• Banner_Dolomity.jpg
  • Banner_Polska.jpg
  • Banner_Rumunia.jpg
  • Banner_Ukraina.jpg
  1. Start!
  2. Relacje przyjaciół
  3. Scena Klubowa
  4. Relacje z zagranicy
  5. 2007 - Egipt, rejs po Nilu i nie tylko

Egipt maj 2007 rok, rejs po Nilu i nie tylko.  Relacja wspomnieniowa.

Niemal 18 lat temu na naszej mapie turystyczno-wczasowej wybór padł na Egipt. Nie bez powodu. Majestatyczne i tajemnicze budowle pobudzały naszą wyobraźnię, a jednocześnie ciekawość poznania tego kraju, z tak bogatą historią. Kraj faraonów z fascynującą historią i kulturą.  Rejs po Nilu to, tak naprawdę, podróż w czasie, która przenosi nas przez tysiąclecia historii, pozwalając podziwiać starożytne świątynie, grobowce, piramidy a także malownicze krajobrazy. Po rejsie czas na wypoczynek. Wspaniałe plaże, ciepłe morze, komfortowy hotel , zapewniają to, czego oczekiwaliśmy od tej podróży. Ale po kolei, dzień po dniu.

Dzień 1 (piątek 11.05.2007r) – wylot z Katowic

W Pyrzowicach jesteśmy około 6.00. Po około 15 minutach przedstawiciel Rainbow Tours wydaje uczestnikom wycieczki bilety lotnicze. Mówi co i jak na lotnisku oraz po przylocie do Hurghady. Rezerwując internetowo wycieczkę poinformowano mnie, że lecimy samolotem linii Prima Charter (dawny Fischer). Jakież było moje zaskoczenie kiedy na tablicy lotów w Pyrzowicach zobaczyłem, że mamy lot liniami Air Cairo. Byłem tym zdegustowany jak się później okazało niepotrzebnie, bo lot Air Cairo to sama przyjemność. Oprócz tego, że sam lot spoko to był również catering. Prima Charter lata tylko z Warszawy i ci co nim przylecieli klęli na czym świat stoi ( lot opóźniony,  mało miejsca w samolocie, brak cateringu itp.). Odprawa bagażowa i paszportowa OK, bez przygód. Po odprawach poszliśmy do Baltony, między innymi po to aby kupić lek na „zemstę faraona”, czyli jakąś wódeczkę, także wodę i jakieś soczki. Chodzimy sobie spokojnie po Baltonie ( na tablicy odlotów widnieje odlot do Hurghady o 8.30) a tu nagle słyszymy przez głośniki „ostatnich pasażerów odlatujących do Hurghady  prosimy o natychmiastowe przybycie do samolotu”.  A była to godzina 7.30! Okazało się jednak, że wszyscy byli w samolocie. O 8.00 zaczął krążyć po lotnisku a o 8.15 wzbił się w górę. Lecimy do Hurghady.  Lot bardzo fajny, spokojny, miła obsługa, catering, wspaniałe widoki. Po 4-4,5 godzinach (ok. 12.30-12.45) byliśmy w Hurghadzie. Po załatwieniu formalności na lotnisku w Hurghadzie, jedziemy autokarem do hotelu „Empire” gdzie zlokalizowana została cała grupa wycieczkowa. Bagażowy, któremu pokazuje się które są nasze bagaże i numer pokoju, dostarcza je do pokoju ( dostał napiwek 1 USD). W Egipcie, przynajmniej w tym czasie, one dolar (1USD) jest wszechobecny zawsze i wszędzie. Dostajemy pokój 251, standardowy.  Wiedząc o tym, że nie zostajemy w tym hotelu dłużej niż 2 dni nie próbowaliśmy nawet szukać czegoś lepszego. Być może za odpowiednią dopłatą dostalibyśmy coś lepszego, może? a  być może bylibyśmy tylko przeświadczeni, że mamy coś lepszego a w istocie byłby to taki sam standard jak pozostałych pokoi. Sprawę ewentualnej zamiany pokoju trzeba załatwiać z bagażowym i dopiero po załatwieniu trzeba mu dać w łapę ok. 10 USD. Nie warto natomiast , jak to radzą inni, wkładać pieniędzy w paszport w nadziei otrzymania ponad standardowego pokoju. Recepcjonista pieniądze weźmie a pokój będziemy mieli taki sam jakbyśmy nic nie dali. Po zakwaterowaniu, otrzymuje się „wejściówki” do stołówki i na plażę. We własnym interesie, dobrze je mieć zawsze przy sobie. W hotelu „Empire” zakwaterowani są wszyscy uczestnicy „Rejsu po Nilu” z RBT. Spędza się w nim dwie pierwsze noce. Jest czas na zapoznanie się, pobieżne, z miastem, jak również na plażowanie i kąpiele.  Hotel „Empire” znajduje się w centrum starej dzielnicy Hurghady o nazwie Dahar. W najbliższym otoczeniu hotelu: małe kramiki z „pamiątkami”, arabską kawiarenką, a także mały sklepik typu „szajs mydło powidło”, szumnie nazwany Super Market. Przy samym hotelu trzy knajpki, przynależne do hotelu. Pierwsza zwana „Zieloną Budką”, to Peanuts, fajne miejsce, licznie odwiedzane przez młodszych gości hotelu. Piwo po 12 L. Można też coś zjeść. Dalej mamy Rock Cafe „Nirvana”. Taka sobie knajpka z tańszym piwem (po 10L). Wyłącznie wysokie stołki. Dalej restauracja specjalizująca się w Frutti Di Mare „ Chez Pascal”, prowadzona przez Belgów. Bardzo dobre potrawy. Wejście do hotelu pilnuje policja turystyczna oraz ochroniarze hotelowi. Turyści przechodzą przez bramkę, ale nie zwraca się uwagi na pikanie czujnika. Miejscowi nie są wpuszczani do hotelu, chyba, że są pracownikami biur podróży i udają się w celach służbowych. Pokoje sprzątane codziennie. Nie ma obowiązku zostawiania napiwku, ale nic nie stoi na przeszkodzie, aby tak uczynić (zostawialiśmy 1 USD albo 300-500 funtów egipskich). Standardowe wyposażenie pokoi to lodówka, TV (POLSAT2, TV POLONIA), stolik, lustro, dwa łóżka (jedno podwójne), stelaż na walizy, szafa z półkami, sejf. W łazience komplet ręczników, mydełko firmowe. Gniazdka elektryczne w standardzie europejskim. Na balkonie dwa krzesełka plastikowe.

