• Banner01_5x2_1920x512.png

2019 - Indochiny w obiektywie

Już wiele lat temu planowaliśmy wyjazd do Indochin - Angkor to było marzenie Dorotki. Wtedy nam nie wyszło - więc szukałem ciekawej propozycji wyjazdu. Horyzonty organizują w ten region fotowyprawy i jak tylko dostałem informację, że w tym roku wyprawa ma dojść do skutku to od razu się zapisaliśmy. Pomysł spodobał się też Tadkowi, z którym ostatnio byliśmy na rejsie na Karaibach. Planowana wyprawa miała na celu głównie zwiedzanie świątyni Angkoru (co było naszym najważniejszym celem) oraz zabytkowych miejsc w Laosie - Luang Prabang i Vang Vieng. Do tego kilkanaście godzin na krótkie spotkanie z Bangkokiem.

Kliknij miniaturkę aby powiększyć zdjęcie (1)

I tak 2-giego listopada ruszyliśmy z Warszawy via Helsinki do Bangkoku, w którym wylądowaliśmy następnego dnia około 7:30 rano. Po formalnościach lotniskowych dotarliśmy do hotelu, gdzie zostawiliśmy bagaże i ruszyliśmy najpierw na śniadanie a potem na krótkie zwiedzanie miasta.

Pierwszym celem była jedna z najstarszych buddyjskich świątyń w Bangkoku - świątynia Wat Arun (Świątynia Świtu). Świątynia jest położona na zachodnim brzegu rzeki Chao Phraya. Jej nazwa wywodzi się od hinduskiego bóstwa świtu - Aruna. Kompleks składa się z jednego głównego prangu (smukła wieża typowa dla architektury Khmerów, o fallicznym kształcie, z eliptyczną kopułą) o wysokości 104 metrów oraz czterech mniejszych wież, których wysokość wynosi od 80 do 85 metrów. Ściany świątyni udekorowane są tłuczoną porcelaną, pochodzącą z Chin, która używana była jako balast w łodziach krążących między Chinami a Tajlandią. Tym samym materiałem pokryte są chińskie posągi, stojące wokół Wat Arun.  Podstawę wieży zdobią cztery posągi boga Indry i jego słonia. Świątynia Wat Arun powstała w czasach królestwa Ayutthaya (lata 1350-1767) jako Wat Makok. Po upadku Ayutthayi, kiedy stolicę państwa przeniesiono do Thonburi, zmieniono nazwę świątyni na Wat Chaeng. Potem król Rama II rozpoczął przebudowę świątyni i przemianowano ją na Wat Arunratchatharam. Dzisiejszy jej kształt zawdzięczamy królowi Ramie IV, który przebudowę dokończył.

Kliknij miniaturkę aby powiększyć zdjęcie (1)

Architektura świątyni bardzo różni się od innych świątyń Bangkoku, a jej położenie nad brzegiem rzeki dodaje jej atrakcyjności. Po zwiedzaniu Wat Arun przepłynęliśmy łodzią na drugi brzeg rzeki do słynnego kompleksu świątynnego Wat Pho - do świątyni Odpoczywającego Buddy. Słynie on przede wszystkim z potężnego posągu leżącego Buddy. Pozłacana figura, mierząca 15 m wysokości i 46 metrów długości, ukazuje Wielkiego Mistrza w momencie osiągania nirwany. Cały posąg wykonano z wielką dbałością o szczegóły. Nam spodobały się stopy Oświeconego, na których przepięknie wygrawerowano starożytne symbole i inkrustowano je macicą perłową.

Kliknij miniaturkę aby powiększyć zdjęcie (1) (2)

Po spotkaniu z Odpoczywającym Buddą ruszyliśmy na zwiedzanie północnej części kompleksu. Na terenie kompleksu mieszczą się ponadto cztery chedi (wieże), symbolizujące trzech pierwszych władców państwa ( Ramie III poświęcone są dwie wieże). Są one pięknie dekorowane kolorowymi płytkami ceramicznymi. Rama III jest tu szczególnie ceniony ponieważ to on zatroszczył się o obecny kształt świątyni. Cały kompleks świątynny otaczają ogrody, zaś główny jego dziedziniec usiany jest drobnymi chedi i rzeźbami ukazującymi hinduskich pustelników. Spędziliśmy w świątyni czas do wieczora i mieliśmy okazję podziwiać ją w wieczornym świetle.

