... z siłą granatu
Przy goleniu - faceci bez względu na wiek powinni to robić - bardzo dobrze robi mi słuchanie muzyki. A jednak się zarżnąłem. Ręka zadrżała, potrójne ostrze ze szlachetnej stali wryło się w lico. Co najdziwniejsze stało się to podczas słuchania piosenki. Miłosnej. Kiedy artysta (chyba) wydał z siebie „… odeszłaś z siłą granatu”. No i nastąpił wstrząs. Za chwilę, po zatamowaniu krwi siadłem do komputera. I znalazłem manifest. Nie ten, który napisali panowie M i E,. ale… Warto przeczytać. Choćby ku przestrodze. Bo na odszkodowanie nie ma co liczyć. Albo stację trzeba zmienić. Bo ja wiem…
„Manifest polskich sześćdziesięciolatków +
Świat, droga młodzieży, wyglądał kiedyś nieco inaczej. Nie budziła nas, dzisiejszych sześćdziesięciolatków i siedemdziesięciolatków, telewizja śniadaniowa, przez co nie wiedzieliśmy o istnieniu otyłych karlic akrobatek, Chippendelsów i kotów, które mówią brajlem.
Budził nas radziecki budzik, który za nic w świecie nie chciał chodzić tak, jak mu hejnał z wieży mariackiej kazał. A jednak zdążaliśmy do szkoły. Na śniadanie jedliśmy kanapki z pasztetową, na święta szynkę, która psuła się po dwóch dniach. Sery były jeśli były dwa: żółty i biały. Nazwy były równie umowne, jak ich ceny i kolory.
Nikt nie jadał lunchu. Były drugie śniadania - kanapki starannie zapakowane przez mamy w papier śniadaniowy, który poddawano domowemu recyklingowi i jeśli się nie ubrudził, wykorzystywano ponownie. Jadano też obiady: ziemniaki, tłuste sosy, kotlety. Mało warzyw i ryb. Na kluski mówiliśmy "makaron", nie pasta, bo pastą smarowaliśmy chleb lub czyściliśmy buty. Nikt nie znał słowa "cholesterol" i jadł tyle jajek, ile chciał, a jednak nie umieraliśmy masowo na serce. Nauczyciel, który potrafił przylać linijką lub połamać wskaźnik na niejednej pupie, kazał nam wkuwać mnóstwo definicji i wzorów, nękał klasówkami i straszył widmem powtarzania klasy. Mimo to nie mieliśmy jakiejś nadzwyczajnej traumy. Szczerze mówiąc nie znaliśmy tego słowa ani nie byliśmy pod opieką terapeuty.
Nie uczyliśmy się angielskiego i nie chodziliśmy na balet. Żeby umówić się z kumplami na piłkę, nie dzwoniliśmy do nich wcześniej, tylko wpadaliśmy po nich do mieszkania albo darliśmy się pod oknami, żeby wyszli. Nie zabraniał nam tego nikt z TVN Style.
W owych czasach papier toaletowy występował głównie w parówkach i mortadeli, a proszek do prania prał ciuchy białe i kolorowe. Jeśli prał.
Nie było kremów na dzień, na noc, na zimę i lato. Była Nivea. Mimo to nie cuchnęliśmy ani nie padaliśmy na dyzenterię. Byliśmy niemodnie ubrani, a jednak udawało nam się umówić z dziewczynami, które nie wymawiając, też nie wiedziały, kto to Jaga Hupało.
Nasi starzy nie dzwonili do nas na komórkę i nigdy nie wiedzieli, gdzie naprawdę jesteśmy.
Nie odwozili ani nie doprowadzali nas do szkół, odkąd skończyliśmy siedem lat.
Jakimś cudem oni nie zeszli na serce, a my nie padliśmy ofiarą pedofilii ani seryjnych morderców, a na źle oznakowanych przejściach dla pieszych nie rozjechały nas samochody.
A przecież jakieś jednak jeździły.
Nie robiliśmy sobie zdjęć do Naszej Klasy spod opery w Sydney ani spod piramid. Jeździliśmy na kolonie i obozy, zrzucaliśmy się na oranżadę w woreczku i ciastka. Nie wiedzieliśmy, co to: taniec z gwiazdami, Tusk, Kaczyński, emancypacja kobiet, prawa zwierząt czy multi-kulti.
My, sześćdziesięciolatki i siedemdziesięciolatki, przeżyliśmy piekło.
Dlatego żądamy dla nas wszystkich po 1 milionie EURO odszkodowań za poniesione przez te wszystkie lata krzywdy moralne!!! Występujemy również o wysokie renty inwalidzkie i wcześniejsze emerytury. Zbiorowy pozew skierujemy do unijnego Trybunału Praw Człowieka. „
AZH