Po zakwaterowaniu chwila odpoczynku, rozpakowanie, prysznic, coś przekąsiliśmy. Później poszliśmy nad morze, na plażę i na baseny do hotelu Empire Beach (oddalony od Empire kilkaset metrów). Przed wejściem do hotelu jest posterunek policji oraz dyżuruje ochroniarz hotelowy. Za pierwszym-drugim razem mogą żądać okazania karneciku stołówkowego. Trzeba go mieć przy sobie bo inaczej nie wpuszczą na teren hotelu. Przechodzimy przez recepcje i wychodzimy na ogród. Tu warto się zatrzymać i podziwiać piękne kwiaty w kolorowych kiściach, magnolie, perfekcyjnie utrzymane palmy i trawniki w stylu angielskim. Aby ominąć „pułapki na turystów”, radzę skręcić w lewo, a potem w prawo wzdłuż bungalowów chodnikiem, przez piękny ogród, schodzimy na plażę. Przy stanowisku Beach Boys pobieramy ręczniki (1L) oraz materace – za darmo. Ręcznik zabieramy sami, zaś materace zanosi obsługa. Za fatygę zwykle daje się 1L, ale można nic nie dać… Najspokojniejsze miejsce na plaży to cypel – MARINA. Im dalej tym spokojniej. Piasek jest gruboziarnisty, ale można chodzić po nim gołą stopą. Do kąpieli nie są potrzebne specjalne buciki. Można śmiało wejść boso. Rafy zaczynają się ponad 10 metrów od brzegu. Po wypłynięciu około 5-10 metrów poza cypel, można już oglądać kolorowe rybki oraz inne ciekawe żyjątka morza Czerwonego. Po plaży, wśród gości cały dzień krążą akwizytorzy usług różnorakich: masażu, nurkowania, wycieczek łodzią itp. Wieczorem kolacja, a później posiedzieliśmy na balkonie przy wódeczce i kawie. Na dole przy basenie grał „muzykant” (do ok. 22.00). Pierwsze wrażenia egipskie i zmęczenia położyły nas do łóżeczka ok.22.30.

Dzień 2 ( sobota 12.05.2007)

Po śniadaniu poszliśmy, w towarzystwie Kasi i Marcina ze Szczecina, (będą nam towarzyszyć przez 2/3 wczasów) do hotelu EMPIRE BEACH, gdzie na basenach i plaży spędziliśmy czas do ok. 13 – 14. Kolację zjedliśmy, razem z Marcinem i Kasią, we włoskiej pizzerii Dolce Vita, przy basenie w naszym hotelu, korzystając z bonusa 20 L. Kolacyjka na powietrzu, przy piwku-super. Było miło i sympatycznie. Towarzystwo Marcina i Kasi to temat na odrębny komentarz, o czym pod koniec relacji. Pod wieczór, sami, poszliśmy na spacer po starej Hurghadzie. Odwiedziliśmy m.in. meczet, zaglądając do środka. Byli tam dwaj islamscy strażnicy kościelni. Daliśmy im 1 USD i aparat, zrobili nam parę fotek meczetu w środku. Wracając ze spaceru spotkaliśmy Kasię i Marcina. Poszliśmy do Nirwany gdzie wypiliśmy po „browarku” (piwo Stella). Po powrocie do pokoju pakowanie, przed czekającym nas z samego rana odjazdem do Luksoru, i nocleg. 

Dzień 3 (niedziela 13.05.2007)

Wcześnie rano (4.30) pobudka. Jesteśmy już spakowani a więc tylko toaleta poranna, wystawienie bagaży przed drzwi. Przez cały pobyt w Egipcie będziemy mieli wątpliwości z pozostawianiem bagażu a to przed drzwiami a to w holu czy wręcz na ulicy przed hotelem i wiarą w to, że wszystkie dotrą we właściwe miejsce. Jak się okazało niepotrzebnie.   Zjeżdżamy na dół do recepcji. Odbieramy suchy prowiant ( tzw. lunch pakiet) , wypijamy kawkę i … odjazd do Luksoru.  Dojeżdżamy do Safagi. Tam zjeżdżają wszystkie autokary, które po krótkiej przerwie uformowane w kolumnę jadą do Luksoru. Wygląda to bardzo fajnie. Sznurek ok. 60 autokarów przemieszcza się przez kolejne mieściny. Podczas przejazdu wstrzymywany jest ruch na drogach tych miejscowości, zamykane są mosty. Wszechobecna jest policja czy wojsko (umundurowani faceci z kałachami, czasami nawet cywile w galabijach z karabinami). Za oknem widać góry, kamienną pustynię, a przede wszystkim biedę. Takie widoki (góry, pustynie ) mamy od Hurghady, poprzez Safagę do Queny (Kena). Od Keny, gdzie będzie postój (coś zjeść, toaleta, foto z tubylcami, wielbłądami, czarnookimi dziećmi) jest już zieleń, palmy itp. zupełnie inne widoki.