Kliknij miniaturkę aby powiększyć zdjęcie (1)

Po zwiedzaniu świątyni tuk-tukami wróciliśmy w okolice hotelu na kolację.

Kolejny dzień był przeznaczony na przejazd mikrobusami na granicę kambodżańską i dalej do położonego w pobliżu kompleksu Angkor miasta Siem Reap. Angkor to współczesna nazwa państwa Khmerów, które istniało w latach 802 - 1432, nazywanego również Imperium Angkoru, jako że obejmowało większość obszarów Półwyspu Indochińskiego. Kompleks zabytków Angkor tworzy duża liczba kamiennych budowli (miasta, zespoły świątynne, współczesny park archeologiczny) oraz tereny leśne i zbiorniki wodne obejmujące obszar ponad 400 km². Jest on wpisany na listę światowego dziedzictwa UNESCO i uważany za największe miasto świata z okresu przed rewolucją przemysłową. Szacuje się, że zamieszkiwało go ponad milion ludzi (Londyn miał wtedy około 50 tys. mieszkańców!). Uczeni do dziś spierają się co było powodem jego upadku - najnowsze teorie skłaniają się do problemów wywołanych katastrofalnymi suszami i zanikiem wiedzy o budowie i konserwacji systemów nawadniających. Inne teorie mówią, że to Tajowie napierani przez hordy chana Kubilaja przenieśli się bardziej na południe i podbili khmerskie królestwo. Dziś świątynie Angkor Wat i okoliczne są wielką atrakcją turystyczną - odwiedza je rocznie około 6 mln turystów.

Droga do granicy zajęła nam kilka godzin, a potem zaczęły się formalności. Na szczęście nie trwały za długo i udało nam się przekroczyć kambodżańską granicę. Jeszcze musieliśmy podjechać specjalnym autobusem do Poipet Tourist Passenger International Terminal (tak, tak,... zbudowano coś takiego i  z granicy obowiązkowym autobusem należy tam pojechać) skąd już zabrał nas wynajęty przez biuro mikrobus. Stamtąd jeszcze tylko jakieś dwie i pół godziny jazdy i wreszcie dotarliśmy do hotelu Ta Prohm położonego w samym centrum Siem Reap tuż obok Targu Nocnego.

Kliknij miniaturkę aby powiększyć zdjęcie (1)

Po krótkim odpoczynku, pojechaliśmy jeszcze zakupić bilety do Ankgor (62 USD na trzy dni od osoby !!!) i na nasz pierwszy zachód słońca w Angkor. Sławek wybrał na ten dzień świątynię Bakong z tzw. Grupy Roluos położonej około 13 km na wschód od centrum Siem Reap. Świątynie Grupy Roluos datuje się na wiek IX, są one zatem starsze o ok. 300 lat od Angkor Wat. Do świątyni dotarliśmy trochę za późno, ale jeszcze udało nam się zrobić kilka zdjęć. Bakong poświęcona Sziwie to jedna z pierwszych tzw. "świątyń - gór" charakterystycznych dla imperium Angkoru.

Kliknij miniaturkę aby powiększyć zdjęcie (1)

Po powrocie do hotelu udaliśmy się na zasłużoną kolację. Rankiem czekała nas bardzo wczesna pobudka jako że mieliśmy w planie wschód słońca nad Angkor Wat. Wstaliśmy o 4:30 !!! (ach te fotowyprawysurprised ), w ciemnościach dotarliśmy do celu i zajęliśmy strategiczną pozycję nad jeziorkiem, w którym miały odbijać się wieże świątyni Angkor Wat. Pozostało czekać na wschód słońca.

