Kwarantanny czar 3 – Majówka
” Tęsknica, tęsknota, osmętnica – demon słowiański wyobrażany w postaci bladego widma kobiecego, stanowiący personifikację stanu chorobliwego zadumania, rozmarzenia czy utęsknienia. Tęsknica spadała z nieba wraz z gwiazdami, z czarnej chmury burzowej. Była bladym widmem, na głowie nosiła wianek z suchej paproci, owijała się szarą płachtą wyciągniętą spod tapczana umarłego, na nogi wkładała chodaki, które sama sobie upletywała z zielonej trzciny wyrwanej z jeziora lub z wici rosnącymi nad wodami. Chodziła wolnym krokiem, ze spuszczoną głową, siadała najczęściej pod cmentarzami lub figurami przy rozstajnych drogach.
Kiedy znajdywała smętne, smutne, zapłakane, samotne dziewczyny, siadała przy nich, obejmowała w wychudłe ręce i całowała w usta, kładła ciężką dłoń na serce. Tęsknica dotykała najczęściej młode kobiety, które jeszcze nie miały dzieci. Tych kobiet nic nie bolało i nie miały żadnych blizn na ciele, ale dotknięte przez tęsknotę traciły wigor, nie piły i nie jadły, trapiły je bezsenność, stawały się osłabione i bezwładne. Zwykle niedługo żyły takie dziewczyny. Jedynym ich ratunkiem jeśli przybędą, były Trzy Niewiady, anioły boże niewidoczne dla ludzi, przychodzące z nieba w pomocy”. (z Wikipedii)
No właśnie. To chyba ten, taki stan. Mieliśmy jechać jak dwadzieścia osiem lat poprzednich. I … Panwirus. Kanał. A miały być jaskinie. Czeskie; tym razem. I to, co najpiękniejsze. Długie w noc posiady, rozmowy, dyskusje, śpiewy. W końcu z większością ekipy widzimy się tylko raz w roku. Tzn. widzieliśmy się. Pierwszy Maja – trochę smutno jest. Wczesnym świtem wychodzę na balkon. Na balkonach powiewają flagi. Naprzeciw zobaczyłem alpinistkę. Bez maski. Blok czteropiętrowy. Na balkonie pierwszego piętra, na obrzeżu, urzęduje sroka. To ciekawskie stworzenie zagląda z różnych stron jakby leżało tam jakieś świecidełko. Wiadomo, co ta piękna czarno biała lubi najbardziej. Ale nie. Połaziła. Popodskakiwała. Podfrunęła i usiadła na drucie piorunochronu. Lekkuchno zwątpiłem. Pomagając sobie od czasu do czasu machnięciem skrzydeł zaczęła zaiwaniać (za pomocą nóżek) pod górę. W pionie! Nie trwało to zbyt długo i była na dachu budynku. Pieszo! Przycupnęła na poprzecznej lince od anteny i chyba walnęła drzemkę. Z racji odległości nie widziałem. Po chwili odleciała. Ale wyczyn był. Z przyjemnością ale i pewnym smutkiem znowu oglądniemy film z zeszłorocznej Majówki, z Gór Sowich. Jak zwykle pięknie nakręcony przez Gaździnę i Wojtka. Dodatkowo czas kwarantanny sprawił, że Wojciech R. dopieścił go do oglądania w stopniu znakomitym ( oczywiście to jest moje zdanie ale… )
Dzwoni Gazda. Pewnie coś dobrego się wydarzy…
AZH