Kliknij miniaturkę aby powiększyć zdjęcie

Dojeżdżamy do Luksoru i z marszu zaczynamy zwiedzanie. Na początek KARNAK (temp. 42 st. W cieniu). Karnak jest tym miejscem, które będąc w Egipcie trzeba koniecznie zobaczyć, podobnie jak zwiedzaną trochę później Świątynię Luksorską. 

Świątynia w Karnaku - serce Teb, stolicy Egiptu w latach 150-1069 p.n.e. Teby to nie tylko stolica Egiptu, to axis mundi, czyli „centrum świata”. Konkretne miejsce było legendarnym kopcem ziemi, na które wskazuje Atum, bóg stwórca, stworzyciel siebie, innych bóstw i świata w ogóle. Karnak był miejscem kultu tebańskiej triady: stwórcy świata Amona, jego żony, bogini wojny Mut i ich syna Chonsu, boga księżyca – oraz bóstwa Montu, wojownika z głową sokoła. Świątynia została zbudowana w Średnim Państwie, aby uczcić boga słońca Amona-Re. Kompleks świątynny Karnak ma ponad 2000 lat I był w trakcie budowy I rozbudowy przez około 1500 lat p.n.e. Budowę kończyli faraonowe Nowego Państwa m.in. Hatszepszut, Totmes II, Seti I czy Ramzes II. Karnak był pałacem faraona, ale jednocześnie pełnił funkcje skarbca I centrum administracyjnego. Podzielony był na trzy główne sekcje tj. Dzielnicę Amona, dzielnicę Mut I dzielnicę Montu. Wchodzimy do świątyni. Za pylonami ogromny dziedziniec, na środku sfinks z twarzą Tutenchamona. Dalej dwa kolosy Ramzesa II sprzed ok.3200 lat i dalej, chyba najwspanialsze miejsce w Karnaku- Wielka Sala Hypostylowa z okresu rządów Ramessydów – to zespół 134 kolumn, z których 12 ma niemal 23 metry wysokości,  zwieńczonych głowicami w kształcie kwiatu papirusu. Ściany zdobią reliefy charakterystyczne dla sztuki egipskiej. Za kolejnymi pylonami znajdują się świątynie Montu (boga wojny) oraz sanktuarium bogini Mut, a także 30 metrowy obelisk Hatszepszut zakończony ostrosłupem. Dalej, pomnik wielkiego Skarabeusza, który był otoczony szczególną czcią. Nieopodal Święte Jezioro, w którym hodowano kiedyś zwierzęta, krokodyle reprezentujące boga Sobka,  oraz hipopotamy reprezentujące boginię Teoris (patronkę kobiet ciężarnych I rodzących).

Kliknij miniaturkę aby powiększyć zdjęcie

Świątynia luksorska – znana także jako Świątynia Narodzin Amona. Jest jednym z dwóch (po świątyni w Karnaku) najważniejszych zabytków wschodniego brzegu Teb.  Położona na wschodnim brzegu Nilu stanowiła niegdyś centralne miejsce kultu boga Amona -Re. Budowę światyni rozpoczęto za panowania Amenhotepa III w XIV w p.n.e. Ostateczny kształt świątyni nadał Ramzes II. Niesamowite wrażenie robi ogromny pylon wejściowy z czasów Ramzesa II, ozdobiony reliefami przedstawiającymi sceny bitwy pod Kadesz, stoczonej przez Ramzesa II z Hetytami.  Świątynie Amona w Luksorze i Karnaku połączone są ze sobą Aleją Sfinksów o  długości około 3 km.

Kliknij miniaturkę aby powiększyć zdjęcie

Po zwiedzeniu Wschodniego Brzegu, czyli starożytnych Teb, łodziami przeprawiamy się na Zachodni Brzeg Nilu do Miasta Umarłych czyli do Doliny Królów. Oczywiście przy wychodzeniu z łodzi uprzejmi Egipcjanie podają rękę. Nie robią tego bezinteresownie, trzeba im dać bakszysz. Nie tylko im, bo praktycznie każdy wyciąga tam rękę żeby mu coś dać. Tam specjalną kolejką (Taf-taf) za 1 funta podjeżdża się pod same grobowce, wcześniej trzeba zostawić w  przechowalni kamery (albo zostawić je w  autokarze, można zabrać foto-aparat, ale broń Boże nie robić zdjęć w grobowcach. Chodzą tam cywilne patrole, udające turystów, i każde wyciągniecie aparatu (nawet bez pstryknięcia) powoduje że jest się niemalże napadniętym i trzeba się grubo tłumaczyć, że się zdjęcia nie robiło. Można natomiast na zewnątrz. Zwiedzamy grobowce Ramzesa IV, Ramzesa I i Ramzesa III.

Dolina Królów - grobowce warte zwiedzenia:
- Ramzesa VI
- Setiego I

Ponadto - Ramzesa IV, Merenptaha, Ramzesa III, Totmesa II, Ramzesa IX, i Horemheba.