Angkor Wat i jego pięć iglic to znany na całym świecie symbol Kambodży. To wg wielu zwiedzających najbardziej olśniewający klejnot Imperium Angkoru. Fosa otaczająca świątynię ma wymiary 1,5 x 1,3 km i 90 metrów szerokości. Najwyższa z wież ma 65 m wysokości. Jeśli weźmiemy pod uwagę fakt, że Suriawarman II nakazał ją zbudować w XII wieku to musi to na każdym zrobić wrażenie. Konstrukcyjnie świątynia jest obrazem hinduistycznego świata ze świętą górą Meru w centrum, otoczoną niższymi szczytami, oraz dziedzińcami i fosami symbolizującymi kontynenty i oceany.

Wschód słońca nadszedł wink wraz z tłumami turystów - ale nam udało się zrobić fajne zdjęcia.

Kliknij miniaturkę aby powiększyć zdjęcie (1)

Zwiedzanie wnętrza zaplanowaliśmy na popołudnie - trzeba było bowiem uzupełnić nadwątlone siły. Wróciliśmy więc do hotelu na śniadanie, a po nim pojechaliśmy do jednej z najpiękniejszych świątyń -  Banteay Srei - zwanej "Cytadelą Kobiet". Banteay Srei jako jedyna z większych kompleksów została zbudowana nie przez króla lecz przez jego doradcę. Została oddana wiernym/kapłanom w 967 roku czyli zaledwie rok później niż Polska przyjęła chrzest. Ta świadomość powoduje, że miejsce onieśmiela jeszcze bardziej. Całość jest wzniesiona na planie niemal kwadratu, ma bowiem boki o długości 95x100 m. Otoczona jest potrójnymi murami i stawem pełniącym funkcje fosy między drugim i trzecim ciągiem murów. Są w nich tylko po dwie bramy: na wschód i zachód. Świątynia składa się z trzech masywnych części z czerwonego piaskowca: centralnej i dwu bocznych z pięcio-poziomowymi, zwężającymi się ku górze wieżami. Ogromne wrażenie robią wspaniale zachowane, niesamowicie delikatne płaskorzeźby i fryzy w czerwonym piaskowcu. Fantazyjne ornamenty oplatają religijne sceny. Bogowie, demony, węże, rośliny -  wszystko się ze sobą przeplata, uzupełnia, wszystko jest harmonijne i nie ma tu miejsca na przypadek. Byliśmy tą świątynią zachwyceni - tym bardziej, że o dziwo udało nam się uniknąć normalnych w tym miejscu tłumów turystów.

Kliknij miniaturkę aby powiększyć zdjęcie (1)

Po odwiedzinach w Banteay Srei wróciliśmy do kompleksu Angkor Wat, aby zwiedzić jej wnętrza i podziwiać świątynię tym razem w promieniach zachodzącego słońca. Do świątyni weszliśmy po grobli z balustradami w formie mitycznych węży naga. Wnętrza świątyni są wspaniałe - płaskorzeźby otaczające świątynię na pierwszym poziomie przedstawiają mityczne „Ubijanie oceanu mleka”, legendę, w której hinduskie bóstwa mieszają ogromne oceany w celu wydobycia eliksiru nieśmiertelności. To ubijanie zrodziło "apsary", hinduskich niebiańskich tancerzy, których można zobaczyć w wielu świątyniach. Inne płaskorzeźby wokół podstawy głównej świątyni przedstawiają wojny khmerskie, a na narożnych wieżach przedstawiono hinduskie bajki. Po zwiedzaniu wnętrza świątyni wróciliśmy nad staw aby spróbować zrobić zdjęcia wież Angkor Wat w promieniach zachodzącego słońca.

Kliknij miniaturkę aby powiększyć zdjęcie (1)

Ten bardzo długi dzień zakończyliśmy w knajpce nieopodal naszego hotelu wspominając wrażenia z odwiedzonych świątyń. Kolejny dzień ponownie poświęciliśmy na Angkor, ale tym razem pozwoliliśmy sobie na dłuższy sen wink. Opuściliśmy wschód słońca i po śniadaniu pojechaliśmy do kompleksu Angkor Thom. Angkor Thom - po khmersku "Wielkie Miasto" było ostatnią stolicą imperium. Zbudowano ją za panowania króla Jayavarmana VII w XII wieku n.e. Kompleks jest ogromny - zajmuje idealny kwadrat o boku 3 km x 3 km. Miasto otaczała szeroka na 100 m fosa. Przez wysokie na 8 m mury prowadziło do miasta pięć bram, każda o wysokości 20 m udekorowanych podobiznami trzygłowych słoni (to tajskie bóstwo erewan) oraz ogromnymi, kamiennymi twarzami symbolizującymi buddyjskie bóstwo Bodhisattva do których wzorcem była podobno twarz samego króla Jayavarmana. My weszliśmy w obręb kompleksu od południowej bramy.

