• Banner01_5x2_1920x512.png

2016 - Nowa Zelandia - Kraj Długiej Białej Chmury - Wyspa Północna.

No i stało się - jeszcze w Japonii Andrzej wymyślił że kolejny wyjazd musi być daleki. Tak powstał pomysł na Nową Zelandię. Grudniowy ranek w Warszawie był zimowy, a my po wieczornych Andrzejkach trochę rozespani wink. Taksówką dotarliśmy na lotnisko gdzie spotykaliśmy się z pilotką Małgosią i resztą grupy. Amsterdam był tylko przystankiem na naszej trasie. Po 11 godzinach lotu dotarliśmy z Amsterdamu do Hong Kongu. Ponieważ przerwa w podróży miała trwać prawie osiem godzin od początku planowaliśmy wypad na miasto. Po szybkiej odprawie wymieniliśmy trochę kasy i pociągiem ruszyliśmy zwiedzać miasto. Hong Kong znaczy dosłownie "pachnący port". Był przez 99 lat brytyjski a od 1997 roku jest wydzielonym regionem administracyjnym Chin. Najpierw pojechaliśmy kolejką na Victoria Peak a potem promem na półwysep Kowloon. Mimo smogu miasto prezentowało się ładnie, a świąteczne dekoracje tylko dodawały mu uroku.

 

  

Kliknij miniaturkę aby powiększyć zdjęcie

Z Hong Kongu z prawie dwugodzinnym opóźnieniem wylecieliśmy do Auckland. To kolejne 11 godzin lotu!. W Auckland oprócz przygód z bagażem musieliśmy przejść kontrolę biosecurity.

Mają tam fioła na gruncie przywiezienia jakichś dziwnych nasion, owadów, etc. Więc nie można wwieźć niczego do jedzenia, trzeba odkażać albo myć turystyczne buty, etc. Ale jakoś się nam udało i w końcu przeszliśmy granicę. Ponieważ do hotelu jeszcze nie mogliśmy pojechać więc wybraliśmy się na zwiedzanie Auckland na razie widokowo ze stożków wulkanów. Auckland to największe miasto Nowej Zelandii. Leży u stóp wygasłego wulkanu Eden na przesmyku między Morzem Tasmana a Pacyfikiem.  Po zalogowaniu się w pięknie  położonym obok różanego ogrodu hotelu ruszyliśmy na miasto. Zwiedziliśmy centrum miasta, wyjechaliśmy na widokową wieżę Sky Tower (najwyższy budynek na południowej półkuli) skąd mogliśmy podziwiać panoramę miasta, a wieczór zakończyliśmy nad Pacyfikiem, w knajpce degustując lokalne owoce morza.

 

  

Kliknij miniaturkę aby powiększyć zdjęcie

Kolejny dzień naszej wyprawy zaczęliśmy od wyjazdu do tropikalnego lasu w parku Waitakere Ranges Forrest do Arataki Visitors Center na północ od Auckland. Przy wejściu do parku zaliczyliśmy odkażanie butów, jako że rosną w nim drzewa kauri, które są pod wyjątkową ochroną.

  

Kliknij miniaturkę aby powiększyć zdjęcie

Roślinność w lesie zrobiła na nas wrażenie - przede wszystkim ogromne paprocie drzewiaste, charakterystyczne dla Nowej Zelandii palmy nikau no i oczywiście drzewa kauri. Kauri to agatis nowozelandzki - drzewo z rodziny araukariowatych które służyło Maorysom do wyrobu ich słynnych łodzi. Dorasta do 40 - 50 metrów wysokości. Po obejrzeniu lasu i ogromnych drzew kauri pojechaliśmy na słynną plażę Piha gdzie odkryto surfing. Poszliśmy zdobyć skałę Lion's Rock - co prawda tylko mniej więcej do połowy z powodu osuwisk i zamkniętego szlaku, ale widoki były przednie.

  

  

Kliknij miniaturkę aby powiększyć zdjęcie

Kolejną plażą była Muriwai - czarna plaża pokryta wulkanicznym piaskiem położona na północ od Piha. Przy plaży na skałach znajduje się kolonia głuptaków które są wdzięcznym tematem do zdjęć. Trochę się ich udało sfotografować. Widoki były piękne!.

  

  

Kliknij miniaturkę aby powiększyć zdjęcie

Z plaż pojechaliśmy jeszcze do winnicy na degustację win a potem do dzielnicy Devonport skąd rozciąga się najładniejszy widok na Auckland.

