Z K spotkanie
Są rzeczy (zdarzenia, stany) możliwe (prawdopodobne); tzn. takie, które stać się mogą i takie które staną się na pewno. Do takich kategorii można zaliczyć owo k. Do takich to znaczy do jakich (?) zaraz ktoś zapyta.. ano do jednych i do drugich. Bo właściwie (jak wynika z tytułu) chodzi o spotkania. No dobrze – jakie dwa? Nie tylko, że dwa, ale może ich być znacznie więcej. Bo spotkanie jedno, lecz z kim – to już wielokrotność. Na użytek niniejszego tekstu chodzi o k w dwóch postaciach jednakoż.
Pierwsza dotyczy, jak mówią górale – kóz. Czyli tatrzańskich kozic górskich; piękna słowacka nazwa – kamzik. Niedawny spis tych przecudnej urody stworzeń pokazał, że za nic mają one europejski i światowy kryzys, złe prognozy na przyszłość i… jest ich najwięcej od pół wieku. Naliczono ich ponad tysiąc sto sztuk. A ponieważ działają ponad granicami (dosłownie i dawno przed zniesieniem tych umownych, głupkowatych stref) wskazywanie ile ich po słowackiej a ile po polskiej stronie sensu żadnego nie ma. Faktem jest, że ich przybyło bo w roku 1999 było mniej niż trzysta. Czyli teoretycznie rzecz jasna możliwość spotkania się człowieka twarzą w rogi wzrosła czterokrotnie. Ale najpierw trzeba w góry, Tatry zresztą jechać, potem trzeba w góry wyjść, wreszcie mieć szczęście żeby spotkać. I oko w oko stanąć. Ale one wysoko…
Dużo większe szanse, bo chyba nie uda się tego uniknąć z k dwa. I nie chodzi tutaj wcale o szczyt o tym kryptonimie ale o naszą (chyba jednak w zdecydowanej większości) współpracę z bankiem. Prawda jak ładnie ująłem stan permanentnego krojenia nas przez operatorów wynalazku Fenicjan. Do rzeczy jednak. Pieniądz robi (rodzi?!) pieniądz. A do tego coraz mniej potrzebni są ludzie. Zdaje się, że powoli, tak jak jest to w państwowej służbie zdrowia pacjenci już są niepotrzebni. Wystarczy, że w kwitach się zgadza. Podobnie będzie w bankach. Trwają próby z zastąpieniem tradycyjnych (czytaj żywych) pracowników biur obsługi klienta doradcami wirtualnymi. Czyli spotkanie z kompem. To wcale nie żart. Oczywiście można sobie żartować jak taka rozmowa wyglądać będzie ale zdaje się, że wyjścia nie ma. Instytucje finansowe i inne firmy posiadające rozbudowane sieci obsługi klienta właśnie to robią. Producenci programów komputerowych twierdzą, że automatyczna infolinia jest wydajniejsza od tradycyjnego pracownika. Komp rabotajet krugłyje sutki przez siedem dni w tygodniu. Dodatkowo nie choruje i nie chce urlopu. Koszt rozmowy z tzw. czat botem jest nawet pięć razy niższy niż tradycyjna rozmowa. Tak szacują fachowcy. Jest więc o co walczyć. Przewiduje się, że na przestrzeni 2-3 lat liczba konwersacji jakie zostaną przeprowadzone może sięgnąć nawet stu milionów. Odpowiada to infolinii, która zatrudnia 10 tys. konsultantów. Podobno do 2020 roku połowa rozmów na infoliniach obsługiwana będzie przez maszynę. W Polsce taki system jest już wprowadzony m.in. w Zakładzie Ubezpieczeń Społecznych. To tłumaczy parę rzeczy. A jako „beneficjent” tej instytucji udaję się na dłuższy pobyt, w wyższe partie gór, na spotkanie z kamzikiem. Wolnym krokiem.
ZAH