Kliknij miniaturkę aby powiększyć zdjęcie (1)

Potem pojechaliśmy podziwiać słynny Taras Trędowatego Króla i Taras Słoni. Taras Słoni nazwę zawdzięcza realistycznym płaskorzeźbom słoni, które można zobaczyć na blisko 350 metrowej długości i niemal 4 metrowej wysokości ścianie. Pełnił on funkcję trybuny podczas audiencji, parad i widowisk. Tuż obok Tarasu Słoni znajduje się pochodzący również z XII wieku, wysoki na siedem metrów Taras Trędowatego Króla. Nazwa tarasu wywodzi się od znajdującego się na szczycie posągu tajemniczego króla. Spacerując wąskimi przejściami między zwałami ziemi a ścianami tarasu możemy podziwiać wspaniale zachowane płaskorzeźby pokrywające ściany.

Kliknij miniaturkę aby powiększyć zdjęcie (1)

Od tarasów, przez las skierowaliśmy się w stronę Świątyni Phimeanakas (Niebiański Pałac). Świątynia ta pochodzi z X wieku i była prywatną świątynią królewską. Teraz pochłania ją dżungla. Wędrując dalej przez dżunglę dotarliśmy do Świątyni Baphuon, poświęconej Sziwie i pochodzącej z XI w. Jest bardzo ładnie odrestaurowana, a wysokością ustępuje jedynie Angkor Wat. Nie wchodziliśmy do wnętrza bo śpieszyliśmy obejrzeć najwspanialszą świątynię w Angkor Thom - czyli Bayon.

Kliknij miniaturkę aby powiększyć zdjęcie (1)

Świątynia Bayon była oficjalną świątynią państwową. To druga po Angkor Wat najbardziej znana świątynia Imperium Angkoru. Słynie przed wszystkim z ogromnych rzeźb tajemniczych twarzy. Umieszczone na 37 wieżach (kiedyś było ich 54) siedmiometrowe rzeźby spoglądają w cztery strony świata uśmiechając się tajemniczo. Symbolizują Bodhisattwę Avalokiteśwarę - Pana Patrzącego w Dół. Niektórzy badacze sądzą, iż pierwowzorem twarzy był sam Jayavarman VII. Centralna Świątynia jest okrągła, a nie jak w większości świątyń tego okresu - kwadratowa. Otoczona jest dwiema kwadratowymi galeriami, których ściany pokrywają płaskorzeźby (jest ich łącznie 11 000) przedstawiające w obrazowy i realistyczny sposób historyczne opowieści Khmerów oraz życie codzienne w XII wiecznej Kambodży.

Kliknij miniaturkę aby powiększyć zdjęcie (1) (2)

Z Bayon pojechaliśmy do słynnej świątyni Ta Prohm ( Przodek Brahmy) - słynnej przede wszystkim z tego że służyła za plan filmu 'Lara Croft - Tomb Raider' z Angeliną Jolie. Niestety popularność przekłada się też na ilość turystów, szczególnie chińczyków, którzy nie patrząc na nic bardzo przeszkadzają w fotografowaniu. Ale dajemy radę smile. Świątynię kazał zbudować w 1186 roku Jayavarman VII na cześć swojej matki. Wznosi się na planie prostokąta o powierzchni 1000 na 600 m. Otaczają ją cztery pasy murów. Wszystko porasta soczysta dżungla z koronami drzew wznoszącymi się wysoko nad najwyższymi szczytami budowli. Szare korzenie wciskają się, jak węże, między skalne bloki konstrukcji, spływają jak kaskady po dachach i ścianach budynków. Trzeba przyznać że robi to niesamowite wrażenie.

