GÓRY według…
Trudno. Będę się powtarzał. Dzisiaj więcej ludzi książki pisze niż czyta. Wystarczy wejść do księgarni i popatrzeć co jest (tzn. jakie książki są) na stanie. Dla żartu tylko przypomnę „Krok defiladowy w terenie podmokłym”! A poważnie; gdyby ludzie czytali (więcej) nie zachowywaliby się tak idiotycznie. Wierzę w to głęboko. Zakupiłem ostatnio „Alfabet Tischnera” autorstwa W. Bonowicza. Kto zacz i co znaczy dla Polski ksiądz Tischner opisano, zapisano i na szczęście niektórzy pamiętają. Ja tylko jedno zdanie, na własne uszy słyszałem jak o Nim tzw. prawdziwi księża źle mówili. A to już jest rekomendacja. Wracając do „Alfabetu…”. To był góral z krwi i kości, filozof, kapłan, człowiek. Pytał: "W dzisiejszym świecie nie wolność jest problemem. Wolność już jest. Pozostało pytanie: co zrobić z wolnością?"
W Alfabecie jest również hasło GÓRY.
"W młodości mój stosunek do gór był typowo góralski: Tatry są po to, żeby je podziwiać, ale nie po to, żeby się w nie pchać. Moje łażenie po Tatrach zaczęło się stosunkowo późno, chyba dopiero w czasie studiów. Wcześniej po wojnie byłem w Dolinie Kościeliskiej, na Kasprowym, na Giewoncie, ale były to wycieczki grupowe i nie wynikające z wewnętrznej potrzeby. Dopiero po wielu latach chodzenia po górach i bycia w nich zrodziła się we mnie pewna filozofia przestrzeni. Dostrzegłem, że poprzez przestrzeń wyraża się idea wolności człowieka. Myśl tę można wyrazić prosto: jaka jest twoja przestrzeń, taka jest twoja wolność.
Wspinał się pan kiedy po Tatrach? Człowiek wisi na ścianie, wyciąga rękę, która szuka uchwytu, i cały jest w tym uchwycie. Człowiek jest tym, ku czemu sięga jego serce. Człowiek nie jest już tym, od czego odrywa się jego stopa. Ten czujny ruch w górę – to jest właśnie etos człowieka.
Jednak jest też w tej przestrzeni coś, co ogranicza i zawsze mnie jakoś ograniczało. Widoki gór były tak piękne, że nie miałem ochoty porównywać ich piękna rzeczywistego z pięknem malowanym, chodząc po muzeach. Zawsze się śmiałem z moich młodych kolegów artystów, którzy zachwycali się malarstwem, że na pewno nie widzieli Kiczory w zimie. Podczas moich wypadów w Alpy austriackie czy włoskie porównywanie między przestrzenią podhalańską a alpejską zawsze wypadało na niekorzyść tej drugiej. Czegoś mi tam brakowało.
[Alpy] są jak spod odkurzacza. Ni ma śmieci! A jak na szczycie Rysów zobaczy się konserwę, to od razu wiadomo, że to jest Polska. (...) Kiedyś spaliśmy w Tatrach, w Dolinie Jaworowej, pod taką skałą, koło której była kupa pudełek i konserw. Rano przyszły kozice i jedna trąciła puszkę po konserwie, i wszystko posypało się w dół ze strasznym łomotem. Myśmy się przestraszyli, zerwali i przy okazji nabiłem sobie wielkiego guza, bo tam było bardzo ciasno. Ale wtedy zrozumiałem: tak, to jest to! Oto Polska właśnie: kozica wśród konserw!"
Czytam te i inne hasła. I książki ks. Tischnera. I... zachwyt! Polecam
AZH