  

  

Kliknij miniaturkę aby powiększyć zdjęcie

W kolejny dzień trzeba było pożegnać się z Auckland. Rankiem wyruszyliśmy do jaskiń Waitomo - to obowiązkowy punkt na turystycznej trasie po Wyspie Północnej. Jaskinia jest krasowa, ale nie słynie z szaty naciekowej - słynie z zamieszkujących ją świetlików. Glow worm to owady które w jaskini żyją i w fazie larwalnej świecą jak świetliki. Robi to wrażenie jakby płynęło się łodzią pod rozgwieżdżonym niebem. Niestety - w jaskini nie wolno robić zdjęć ani filmować undecided. W jednej z komnat odbywają się koncerty - my odśpiewaliśmy tam polską kolędę - no bo święta blisko.

Z jaskiń pojechaliśmy do słynnego Hobbitonu - planu filmowego zbudowanego na potrzeby filmu "Hobbit" Petera Jacksona. Filmowe Shire z domkami hobbitów i słynnym Bag Ends Bilbo i Frodo Bagginsów jest naprawdę pięknie położone. Przewodnik opowiadał nam o ciekawostkach z planu filmowego i wskazywał co ciekawsze punkty jak np. sztuczne drzewo nad Bag Ends. Zielone wzgórza porośnięte pięknymi drzewami i małe domki hobbitów wszystkim się podobały.

  

  

Kliknij miniaturkę aby powiększyć zdjęcie

W końcu po moście Kamiennych Łuków na Brandywinie dotarliśmy do Gospody Pod Zielonym Smokiem, gdzie czekało na nas hobbickie, imbirowe piwo. Po piwie pojechaliśmy do naszego celu - miejscowości Rotorua. To największy na Wyspie Północnej region geotermalny. W powietrzu unosi się zapach siarki bo okolica obfituje w gorące źródła i gejzery. Noclegi mieliśmy w fajnym motelu - każdy pokój miał swój prywatny basen. Woda była naprawdę baaardzo gorąca ale wieczór w basenie był bardzo przyjemny.

  

  

Kliknij miniaturkę aby powiększyć zdjęcie

Kolejny dzień zaczęliśmy od odwiedzin w Agrodome gdzie zapoznaliśmy się z gatunkami owiec żyjącymi na Nowej Zelandii. Oczywiście królem jest merynos, ale oprócz tego wszystkim znanego gatunku mogliśmy obejrzeć wiele innych. W ramach pokazu były też strzyżenie owiec oraz prezentacja pracy psów pasterskich, które wspaniale wyszkolone pomagają ludziom w zarządzaniu milionami owiec - a nie jest to zadanie łatwe, bo na Nowej Zelandii żyje ponad 47 mln owiec - to statystycznie prawie 10 owiec na jednego mieszkańca!

  

  

Kliknij miniaturkę aby powiększyć zdjęcie

Kolejnym punktem programu były odwiedziny w Te Puia gdzie najpierw oglądaliśmy zjawiska geotermalne. W okolicy jest wiele geotermalnych źródeł, w tym słynny gejzer Pohutu. Niestety po listopadowym trzęsieniu ziemi, gejzer raczej dymił niż strzelał wodą - ale i tak ze skraplającej się pary na spacerujących leciał siarkowy deszczyk. Podziwialiśmy kolorowe siarkowe nacieki obchodząc po specjalnych pomostach bulgocące, wrzące jeziorka wodne i błotne.

  

  

Kliknij miniaturkę aby powiększyć zdjęcie

Głównym celem wizyty w Te Puia był pokaz maoryskich tańców. Już wcześniej wybraliśmy spośród nas wodza którym został Jacek - bo Małgosia obznajomiona z tym miejscem doradziła, że musi ktoś od nas być wodzem, a wtedy my jako rodzina wodza wchodzimy pierwsi i siedzimy w pierwszym rzędzie! Oczywiście najpierw musieliśmy zrobić wszystko aby to nasz wódz został wodzem całego "plemienia" stojącego w kolejce smile.  Wszystko się udało - Jacek z kamienną twarzą zapoznał się z wodzem Maorysów. Po tradycyjnym powitaniu i potarciu nosami został zaproszony wraz z plemieniem do marae. My weszliśmy oczywiście jako pierwsi i obejrzeliśmy naprawdę fajny pokaz z tańcem haka na zakończenie. Bardzo nam się podobało

  

  

Kliknij miniaturkę aby powiększyć zdjęcie

Potem część grupy pojechała na piknik nad jezioro gdzie spędziliśmy czas na słodkim lenistwie.

 

  

Kliknij miniaturkę aby powiększyć zdjęcie

Druga część grupy w tym czasie wybrała się na rafting na pobliskiej rzece. Wrażenia też mieli ciekawe wink szczególnie podczas skoku z wodospadu.

