• HynekBanner.jpg
  1. Start!
  2. Relacje przyjaciół
  3. Sklep Kolonialny
  4. Półka Sklepowa 2012
  5. Lecę...

Lecę...

Wczoraj komunikat, Śmiertelny wypadek w masywie Kościelca… Tragedia. I jak zwykle mędrcy wszelacy zaczynają się popisywać. Nie podpisywać. Wpisywać. Bo przecież Internet stworzył takie możliwości. Wiele rzeczy jest przydatnych ale gdyby brać na poważnie to wszystko co wypisuje internetowa brać to załamanie psychiczne pewne. Zresztą takich przypadków nie brakuje. Powstają już poważne prace naukowe dlaczego w większości szukamy i wypisujemy złośliwości, inwektywy, rzygowiny wręcz. Nie chcę się do tego odnosić. Może mi być tylko żal. I tych o których piszą. I tych którzy te brednie mażą. Przecież to nie jest tak, że tylko na stronce skrobnę. Oni mają tak w życiu.  Tak myślą. Tak traktują innych.  Stare przysłowie mówi, „że nic tak nie cieszy jak nieszczęście bliźnich”. Wydaje się , że niektórzy mają to w herbie zapisane. I zawsze rodzi się pytanie czy oni wiedzą o czym piszą? Czy byli na wyprawie w górach? Czy tylko chcą się popisać?

                Z tego co pamiętam zdarzyło mi się w górach lecieć dwa razy. Raz kiedy przed wyjazdem w 1976 roku w Alpy robiliśmy w maju kondycję w Tatrach. Ułamała mi się łopatka od czekana. Dzisiaj to raczej nieprawdopodobne. Ale wtedy …Czekany podobnie jak raki czy młotki lodowe to były samoróbki . Prawdopodobnie przehartowany /przecież nikt ich nie badał/ strzelił. No i lecę. Zsuwam się coraz szybciej. Na dole  piarg i kamory. Podobno w takich chwilach przewija się człowiekowi  całe życie. Mnie chyba zacięła się przeglądarka. Bo męczyła mnie tylko jedna kwestia „czy druga strona czekana – ta z zębami – wytrzyma”. Wytrzymała! Potem, któryś z kumpli stwierdził „głupku, jeszcze nie było ci pisane, o jakim filmie mówisz”.

                Drugi raz niedawno. Zimowy wyjazd, jesteśmy pod Rysami. Zsuwam się po śniegu. Trochę niżej – na szczęście – był Jiri, który spokojnie, tak mi się przynajmniej wydaje – wyciągnął rękę i… mnie zatrzymał. Raz jeszcze dzięki.

                Swoją drogą. Zupełnie inaczej wygląda wtedy /gdy się zsuwasz/ i droga i góry. Generalnie jednak po przeczytaniu, chyba u Alka Lwowa, stwierdzić mogę, że się nie wykazałem. Zawodowcy w takich chwilach podobno wydają okrzyk „Lecę, k…wa lecę”. Ja się nie darłem. Może mi mowę odebrało…

 

AZH