Kliknij miniaturkę aby powiększyć zdjęcie (1)

Na koniec, pełni wrażeń pojechaliśmy jeszcze na zachód słońca do świątyni Pre Rup. Jest poświęcona Sziwie, a dzięki położeniu na 60-cio metrowym wzgórzu jest świetnym miejscem do podziwiania zachodu słońca nad Angkorem. Świątynię kazał zbudować król Rajendravarman II w X wieku. Ma kształt piramidy składającej się z kilku poziomów. Ostatnia kwadratowa piramida wznosi się na 3 poziomach do 35 metrowej platformy na szczycie. U góry pięć wież ustawiono w kwadracie, po jednej na rogach i jedną w środku.

Kliknij miniaturkę aby powiększyć zdjęcie (1)

To było nasze ostatnie spotkanie ze świątyniami Angkoru. W kolejny dzień po śniadaniu pojechaliśmy nad jezioro Tonle Sap. To największe jezioro na Półwyspie Indochińskim. Bardzo zmienne pod względem stanu wody w zależności od pory roku; powierzchnia waha się od ok. 2,5 tys. w porze suchej do ok. 15 tys. km² w porze deszczowej. W porze deszczowej Mekong wtłacza do jeziora swoje wody zasilając go także w wiele gatunków ryb. Głębokość jeziora wynosi od 0,2 do 14 m. Na jeziorze odbyliśmy wycieczkę do wioski rybackiej na palach i mieliśmy okazję popływać po lesie namorzynowym łodziami kierowanymi przez kobiety, które z różnych względów muszą się utrzymać same. W wioskach znajdziemy i sklep, i świątynię, i szkołę, i nawet… komisariat policji! Widzieliśmy nawet kościół katolicki. W wioskach na jeziorze cała społeczność żyje w domkach czasem opierających się na beczkach lub fragmentach łodzi albo w domach na palach. Tam pracują, żyją, chowają dzieci, chodzą do szkoły.

Kliknij miniaturkę aby powiększyć zdjęcie (1) (2)

Po wycieczce na jezioro pojechaliśmy na lotnisko i pożegnaliśmy Kambodżę. Naszym celem było Luang Prabang w Laosie. Lot wietnamskimi liniami (bardzo porządne) trwał nieco ponad godzinę potem lotniskowe formalności wizowe (31 USD) i wieczorem zameldowaliśmy się w hotelu. Laos położony jest na Półwyspie Indochińskim. Sąsiaduje z: Tajlandią, Kambodżą, Wietnamem, Chinami oraz Birmą. Niemal w całości porośnięty jest lasem. Przez kraj przepływa rzeka Mekong, nad którą leży stolica – Wientian oraz wpisane na listę UNESCO Luang Prabang. Luang Prabang słynie z porannej procesji mnichów. Codziennie o wschodzie słońca mnisi wyruszają zbierać dary od wiernych. Wierni klęczą wzdłuż ulicy, przed sobą na matach mają dary – ryż, owoce, słodycze. I tak ulice miasta o wschodzie słońca nabierają pomarańczowego koloru od szat mnichów. Niestety w praktyce trochę psują tę sielankę turyści koniecznie chcący zrobić mnichom jak najlepsze zdjęcia. My, niestety też się do tego tłumu dopięliśmy - chociaż i ja i Dorota bardzo unikamy nachalności i raczej staramy się robić zdjęcia dyskretnie.

Kliknij miniaturkę aby powiększyć zdjęcie (1) (2)

Po procesji wróciliśmy na śniadanie, przechodząc nad Mekongiem i spacerując malowniczymi uliczkami Luang Prabang.

Kliknij miniaturkę aby powiększyć zdjęcie (1)

Po śniadaniu pojechaliśmy oglądać wodospady Kuang Si. Leżą około 30 km od Luang Prabang i są sporą atrakcją turystyczną. Po dojechaniu na miejsce i zakupie biletów (20 tys. KIP) za radą Sławka poszliśmy odwrotnie niż większość turystów - tzn. drogą dojazdową do głównego wodospadu a potem wzdłuż rzeki i kaskad w dół na parking. Sam wodospad - o wysokości 60 m -  jak i kaskady turkusowej wody i oczek wodnych wyglądają bardzo malowniczo. Na końcu turystycznej ścieżki jest jeszcze schronisko dla niedźwiedzi uratowanych z rąk kłusowników i przemytników. Całość jest położona wśród bujnej roślinności. Pełni wrażeń dotarliśmy do parkingu, gdzie kwitło życie. Mnóstwo sklepików z ubraniami, owocami i różnymi smakołykami. Roztaczające się zapachy i widok pyszności z grilla spowodował, że i my się skusiliśmy na lokalne przysmaki.