 

  

Kliknij miniaturkę aby powiększyć zdjęcie

Wieczorem Małgosia namówiła nas jeszcze na długi spacer do Parku Redwoods gdzie rosną majestatyczne sekwoje. Ten las po maorysku nazywa się Whakarewarewa i obejmuje 55 tys. hektarów powierzchni. Jest podobno rajem dla rowerzystów ale nas urzekł przede wszystkim wspaniałymi ścieżkami spacerowymi poprowadzonymi w cieniu potężnych sekwoi i drzewiastych paproci.

 

  

Kliknij miniaturkę aby powiększyć zdjęcie

Wieczór zakończyliśmy grupowym grillem na którym mieliśmy okazję skosztować miejscowej jagnięciny i wołowiny własnoręcznie przygotowanej na grillach będących na wyposażeniu hotelu.

 

  

Kliknij miniaturkę aby powiększyć zdjęcie

Nazajutrz wczesnym rankiem ruszyliśmy z Rotorua w stronę Wellington. To miała być długa trasa. Najpierw pojechaliśmy do wulkanicznej doliny Waimangu. Swoją wyjątkowość miejsce to zawdzięcza wybuchowi wulkanu w 1886 roku, który spowodował ogromne zmiany w środowisku i ukształtowaniu terenu. Po wybuchu powstało tu największe na świecie gorące źródło geotermalne i największe na świecie gorące jezioro. Zrobiliśmy sobie fajny, 3 godzinny spacer doliną podziwiając bulgoczące błotne jeziorka, gorące strumienie i małe gejzery oraz kolorowe krzemionkowe tarasy.

  

Kliknij miniaturkę aby powiększyć zdjęcie

Z Waimangu pojechaliśmy do malowniczego wodospadu Huka gdzie płynąca wąskim wąwozem rzeka Waikato rzuca się w dół 12-sto metrowego uskoku. W każdej sekundzie spada tutaj tyle wody ile wystarczyłoby do wypełnienia dwóch olimpijskich basenów.

  

Kliknij miniaturkę aby powiększyć zdjęcie

Nasza trasa prowadziła do jeziora Taupo - największego w Nowej Zelandii i całej Oceanii. Pogoda niestety zaczęła się psuć i widoki na słynne wulkany Mt Tongariro, Mt Ngauruhoe i Mt Ruapehu niestety nie dopisały. Pojechaliśmy na obiadek do miejscowości Whakapapa do hotelu Grand Chateau. Przy dobrej pogodzie są stamtąd ładne widoki na wulkany. Nam niestety te widoki nie były dane. Ale za to w barze gdzie jedliśmy obiad spotkałem Bogdana, który był przewodnikiem naszej wyprawy na Sri Lankę. Powitania, wspominki i umawianie się na jakąś kolejną wyprawę były miłą atrakcją dnia.

  

Kliknij miniaturkę aby powiększyć zdjęcie

Po obiedzie pojechaliśmy jeszcze obejrzeć wulkaniczne krajobrazy Mordoru położone  w pobliżu ośrodka narciarskiego na zboczach Mt Ruapehu ale pogoda szybko nas stamtąd wygoniła. Ruszyliśmy dalej - przez małe miasteczka jak Taihape - słynące z produkcji gumiaków, czy Foxton który w XIX wieku założyli Holendrzy i gdzie zbudowano wiatrak na wzór tych z Europy - dojechaliśmy do Wellington - niestety w padającym deszczu.

  

Kliknij miniaturkę aby powiększyć zdjęcie

Wellington - stolica Nowej Zelandii to szóste co do wielkości miasto tego kraju. Zamieszkuje je nieco pona 200 tysięcy mieszkańców. Jest najbardziej na południe wysuniętą stolicą na świecie (41oS). Mimo padającego deszczu zwiedziliśmy najciekawsze budynki rządowe, starą katedrę Św. Pawła i Muzeum Narodowe Te Papa Tongarewa.

  

Kliknij miniaturkę aby powiększyć zdjęcie

W drugiej części dnia wsiedliśmy na prom aby przez cieśninę Cooka dostać się na Wyspę Południową - niestety przeprawę też odbyliśmy w deszczu i mgle - widoków zero frown. Wylądowaliśmy w Picton już na Wyspie Południowej ( 2016 - Kraj Długiej Białej Chmury - Wyspa Południowa ) z nadzieją na poprawę pogody.

Jurek

We use cookies
Ta strona korzysta z plików cookies. Używamy plików cookies wyłącznie do analizowania ruchu na naszej stronie. Nie zamieszczamy reklam, nie wymagamy logowania, nie zbieramy żadnych innych danych osobowych. Korzystając z naszej strony internetowej, zgadzasz się, że możemy umieszczać tego rodzaju pliki cookie na Twoim urządzeniu.