Niestety zwiedzać będziecie te, które akurat są udostępnione do zwiedzania. Mieliśmy to szczęście, że 2 z w/w żeśmy zwiedzali (Ramzesa IV i III). W drodze na statek odwiedzamy jeszcze Świątynię Hatszepszut. Hatszepszut - jedyna kobieta-faraon (1473-1458 p.n.e). Totmes III zniszczył wszystkie wizerunki macochy, która do śmierci nie oddała mu władzy. Zatrzymujemy się także przy Kolosach MemnonaMemnon nie ma nic wspólnego z tymi kolosami. Nazwa przyjęła się wieki temu od Greków, którzy zwiedzając Egipt  myśleli, że posągi przedstawiają Memnona – syna Eos. Ponad 18 metrowe posągi przedstawiają faraona Amenhotepa III (1390-1352 p.n.e.) z XVIII dynastii. U stóp wielkich kolosów znajdują się dwie malutkie postacie kobiece, to żona faraona – Teja i jego matka – Mutemuja.  Podczas jazdy autokarem (miedzy Hatszepsut a Kolosami) radzę zwrócić uwagę na pobliskie góry i znajdujące się w nich jaskinie skalne (wydrążone w skałach mieszkania), panorama wsi Qurna (Kurna),  pod którą do dziś znajduje się około 1000 grobowców, pozostałości świątyni Merenptaha. Ponad 100 lat temu dwaj bracia odkryli jaskinię z 40 mumiami faraonów i dostojników (obecnie w Muzeum Egipskim w Kairze). Dziś we wsi wytwarza się ich kopie oraz naczynia z alabastru. Tam też znajduje się Ramesseum, świątynia grobowa Ramzesa II i dom Howarda Cartera - odkrywcy grobowca Tutenchamona. Oczywiście mamy wizytę w jednej z wytwórni alabastru. Można tam zobaczyć w jaki sposób, już w starożytności, wyrabiano przedmioty z alabastru, onyksu, bazaltu, malachitu, a także, a może przede wszystkim po to jest ten postój.   

Po wyczerpującym dniu, pełni wrażeń,  docieramy wreszcie na nasz statek ( Quen Never 5*).

Kliknij miniaturkę aby powiększyć zdjęcie

Zajmujemy kajutę na górnym pokładzie (nr 318). Najlepiej zająć kajutę (poprosić pilotkę) na jak najwyższym pokładzie (niektóre statki mają kajuty bezpośrednio nad lustrem wody Nilu – śmierdzi), oraz jak najdalej od maszynowni statku (głośno!). Rozlokowanie się, rozpakowanie, prysznic itp.  O 20.00 kolacja. Po kolacji wylegiwanie się na leżakach górnego pokładu przy basenie, cieplutko, niezliczone ilości gwiazd na niebie. Sama przyjemność. Ok. 22.00 padnięci po całodziennych trudach idziemy spać.   

Dzień 4 (poniedziałek 14.05.2007)

Od godziny 9.00 zajmujemy leżaki przy basenie … opalanie, basen, jacuzzi, zimne piwko. Czy coś trzeba więcej? Zapowiada się leniuchowanie, co po wczorajszym maratonie, uznaliśmy, że się nam po prostu należy. Statek ma planowane odpłyniecie z Luksoru o godzinie 13.00. Tak więc dla chętnych zorganizowano wycieczki fakultatywne m.in. lot balonem nad Luksorem oraz zwiedzanie Doliny Królowych. Nie decydujemy się na żadną z nich. Lot balonem jest b. drogi a po obejrzeniu grobowców w Dolinie Króli nie czujemy wewnętrznej potrzeby oglądania kolejnych. Tak więc mamy „luz, blues”. Kupujemy w sklepiku na statku galabije, na wieczorną imprezę (galabija party). Płacimy za nie ok. 25USD. Nie wiemy czy to drogo czy tanio? Nasza pilotka (Marta) jakoś słabo się stara o swoją grupę. Nawet nas nie poinformowała o planowanej wieczorem imprezie galabija –party. Dowiedzieliśmy się o tym od Dominiki (pilotka innej grupy). O godzinie 13.00 lunch, a jednocześnie wypływamy z Luksoru. Po 4 godzinach dopływamy do śluzy w Eśnie. Kiedy dopływamy do śluzy widzimy  kilkanaście łódek zbliżających się do nas, a stojący przed nami statek oblepiony jest kilkudziesięcioma innymi. To niecodzienne zjawisko nazwaliśmy „sklep na wodzie”. Nie można tego odpuścić, to trzeba zobaczyć, a może coś kupić? Nie kupujemy nic, bo galabije kupiliśmy wcześniej na naszym statku.

Od 19.30 „galabija party”. Bawimy się bardzo fajnie, do północy, a później jeszcze z młodzieżą idziemy na leżaki na górny pokład. Popijamy piwko, gwiazdy nad nami, statek płynie po Nilu – romantycznie.

