśmy kilka fotek na wzgórzu Żurań – centrum dowodzenia Napoleona.

 

Jeszcze tego samego popołudnia mieliśmy zobaczyć rekonstrukcję niewielkiej bitwy w Křenovicach pod Slavkovem. Dla miejscowej społeczności to wielkie święto. Na ulicach dorośli i dzieci w strojach z epoki, dziedziniec miejskiej straży pożarnej zamieniony na miejsce zbiórki wojsk, konny wóz ze spiżarnią, kowal przy pracy, grzane wino, pieczony dzik a może świnia – tak twierdzili znawcy ;-). Ogłuszeni wystrzałami z muszkietów i moździerzy, podziwialiśmy kolorowe mundury, skórzane tornistry i oryginalne czapki żołnierzy.

 

Wieczór spędziliśmy w jadalni pensjonatu, w którym Ivan i Miro zapewnili nam nocleg. W pełnym składzie międzynarodowej ekipy oglądaliśmy filmy i zdjęcia z naszych górskich wypraw i raczyliśmy się miejscowym winem w trzech kolorach.

Następny dzień przywitał nas piękną pogodą i zapierającą dech w piersiach panoramą z tarasu pensjonatu. Dzień miał być jeszcze bogatszy we wrażenia. Przed południem zwiedziliśmy siedzibę rodziny Kouniców w Sławkowie (czes. Slavkov u Brna, niem. Austerlitz), około 20 km na wschód od centrum Brna, gdzie Napoleon przyjął akt kapitulacji od pokonanej armii austriacko-rosyjskiej. Pałac Slavkov, zbudowany na miejscu średniowiecznej twierdzy, przekształcono w okazałą barokową rezydencję w XVII i XVIII wieku.

 

Godzinną wycieczkę po pięknie zdobionych i urządzonych z przepychem komnatach, wzbogacono kilkoma scenami ze zdarzeń rozgrywających się w czasach bitwy - planowanie bitwy przez Napoleona, rozmowy z kamerdynerem, rozterki dam dworu i w końcu sam akt kapitulacji w okazałej sali balowej. Nawet nasza przewodniczka, ubrana w suknię z epoki, wzięła udział w jednej ze scen.

 

Tymczasem na ulicach Sławkowa wokół pałacu, pomimo dość mroźnego dnia, trwał jarmark ze straganami pełnymi oryginalnego rękodzieła, pysznego jedzenia i gorącego wina. Poczyniliśmy stosowne zakupy, dla zaspokojenia głodu, pragnienia czy ochrony przed zimnem (ciepła czapka).

 Slavkov - jarmark

W końcu dotarliśmy do Tvarożnej, gdzie ku naszej radości można było wmieszać się tłum żołnierzy z epoki napoleońskiej, statystów szykujących się do rekonstrukcji bitwy, która miała odbyć się o godzinie 14.00 na pobliskim wzgórzu Santon.

Wszędzie zbierały się całe regimenty żołnierzy, w różnokolorowych mundurach, z najróżniejszą bronią ręczną i armatami, piechurzy i konni. Iza i Dorota wraz z Orionkiem zażyczyły sobie portrety na wojskowym tle a Zdzichu sprawdzał czy wygląda profesjonalnie w towarzystwie jednego z dział. Wypatrzyliśmy nawet cały zastęp uroczych doboszanek. Karol z Mańkiem znaleźli też polski regiment „służący” w armii napoleońskiej.

 Bitwa - przygotowania

Bitwa - przygotowania

 Do historycznego spotkania Francuzów z połączoną armią austriacko-rosyjską, doszło pod Austerlitz (Slavkov u Brna) około 7.00 rano. Armia austriacko-rosyjska, mimo iż liczyła ok. 20 tys. więcej żołnierzy, uległa wojskom Napoleona, dzięki bardzo sprytnym manewrom oraz świetnym atakom oskrzydlającym. Napoleon triumfował, a jego zwycięstwo historycy wojskowości określili jako drugie, po Kannach Hannibala, arcydzieło taktyczne w historii wojen.

W inscenizacji bitwy wzięło udział ponad 1100 żołnierzy, 60 koni i 15 dział. Oglądaliśmy ją z tak bliska, że niemal można było wziąć w niej udział. Od pola bitwy oddzielało nas jedynie kilka metalowych bramek połączonych taśmą.

