Pycha albo prawdy i wartości
W lutym zasłyszane – „Zełeński powiedział „NIE”. I zdarzył się cud: graniczący z chamstwem ton amerykańskich negocjatorów zniknął jak za dotknięciem czarodziejskiej różdżki”.
Pozycję baczność i „ruki po szwam” przyjęła ostatnio spora część tzw. klasy politycznej. Wiem, że to, co poprzednio to idiom prawie, ale tak mi się jakoś kojarzy z tytułem powieści Dostojewskiego. I generalnie pasuje do tego, co się wokół pleni. Ale uwaga, nie mylić „Pleń zwany także robakiem hufcowym – pełznąca masa, złożona z tysięcy maleńkich larw muchówki z gatunku ziemiórki pleniówki. To niezwykle rzadkie zjawisko udało się napotkać w okolicy jeziorek Duszatyńskich.”_za Wikipedią
Wracając do pozycji, wszystko można wykorzystać. Do wszystkiego. Mistrz Sztaudynger już dawno napisał „Każda jej pozycja to już propozycja”. Oni takoż łapią się wszystkiego, żeby się przyssać, przywalić, przy… wszak to chyba ta nowa elita czy też elyta. Już kiedyś to pisałem, ale przypomnę jak moja Mama mówiła, że „Pan Bóg ma różną menażerię”. Dla klasycznie wykształconych może być „ panopticum” .
Jarosław Mikołajewski ”Opowieści owalne i proste” napisał o tym tak, że tekst oprawiłem w ramkę i wracam do niego co chwilę. Poniżej fragmenty. „Nie tylko amerykańscy, lecz również polscy komentatorzy wydawali się naprawdę dotknięci tym, że ukraiński prezydent nie dał się zastraszyć W GABINECIE OWALNYM. W chwili kiedy świat wciąż nie może dojść do siebie (albo udaje, że nie może, podczas gdy spokojnie zajmuje się bajką Oscarów) po spotkaniu prezydenta Trumpa z prezydentem Zełenskim, z intelektualnego i moralnego obowiązku dziennikarza i obywatela muszę powtórzyć co najmniej kilka rzeczy. Po pierwsze: spotkało się dwóch prezydentów, czyli ludzi tej samej rangi. Najwyższych przedstawicieli swoich narodów, które wybrały ich na ustalonych przez nie same zasadach. Ubrani byli adekwatnie do narodowej sytuacji: jeden był w garniturze, jak w kulturze zachodniej oczekuje się od kogoś, kto reprezentuje społeczeństwo dobrobytu, drugi – w bluzie adekwatnej dla czasów wojny. Owszem, doszło do przekroczenia obyczaju, lecz transgresja nie była spowodowana przez gościa. Trwając wciąż na gruncie kultury zachodniej, gospodarz powinien robić wszystko, żeby gość czuł się dobrze i nie odczuł na żadnym kroku dyskomfortu, jaki może wynikać z towarzyskiego statusu czy też stanu posiadania przybysza. Na gruncie kultury każdej honorowej społeczności, choćby warszawskiego Powiśla, na którym się wychowałem, gospodarz nigdy nie powinien dopuścić też do własnej liczebnej przewagi. Czyli sprawić, żeby w warunkach dyskusji, debaty, konfrontacji, gość występował na przykład jako jeden przeciw dwóm. Pójdźmy dalej, bo to dalej prosi się samo o przypomnienie. A skoro tak, to warto przypomnieć, że hańbą dla dobroczyńcy jest wymuszanie wdzięczności na tym, który doznał jego dobroczynności. Kwestią delikatności, lecz także obnażenia własnej iluzji, jest eksponowanie miejsca, w którym dochodzi do spotkania (lub z góry zaplanowanego niespotkania). W przeciwieństwie do wielu kolegów po słowie mówionym czy pisanym, nie byłem w USA i nie mam pojęcia, które z gorszących zajść zdarzyły się w Gabinecie Owalnym, które poza nim. Przypomnę jednak, że co najmniej w jego pobliżu prezydent Clinton romansował (choć to niby nic złego) z Moniką Lewinsky, zwolennicy kandydata Trumpa gwałcili święte pryncypia demokracji, a Donald Trump, już jako prezydent, wypowiadał się o swoim poprzedniku i konkurencie jak zwykły zazdrośnik i łobuz. Nie tylko w kontekście tych zdarzeń, po niedawnym spotkaniu amerykański prezydent powinien więc raczej udekorować Gabinet Owalny tablicą ku czci Antygony i Dawida naszych czasów, człowieka honoru, sprawiedliwej walki i godnej obrony, jakim jest prezydent Wołodymyr Zełenski. W iluzji, że wznosząc ściany i nadając im górnolotne nazwy ustanowimy szańce świętych znaków tożsamości, zapominamy o podstawowych prawdach i wartościach. To, że Pałac Namiestnikowski nazwiemy Pałacem Prezydenckim, nie chroni – jak dobrze wiemy – jego murów od obecności przestępców.
… W 1939 roku i później, niemieckie bomby rujnowały nie Gabinet Owalny, tylko – uwaga! – WARSZAWĘ! W 2025 rosyjskie rakiety burzą nie Gabinet Owalny, lecz – baczność! – KIJÓW! Świętości nie większe – bo skalę świętości każdy naród ustala dla siebie – lecz z pewnością starsze, o dłuższej tradycji. Nie odchodząc daleko od tematu tego felietonu, czyli od wydarzeń Gabinetu Owalnego, zwrócę uwagę na hańbę, jaką w jego rozległym cieniu okrywają się politycy polscy, którzy stawiają się na papierowym piedestale, by wielkiemu prezydentowi Zełenskiemu przypisywać nieprzyzwoitość czy głupotę, własności jemu jaskrawo obce, a im samym – niepodrabialnie własne.”
Wybrał AZH