Kliknij miniaturkę aby powiększyć zdjęcie

Dzień 5 (wtorek 15.05.2007)

Wstaję rano ok. 5.30 aby poszukać wschodu słońca, chcę zrobić parę fotek. Kiedy słońce wschodzi okazuje się, że jest ono za budynkami i z moich fotek nici. Jesteśmy już w Edfu. Po śniadaniu zwiedzanie kompleksu świątynnego poświęconego bogu Horusowi (ok.2 godzin 8.00-10.00), który czczony był pod postacią sokoła lub człowieka z głową sokoła. Jest to jedna z najlepiej zachowanych i najpiękniejszych świątyń Egiptu. Powstała w 237 r p.n.e. za czasów  Ptolomeusza XII. Pylony świątyni, podobnie jak i ich szerokość mają 35m. Relief na pylonach przedstawia Ptolomeusza XII zabijającego wrogów Egiptu.  Towarzyszą mu Horus i Hator. Za pylonami kolumnada i sala hypostylowa, dalej sanktuarium. Ta świątynia jest drugą, co do wielkości, po Karnaku. Przed wejściem posąg Horusa. Wczesnym popołudniem obiad na statku. Następnie rejs po Nilu do Kom Ombo. Zwiedzanie Świątyni Kom Ombo, gdzie oglądamy zespół świątynny poświęcony bogom Sobkowi i Harusowi wznoszący się tuż nad brzegami Nilu. Świątynia powstała w okresie grecko-rzymskim w latach 332 – 395 p.n.e. Jest wyjątkowa, bo jest podwójną świątynią. Poświęcona bogu Sobkowi, który jest przedstawiany z głową krokodyla i Horusowi, bogu z głową sokoła. W sanktuarium Sobka roiło się od uwięzionych krokodyli. Na dziedzińcu świątyni znajduje się nilometr, którym mierzono poziom wody w Nilu. Świątynie były nazywane Domem Krokodyla i Zamkiem Sokoła. Po zwiedzeniu świątyni czas wolny do godziny 19.00.

Kliknij miniaturkę aby powiększyć zdjęcie

Płyniemy do Asuanu. To już ostatni dzień „rejsowy”. Będziemy na statku jeszcze jeden dzień, stacjonarnie w Asuanie. Póki co wypoczywamy, podziwiamy krajobrazy, gawędzimy przy browarku i tak nam błogo czas upływa. Wszystko było przewidywalne, do kolacji. W czasie kolacji spotkała mnie miła przygoda. Najpierw się wystraszyłem kiedy podszedł do mnie do stolika kapitan statku z moim paszportem i zapytał czy to jestem ja pokazując na zdjęcie w paszporcie. Odpowiedziałem, że tak, co było zresztą zgodne z prawdą. Nie wiedzieliśmy o co mu chodzi? Po chwili od strony kuchni idzie orszak złożony z  personelu statku, śpiewają , grają na czym się da i wiozą tort. Okazuje się, że jadą do mnie (15 maja mam urodziny). Odśpiewali mi po nubijsku (personel statku to głównie Nubijczycy) jakieś tam życzenia (mam nadzieję, że pozytywne), a później „Happy birthday” (grupa angielska). No to publika powstała z miejsc i odśpiewano mi tradycyjne polskie „100 lat”. Później degustacja torta, tańce przy śpiewach Nubijczyków. Niespodzianka jakiej się nie spodziewałem. Okazuje się, że to nie wszystko. Idziemy podekscytowani całą tą sytuacja do swojej kajuty, a tam … na moim łóżku leży jakiś facet wokół którego świecą się kolorowe światełka (takie choinkowe). Okazuje się, że w czasie kiedy na dole trwała moja impreza urodzinowa, personel pokładowy zgotował mi kolejną niespodziankę, tym razem w kajucie. Dostali chłopcy pokładowi bakszysz i byli niezmiernie zadowoleni. Po wszystkim, w gronie młodzieży (Kasia – Marcin ze Szczecina, Monika-Tomek z Tych, dwie Asie ze swoimi chłopakami z Gdańska, plus młode małżeństwo z Wrocławia) którzy trzymali się nas jak rodziców, poszliśmy na górny pokład (jakieś piwko+wódeczka). Zabawna historia podczas robienia zdjęć nocnych, które robił nam Egipcjanin. Tłumaczyłem mu po polsku co i jak ma robić, a on odpowiadał po egipsku albo po angielsku. Ubaw po pachy, dopiero później Monika tłumaczyła co i jak, ale to było nieistotne. Zdjęcia wyszły jak trzeba. Mieliśmy świadomość, że jest to ostatni wieczór na statku podczas rejsu, bo następnego dnia będziemy w Asuanie. Co prawda będziemy na statku ale już nie w rejsie. Szkoda.  

Kliknij miniaturkę aby powiększyć zdjęcie

Dzień 6 (środa16.05.2007)

Wstaje wcześnie rano (4.00), jadę na  wycieczkę do Abu Simbel (koszt ok. 65 USD). Mila nie zdecydowała się na tą wycieczkę, wolała opalać się i moczyć w wodzie. Po prostu odpocząć. W Abu Simbel zwiedzamy monumentalne świątynie poświęcone bóstwom Re-Horachte i Hathor. Wzniesiona przez Ramzesa II dla siebie i dla Nefertari świątynia do dziś zachwyca swym ogromem i bogactwem architektonicznym. W drodze powrotnej z Abu Simbel, jadąc przez pustynię widzimy fatamorganę. Dziwne zjawisko. Ma się wrażenie, że przed nami czy z boku widzimy wodę, jakby morze. Wypad do Abu Simbel był moją najdalszą wyprawą w głąb Afryki (Abu Simbel jest niedaleko granicy z Sudanem, w każdym razie bliżej jest do Sudanu niż do Asuanu). Po powrocie, po południu feluką przepływamy Nil na wyspę do Ogrodów  Kitchenera