Kliknij miniaturkę aby powiększyć zdjęcie (1)

Po powrocie poszliśmy zwiedzać Luang Prabang. Zaczęliśmy od najczęściej odwiedzanej, położonej nad brzegiem Mekongu świątyni Wat Xieng Thong tzw. Świątyni Złotego Miasta. Wzniesiona w 1560 roku przez króla Setthathirath’a świątynia jest ze swoim niskim, rozłożystym dachem typowym przykładem laotańskiej architektury. Od początku istnienia do 1975 roku, świątynia pełniła funkcję świątyni królewskiej. Na cały kompleks świątynny składa się 20 budynków, w tym królewska kaplica, cele mnichów, stupy z relikwiami.

Kliknij miniaturkę aby powiększyć zdjęcie (1)

Po zwiedzaniu świątyni zeszliśmy nad Mekong żeby zrobić zdjęcia w zachodzącym słońcu. My jeszcze zafundowaliśmy sobie wycieczkę łodzią po rzece.

Kliknij miniaturkę aby powiększyć zdjęcie (1)

Następnego dnia rano odwiedziliśmy jeszcze raz targ spożywczy na którym można było oglądać wszystko czym handlują laotańczycy - a było różności wiele - np. żywe żaby różnych rozmiarów, ślimaki, kraby, oczywiście wiele różnych warzyw i owoców.

Kliknij miniaturkę aby powiększyć zdjęcie (1) (2)

Około 10-tej ruszyliśmy samochodem na południe do Vang Vieng. Droga prowadziła przez góry. Na niektórych odcinkach była w budowie. Po kilku godzinach dojechaliśmy do miejscowości Ban Phat Thang i mostu na rzece  Nam Song River. Widoki z mostu były bardzo ładne, a jeszcze dodatkowo obok mostu na wysokim brzegu była świątynia Wat Pho Karm Chai Mong Kol  z której roztaczały się fajne widoki na miasteczko i okoliczne góry.

Kliknij miniaturkę aby powiększyć zdjęcie (1) (2)

Po przyjeździe do Vang Vieng i rozlokowaniu się w hotelu poszliśmy nad rzekę Nam Song podziwiać rzekę i góry w zachodzącym słońcu.

Kliknij miniaturkę aby powiększyć zdjęcie (1)

Kolejny dzień rozpoczęliśmy od sesji fotograficznej o wschodzie słońca. Niestety pogoda nie była najlepsza. Potem pojechaliśmy do wodospadów Kenlon Waterfall i Kaeng Nyui Waterfall. Wodospady położone są w zielonym, bujnym lesie. Kenlon jest niewielki - jakieś 5 metrów ale Kaeng ma około 30 metrów wysokości.

Kliknij miniaturkę aby powiększyć zdjęcie (1) (2)

Po odwiedzeniu wodospadów pojechaliśmy górskimi drogami w głąb doliny otaczającej Vang Vieng, a na koniec dnia zafundowaliśmy sobie lot balonem nam miasteczkiem (80 USD/osobę)

Kliknij miniaturkę aby powiększyć zdjęcie (1)

Następnego dnia mieliśmy opuścić Laos. Czekała nas jazda mikrobusem do miejscowości Dongphosy  w pobliżu Vientiane na granicę tajlandzko-laotańską. Zanim przekroczyliśmy granicę zwiedziliśmy jeszcze Buddha Park. Park zwany jest także Miastem Dusz. Znajduje się tam ponad 200 posągów Buddy wykonanych z surowego betonu, od czasu do czasu ozdobionych porcelanowymi skorupami bądź szkiełkami. Park stworzony został przez duchowego przywódcę Bunleua ​​Sulilat w drugiej połowie XX wieku. Oprócz wizerunków Buddy są tutaj także rzeźby antropomorficzne, demony i zwierzęta, i wiele innych hinduskich bogów.