Po dwóch godzinach podziwiania walczących kolorowych regimentów, trochę przemarznięci i nieco ogłuszeni, ale zauroczeni swobodą z jaką Czesi organizują tak duże imprezy, wróciliśmy do pensjonatu, żeby przygotować się na kulminacyjny punkt programu, czyli jubileusz Mira i jego małżonki. W drodze powrotnej uwieczniliśmy czeskie poczucie humoru – czyli napoleoński zakład produkcji betonu.

 

Wieczorne przyjęcie zorganizowano w królewskim stylu, w dużej sali balowo-teatralnej miejscowego domu katolickiego. Już samo zaproszenie obiecywało kilka z niesamowitych atrakcji wieczoru.

 Zaproszenie na urodziny

Kabaret w wykonaniu Ondry i jego przyjaciół rozbawił nas do łez, chociaż być może nie wszystko udało nam się zrozumieć. Pokaz archiwalnych zdjęć jubilatów wyświetlany na dużym ekranie jako spacer życiem E=MC2 był niezwykle romantyczny. Loteria z wesołymi nagrodami dla wszystkich gości, pyszne jedzenie i jeszcze lepsze miejscowe wino zapewniło nam najlepsze humory. Zrobiliśmy sobie mnóstwo zdjęć w śmiesznych perukach i kapeluszach, rozkręciliśmy też imprezę taneczną. Zmęczeni, ale zadowoleni, zakończyliśmy dzień pieszą wycieczką po uśpionych Bucovicach.

 

Kliknij miniaturkę aby powiększyć zdjęcie

Następnego dnia, kilka chwil przed południem, odbyło się wspólne śniadanko i długie pożegnanie z naszymi morawskimi przyjaciółmi, którzy jeszcze zdążyli wyposażyć nas w miejscowy chmielowy, bynajmniej nie suchy, prowiant. Konsumpcja odbyła się już w domu ze względu na poważne traktowanie kierowców.

Obiecaliśmy sympatycznym właścicielom pensjonatu, że tu kiedyś wrócimy, bo to świetna baza wypadowa do zwiedzania samego Brna, ale też Wiednia.

Kilka fotek pensjonatu i najbliższej okolicy, no i w drogę…

Bucovice 

W tle zdjęcia jeszcze jeden pałac, który zwiedzimy jeśli zajrzymy do Bucovic w porze letniej, bo tylko wtedy jest otwarty. Renesansowy pałac z drugiej połowy XVI w., z rozległym arkadowym podwórzem, gdzie stoi jedna z najpiękniejszych manierystycznych fontann Europy. Prawdziwą ciekawostką jest tu Sala Zajęcza, gdzie na obrazach sufitowych widzimy świat, w którym zamiast ludzi panują zające. Malowidła w Sali Zajęcy przedstawiają życie w państwie zajęcy - bunt zajęcy przeciwko ludziom i psom (świat na opak).

 Bucovice zamek

 

W drodze powrotnej nie można było pominąć najważniejszego miejsca poświęconego poległym - Pomnika Pokoju (czes. Mohyla míru) – monumentu, zaprojektowanego przez czeskiego architekta Josefa Fantę, zbudowanego na Prackim kopcu, kilometr od morawskiej wsi Prace.

 Mohyla Miru

Na wzgórzu tym podczas bitwy znajdował się sztab wojsk sprzymierzonych przeciw Napoleonowi. 26-metrowa konstrukcja przypomina starosłowiańskie kopce: po bokach 4 rzeźby z tarczami herbowymi Austrii, Rosji i Francji jako Republiki oraz Moraw, na szczycie kopca symbol kuli ziemskiej z 10-metrowym starochrześcijańskim krzyżem, wewnątrz pomnika kaplica z marmurowym ołtarzem i miejscem złożenia kości poległych żołnierzy, znalezionych podczas budowy.

W pobliżu działa niewielkie, nowoczesne, multimedialne muzeum, w którym można obejrzeć znaleziska z pola walki oraz makiety bitwy. W sierpniu przy Pomniku odbywają się tzw. Dni Napoleońskie.

Oto tylko kilka powodów, dla których warto zwiedzać świat, poznawać ludzi i zawierać, szczególnie międzynarodowe ;-) przyjaźnie.

 

Dora