Wieczorem fundujemy sobie zwiedzanie Asuanu dorożką . Przy okazji załatwiamy z Arabem kupno kilu piw. Okazuje się, że ta eskapada mogła zakończyć się nieszczególnie. Kiedy już kończyliśmy przejażdżkę mówimy do gościa żeby zjechał na promenadę nadmorską gdzie mamy zakotwiczony statek. Ten mówi ok., ale wiezie nas w jakieś zakamarki, wąskie ciemne uliczki ( w sumie blisko promenady bo jakieś 50 m ale nie przy głównej drodze tylko w jakimś zadupiu). Przy rozliczeniu przejażdżki gościu wmawia nam, że daliśmy mu 5 L zamiast 50. Co za franca. Osobiście dałem mu 50 L. Nie wiem jak on to zrobił, ale wywleka kieszenie w tych swoich sukmanach i pokazuje że ma tylko 5 L. Wiedziałem o tego typu sztuczkach i podniesionym głosem rzuciłem  mu taką wiązankę polskich przekleństw, że zbaraniał. Na całe szczęście pojawił się patrol policji. Mówię do Kasi i Marcina żeby zawołali policję. Ten jak zobaczył co się święci wsiadł na swoją brykę i bez słowa odjechał.

Wieczorem, ostatnim już na statku, mamy występ derwisza i „taniec brzucha” w wykonaniu blond piękności (rodem prawdopodobnie z Rosji). W czasie kolacji obsługa statku wniosła na stołówkę ogromnych rozmiarów tort z napisem, po polsku „Dziękujemy! Do widzenia”. Żeby tradycji stało się zadość, bo następnego dnia rozdzielamy się na dwie grupy, które jadą oddzielnymi pociągami i już do końca będą poruszały się i mieszkały w innych miejscach, spotykamy się na górnym pokładzie (stąd też potrzebne było kilka piw), gdzie przesiadujemy do północy. Tak kończy się część wycieczki „rejs po Nilu”.   

Kliknij miniaturkę aby powiększyć zdjęcie

Dzień 7 (czwartek 17.05.2007)

Po śniadaniu pakowanie się. Pod wieczór jedziemy do Kairu. O 12.30 lunch i ok. 13.00 opuszczamy gościnny Quen Never. Pakujemy swoje tobołki do autokaru i jedziemy na zwiedzanie Tamy Asuańskiej. Asuan jest oddalony ok. 900 km na południe od Kairu a więc i temperatura jest tutaj znacznie wyższa (ponad 40 st.). Ale da się to wytrzymać (woda, cień, nakrycie głowy, klima ). Po tamie wyruszamy na wyspę File. Bardzo przyjemny rejs łodzią. Tam zwiedzamy Świątynię ku czci Hator i Izydy. Jest to jedna z ładniejszych świątyń, być może dlatego że jest to jedna z tych budowli (podobnie jak Abu Simbel), które w wyniku budowy Tamy zostały przeniesione w inne miejsce.

Transfer na dworzec kolejowy w Asuanie, gdzie jesteśmy ok. 17.00. Pociąg mamy o godzinie 18. Jedzie nas 39 osób, druga grupa (Dominiki) w podobnej licznie jedzie innym, późniejszym pociągiem ( o godz. 20.00) . Nocny pociąg z Asuanu do Kairu: wygodne fotele lotnicze, klimatyzacja (bez posiłków - wyżywienie we własnym zakresie). Zajmujemy wagon nr 3 – 18 osób i wagon nr 1 – 21 osób. Do Kairu, a raczej Gizy docieramy ok. 7.00.

Kliknij miniaturkę aby powiększyć zdjęcie

Dzień 8 ( piątek 18.05.2007)

Około godziny 8.00 jesteśmy w Hotelu Mayorca 3*. Hotel niespecjalny, ale ma swoje uroki (centrum miasta i bardzo fajny taras na dachu). Po zakwaterowaniu się idziemy na śniadanie (płatne we własnym zakresie – 15 funtów egipskich od osoby). Około godziny 9.00 wyjeżdżamy na zwiedzanie Kairu.

Zwiedzamy:
- Muzeum Kairskie - zbiór ponad 120 tysięcy eksponatów ukazujących wspaniałą cywilizację starożytnego Egiptu, skarby Tutenchamona (złota maska, biżuteria i sprzęty użytkowe), sala mumii (za dodatkową opłatą ok. 100L) gdzie oglądamy m.in. mumie Ramzesa II, Setiego I, Totmesa I, II, III). W Muzeum nie wolno ani fotografować ani filmować, ale można i aparat i kamerę wnieść na teren i tam przechować w przechowalni a po wyjściu zrobić fotki na zewnątrz Muzeum. Niesamowite wrażenie robi zbiór Tutenchamona i sala mumii. Podobno obecnie można robić zdjęcia a być może i filmować, podobnie jak w Dolinie Króli. Niestety podczas naszego pobytu było to niemożliwe. 
- Wytwórnia perfum. Kolejny punkt komercyjny. Kupić nie kupić, ale posiedzieć w klimatyzowanym pomieszczeniu przy kawie, herbacie lub soku (czym częstują gości) warto. Okazuje się jednak, ze dajemy się „zbałamucić” i kupujemy „drzewo sandałowe” + „Ramzesa II”.