Kliknij miniaturkę aby powiększyć zdjęcie (1) (2)

Po odwiedzinach w Buddha Park pojechaliśmy na granicę i po krótkich formalnościach przekroczyliśmy Mekong po moście przyjaźni laotańsko-tajlandzkiej. Już po tajlandzkiej stronie po burzliwych targach z kierowcami tuk-tuków pojechaliśmy na dworzec kolejowy w Nong Khai skąd nocnym pociągiem sypialnym udaliśmy się do Bangkoku.

Kliknij miniaturkę aby powiększyć zdjęcie (1)

Około 6:30 rano dotarliśmy do Bangkoku. Mikrobusy już na nas czekały, niestety w hotelu mogliśmy tylko zostawić bagaże jako że pokoje były dostępne dopiero o 14-tej. Po śniadaniu pojechaliśmy więc na targ kwiatowy Pak Khlong Talat. To głównie targ hurtowy i oprócz kwiatów pełno na nim różnego rodzaju warzyw.

Kliknij miniaturkę aby powiększyć zdjęcie (1) (2)

Kolejnym etapem był spacer główną ulicą chińskiej dzielnicy. Początki tej dzielnicy sięgają aż 1782 roku. Chinatown znajduje się w jednej z najstarszych części Bangkoku. Założyli je chińscy kupcy, którzy przybyli to Tajlandii, aby handlować z mieszkańcami. Chinatown w Bangkoku dzięki temu, iż nie uległo modernizacji i różnego rodzaju ulepszeniom zachowało swój unikatowy charakter i autentyczność. Ulica Yaorawat jest wyjątkowo kolorowa, chaotyczna i zatłoczona przez pieszych, kupujących i sprzedawców wymieniających złoto lub sprzedających tekstylia, części samochodowe, trumny, elektronikę, śruby i nakrętki, płetwy rekina, medycynę tradycyjną, herbatę i ogromny wybór żywności. Na mnie największe wrażenie zrobiły warsztaty mechaniczne w bocznych zaułkach obok których piętrzyły się góry złomu, kół zębatych, rur, przekładni itp. W końcu dotarlismy do hotelu River Vibe na dachu którego jest bar z widokiem na miasto. Tam odpoczęliśmy przy piwku i sokach.

Kliknij miniaturkę aby powiększyć zdjęcie (1) (2) (3)

Po obiadku w chińskim ulicznym barze wróciliśmy do hotelu na krótki, dwugodzinny odpoczynek i trzeba było się zbierać na lotnisko. Po drodze jeszcze odwiedziliśmy fotograficznie Benjakiti Park w dzielnicy Sumkhumvit, gdzie Sławek obiecywał najlepsze widoki na wieżowce Bangkoku. W parku dominuje dość duże jezioro, dookoła którego prowadzą ścieżki spacerowe i rowerowe. Pełno tam kolorowych kwiatów a wieżowce rzeczywiście ładnie przeglądają się w tafli jeziora. Szczególnie po zachodzie słońca, kiedy rozświetlają je neony i reklamy.

Kliknij miniaturkę aby powiększyć zdjęcie (1)

To było nasze pożegnanie z Bangkokiem - z parku pojechaliśmy na lotnisko i via Helsinki wróciliśmy do kraju. Było ciekawie, Angkor naprawdę nie jest przereklamowany i robi wielkie wrażenie. Krajobrazy Laosu pokazują jak kiedyś wyglądały Indochiny, a Bangkok poraża ruchem, hałasem i gwarem.

Dorota i Jurek

*) W artykule wykorzystano zdjęcia Jurka (1), Tadka (2) i Przemka (3)

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

We use cookies
Ta strona korzysta z plików cookies. Używamy plików cookies wyłącznie do analizowania ruchu na naszej stronie. Nie zamieszczamy reklam, nie wymagamy logowania, nie zbieramy żadnych innych danych osobowych. Korzystając z naszej strony internetowej, zgadzasz się, że możemy umieszczać tego rodzaju pliki cookie na Twoim urządzeniu.