Następny punkt programu to Stary Kair ( Kair koptyjski) a w nim:

  • najstarsza synagoga w Egipcie Bena Ezry, według tradycji to tutaj córka faraona znalazła małego Mojżesza w sitowiu, a Jeremiasz zgromadził ludzi ocalałych po zburzeniu Jerozolimy.
  • najstarszy kairski kościół Św. Sergiusza, z grotą Świętej Rodziny, kościół datowany na IV lub V wiek. Kościół zbudowany na miejscu, gdzie w grocie znalazła schronienie Święta Rodzina, podczas ucieczki z Betlejem w Judei, w obawie przed planowaną przez Heroda rzezią niewiniątek.
  • kościół Św. Barbary,
  • cerkiew Św. Jerzego

Giza - piramidy i Sfinks.

Centralny punkt programu - piramidy i Sfinks. Największe wrażenie robi piramida CHEOPSA.  Oprócz niej oczywiście piramidy Chefrena i Mykerinosa, to z tych większych, bo koło każdej z nich są jeszcze 3 małe. Z siedmiu cudów starożytnego świata tylko piramidy w Gizie przetrwały do dziś. Najstarsza i największa z nich, Cheopsa, liczy ok. 4500 lat. Użyto ok. 2,3 mln kamiennych bloków z których można by wybudować metrowy mur otaczający Francję. Miała 147 m wysokości, dziś jest trochę niższa. Do pocz. XIX wieku byłą największą budowlą świata. Byliśmy we wnętrzu piramidy Chefrena, zwiedziliśmy posąg monumentalnego Sfinksa, przedstawiającego prawdopodobnie wizerunek faraona Chefrena. Posąg ma 72,85 m długości i 20 metrów wysokości. Dzień  pełen wrażeń, ale przecież po to tutaj przyjechaliśmy.  Po odpoczynku jutro kolejny dzień zwiedzania. Co niektóre osoby nie zwracając, a może nie dbając o swoje zdrowie, zapomniały, że jest coś takiego jak „zemsta faraona”. Dla niektórych konieczna była pomoc lekarska. Mila także wspomogła niektóre osoby jakimiś medykamentami.  Póki co dajemy radę.

Kliknij miniaturkę aby powiększyć zdjęcie

Dzień 9 (sobota 19.05.2007)

Dalsze zwiedzanie Kairu i okolic. Zwiedzamy kolejno:

  • Sakkara – znajduje się tu piramida schodkowa faraona Dżosera. Uważana jest za najstarszą kamienną budowlę na świecie, a zarazem pierwszą tego typu budowlą w Egipcie. Najstarsza egipska piramida jest dziełem kapłana Imhotepa, który zrewolucjonizował budownictwo. Dotąd używano cegieł z suszonego mułu w formie mastaby (prostopadłościanu). Imhotep po raz pierwszy użył kamienia , na ponadto na klasyczną mastabę nałożył pięć kolejnych, coraz mniejszych, tworząc pierwszą piramidę zwaną dziś schodkową. Powstałą dla faraona Dżosera (2667-2648 p.n.e).
  • Memfis – legendarne miasto, założone przez faraona Menesa. Stolica imperium przez cały okres Starego Państwa ( III i IV dynastia). Tam też znajduje się gigantyczny posąg Ramzesa II, odkryty w 1820 roku przez Giovanniego Battistę Caviglię w Wielkiej Świątyni Ptaha w pobliżu Memfis. Wrażenie robi też pomnik/posąg alabastrowego Sfinksa. Memfis był jednym z najważniejszych miast starożytnego Egiptu. Ośrodek kultu Ptaha, Sechmeta i Apisa. W 1979 roku Memfis wraz z nekropolią obejmującą piramidy od Gizy, poprzez Sakkarę do Dahszur zostało wpisane na listę UNESCO.

Kliknij miniaturkę aby powiększyć zdjęcie

Po powrocie z Memfis:

  • kolejna impreza komercyjna tj. fabryka dywanów, można zobaczyć tam z jednej strony niesamowicie piękne … i drogie dywany, a z drugiej strony pracujące tam dzieci, które te dywany tkają. Uwaga - można przygotować sobie albo jakiś drobiazg albo np. 5 USD i dać „upatrzonemu”  przez siebie młodzieńcowi czy pannie. Istnieje możliwość  zakupu na miejscu, łącznie z dostawą na adres w Polsce. Ceny niestety z kosmosu, choć pewnie warte swojej ceny.
  • i jeszcze jeden obiekt komercyjny to Instytut Papirusu, gdzie można zobaczyć jak wytwarza się papirusy a także kupić sobie pamiątkę (kupiliśmy dość duży papirus, który po przyjeździe oprawiony w ramki stanowi ozdobę naszego mieszkania).

W dalszej kolejności zwiedzamy świat muzułmański: 
- Cytadelę Saladyna i Meczet Alabastrowy Mohameda Alego  – rewelacja, polecam.

Cytadela Saladyna zbudowana przez Salah al-Dina w 1183 roku n.e. jako obrona przed wojskami krzyżowców. Z tarasu cytadeli wspaniałe widoki na Kair. Na jej terenie znajduje się także Meczet Muhammada Alego, zwany także Meczetem Alabastrowym. Meczet zbudowany w latach 1824-1848 na polecenie egipskiego kedywa Muhammada Alego. Cytadela Kairska jest jednym z symboli tego miasta. I zupełnie na koniec odwiedzamy jeden z najstarszych i największych bazarów, nie tylko na  Bliskim Wschodzie, ale być może i na świecie – bazar Khan el-Khalili. Niesamowity labirynt alejek, uliczek, gdzie łatwo się zgubić. No i trzeba uważać na … wszystko. Bazar stanowił centrum handlowe Kairu od XIV wieku. Powrót do hotelu. Po kolejnym wyczerpującym zwiedzaniu Kairu, kolacja smakuje jak nigdy dotąd. A później, wieczorem, z młodymi idziemy na taras na ostatnim piętrze hotelu. Gramy w karty, popijamy drinki i piwko. Jest bosko. Nawet nie czujemy zmęczenia. Odpoczywać będziemy po zakończeniu części objazdowej, w wybranych przez siebie hotelach. Ale jutro kolejny dzień zwiedzania

Kliknij miniaturkę aby powiększyć zdjęcie

Dzień 10 (niedziela 20.05.2007)

Po śniadaniu dzień wolny na samodzielne zwiedzanie Kairu lub dla chętnych (za dodatkową opłatą ok.60 USD) wycieczka autokarowa do Aleksandrii. My, wraz z 3 młodymi parami, dwoma taksówkami jedziemy do Dahszur. Płacimy 70 L od taksówki ( na 4 osoby, co daje 35L na parę). W Daszhur prawie nie ma zwiedzających. Zbudowano tam pięć piramid: dwie króla Snofru (ojca Cheopsa) z IV dynastii, oraz trzy : Amenemhata II, Senusereta III i Amenemhata III z XII dynastii, z okresu Średniego Państwa. Piramidy Snofru w Dahszur, pod względem wielkości zajmują trzecie i czwarte miejsce po piramidach Cheopsa i Chefrena. Często określa się je mianem: czerwonej i Łamanej. Piramidy w Daszhur są starsze od tych w Gizie. Zwiedzamy piramidę „czerwoną” (wchodzimy spokojnie do środka, można tam nawet zdjęcia popstrykać), i romboidalną (łamaną).

Kliknij miniaturkę aby powiększyć zdjęcie

Po powrocie do Kairu każemy się taksówkarzom podwieźć pod KFC, gdzie zatrzymujemy się na lunch. Stamtąd każdy, indywidualnie, wraca do hotelu zwiedzając po drodze Kair. Wieczorem tradycyjnie…, my opuszczamy towarzystwo ok. 22.00 (jutro wyjazd do Hurghady), Tomek z Marcinem „dyskutują” do 1.00. Część grupy, która była na fakultecie w Aleksandrii mówiła, że warto było jechać, inni że nic szczególnego. Jak zwykle zdania są podzielone. Zależy co kto oczekiwał. My, po wcześniejszych opiniach na forum wiedzieliśmy, że w tym dniu  naszym celem będzie Dahszur.   

Kliknij miniaturkę aby powiększyć zdjęcie

Dzień 11 ( poniedziałek 21.05.2007)   

Po śniadaniu, ok. 8.00 opuszczamy hotel „Mayorca” i Kair, wyruszamy do Hurghady. Autokar rozwozi ludzi do poszczególnych, wybranych przez siebie hoteli na wypoczynek. Kasia i Marcin wysiadają przy hotelu Magawish (4*). I tu konsternacja naszych wspólnych znajomych. Byli zdziwieni, że Kasia i Marcin wysiadają, a my jedziemy dalej. Byli przekonani, że Kasia to nasza córka a Marcin to jej mąż. Około 14.00 przyjeżdżamy na miejsce (hotel Sea Star Beaurivage 5*). Grupa Dominiki (ta co jechała innym pociągiem do Kairu i która mieszkała w Kairze w innym hotelu) to były osoby, które wybrały hotel Empire (3*) tzn. ten sam, w którym wszyscy przebywaliśmy pierwsze 1,5 dnia. Sea Star zaskakuje nas bardzo pozytywnie. Znaliśmy zresztą ten hotel z opinii internautów, opisu i zdjęć w Internecie. Wszystko jest tak jak sobie wyobrażałem, a może nawet lepiej. Po rozpakowaniu, czas na plaże, morze, baseny.   

Dzień 12-14 (wtorek 22.05 – czwartek 24.05.2007)

Odpoczynek w Sea Star. Codziennie plaża, morze, baseny. Wieczorem zawsze jakieś występy, imprezy rozrywkowe. W środę byliśmy na wycieczce katamaranem oglądać rafy koralowe, rybki i inne żyjątka morskie tego regionu. Relaksacyjny i kolorowy wypad. Po południu, zrobiliśmy wypad z Moniką i Tomkiem (taxi) do Hurghady na jakieś drobne zakupy, a także poobserwować codzienność Hurghady i jej mieszkańców. Nie tylko tych w części turystycznej.

Kliknij miniaturkę aby powiększyć zdjęcie

Dzień 15 (piątek 25.05.2007)

Rano ( w naszym przypadku w nocy ok. 2.00) wykwaterowanie z hotelu i transfer na lotnisko w Hurghadzie. Wylot do kraju. Rano jesteśmy w Katowicach, a ok. 12.00 pijemy już kawę w domu. Koniec tego dobrego. W poniedziałek 28.05. czas wracać do pracy.    

Zbyszek Bobko

 

 

 

We use cookies
Ta strona korzysta z plików cookies. Używamy plików cookies wyłącznie do analizowania ruchu na naszej stronie. Nie zamieszczamy reklam, nie wymagamy logowania, nie zbieramy żadnych innych danych osobowych. Korzystając z naszej strony internetowej, zgadzasz się, że możemy umieszczać tego rodzaju pliki cookie na Twoim urządzeniu.