• Banner01_5x2_1920x512.png

Japonia - Kwitnienie Wiśni

Część I - Tokio, Kamakura, Fuji, Nara

Jedni mówią, że Japonia jest ładniejsza gdy kwitną wiśnie, a drudzy, że w czasie czerwienienia klonów. Postanowiliśmy to sprawdzić w tym roku i podzieliliśmy się: dla mnie kwitnące wiśnie a dla Jurka kolorowe klony.

Japonia - jaka ona będzie, biała czy różowa? Czy trafimy na ten właściwy moment rozkwitu i czy rzeczywiście warto? To były pytania przed, a po … już wiemy warto było!!!!!

Do Beatki zadzwoniłam gdzieś na początku lutego. Ku mojej radości Beatka zapaliła się do wyjazdu i w marcu 2015 via Wiedeń – wylądowaliśmy na lotnisku Narita w Tokio.

 

Trasa lotu AUA51 - Wiedeń - Tokio

Odległość robi wrażenie, a lot trwał ponad 11 godzin. W Tokio powitał nas rześki poranek a my jak zwykle w takiej sytuacji nie udajemy się do hotelu tylko na całodniowe zwiedzanie – trzeba zwalczyć "jet lag" (czyli - zespół nagłej zmiany strefy czasowej).

Pierwsze kroki w Tokio razem z 10 osobową grupką pod przewodnictwem wspaniałej Natalii i Mishiko San skierowaliśmy się do ogrodu pałacowego niedaleko Pałacu Cesarskiego. Otoczone fosą i podwójnymi murami  stanowiły niegdyś ogrody przylegające do gigantycznego Zamku Edo zbudowanego przez szogunów Tokugawa. Zamku Edo nie odbudowano po pożarze, ale ogromne kamienne fundamenty i mury wewnętrzne – układane z gigantycznych kamieni, idealnie dopasowanych do siebie bez żadnej zaprawy robią wrażenie. W cieniu murów nieśmiało otwierały się pąki wiśni. Jeszcze chwila i będzie jak w bajce.

 Kliknij miniaturkę aby powiększyć zdjęcie

By trochę uporządkować sobie gdzie jesteśmy postanowiliśmy wyjechać na punkt widokowy na telewizyjnej wieży Tokio Tower. Wieża ta jest wzorowana na wieży Eiffla w Paryżu, ma 333 metry, czyli kilka metrów więcej niż wzorzec jednak z uwagi na otoczenie drapaczy chmur wcale nie robi wrażenia takiej wysokiej budowli.

 

 Kliknij miniaturkę aby powiększyć zdjęcie

Przemiłe Japonki powitały nas z uśmiechem i ukłonem, sprzedały bilety i mogliśmy wyjechać na górę, a tam w dole ogromne Tokio z drapaczami chmur z jednej strony i niewielkimi z tej wysokości świątyniami, cmentarzami i parkami. Szczęście nam dopisało i mogliśmy zobaczyć nawet oddalony o ponad 100 km szczyt Fuji-san, najwyższej góry Japonii. Nieźle!!!

Dla osób odpornych na wysokości umieszczono w podłodze dwa szklane okna, czyli Tokio pod stopami. Okna nie są duże, ale jak na pomysł z 1958r., kiedy to wybudowano Tokio Tower to całkiem, całkiem.

 

 Kliknij miniaturkę aby powiększyć zdjęcie

Wreszcie czas na wiśnie i ……są! Spacer po parku Shinjuku Gyoen wprowadził nas w klimaty Sakury. Piękne kwiaty, zapach i grupki piknikujących Japończyków w oczekiwaniu na kolejne obrazy coraz mocniej i mocniej rozkwitających drzew. Koło kwitnących wiśni nie przechodzi się obojętnie!!!!!!!!!!

 

 Kliknij miniaturkę aby powiększyć zdjęcie

Niedaleko od Tokio, zaledwie 50 kilometrów, leży prześliczna miejscowość Kamakura. Pojechaliśmy tam pociągiem. Fajne przeżycie. Zatłoczone dworce, na peronach oznaczone miejsca, gdzie zatrzymają się drzwi i oczywiście od razu namalowane linie jak też ta kolejka winna się ustawić. W bardziej zatłoczonych miejscach wyznaczone są też wagony dla kobiet, by nie były narażone na nieprzyjemne obmacywania w tłoku.

 Kliknij miniaturkę aby powiększyć zdjęcie

W porównaniu do Tokio Kamakura wydała nam się cicha i przytulna. Klimatycznymi uliczkami dawnej siedziby rządu szogunów w latach 1192 do 1333 dotarliśmy do pierwszej świątyni.  Świątynia Hase jest poświęcona jedenastogłowej bogini miłosierdzia, Kannon. Położona jest na wzgórzu w pięknym ogrodzie z niezliczonymi posążkami Jizo, opiekuna dzieci. Natalka opowiadała nam, jak to dawniej stawiano je, aby prosić o opiekę. Dzisiaj upamiętniają one dzieci nienarodzone

 Kliknij miniaturkę aby powiększyć zdjęcie

Przy każdej napotkanej przez nas świątyni jest miejsce, gdzie można dowiedzieć się czegoś o swoim przeznaczeniu, czyli wrzuca się pieniążek i losuje wróżbę. Jeśli wróżba nam odpowiada to zabieramy ją ze sobą a jeśli nie do zawiązujemy je na odpowiednio przygotowanych stojakach (może dla kogoś innego to będzie dobra wróżba). Można próbować do skutku

 Kliknij miniaturkę aby powiększyć zdjęcie

Z tarasu świątyni roztacza się wspaniały widok na zatokę

 Kliknij miniaturkę aby powiększyć zdjęcie

Dotarliśmy do Wielkiego Buddy jednej z głównych ikon Japonii. Kiedyś Budda znajdował się w ogromnym pawilonie, jednak parokrotnie tsunami go niszczyło. Budda zawsze ocalał.  Po tsunami w XV w. zdecydowano, że widocznie los chce by stał na wolnym powietrzu i od tej pory jest prawdziwą ozdobą ogrodu świątyni Kōtoku-in. Wykonana z brązu siedząca postać Buddy ma razem z kamiennym postumentem ponad 13 m wysokości. Figura jest pusta w środku. Podobno waży ponad 90 ton

 Kliknij miniaturkę aby powiększyć zdjęcie

Po krótkim spacerze, ścieżką ciągnącą się przez miasto poprzecinane przez czerwone torii dotarliśmy do szintoistycznego Chramu Tsurugaoka Hachiman z 1063 r. podziwiając po drodze pięknie kwitnące i pachnące wiśnie.

Przed najważniejszą częścią miejsce gdzie należy zaczerpnąć wody, w odpowiedniej kolejności obmyć ręce i usta. Kawałek dalej rzędy beczek po sake podarowanej w ofierze bóstwu.

 Kliknij miniaturkę aby powiększyć zdjęcie

Czczonym tutaj bóstwem jest Hachiman bóstwo wojny i opiekun narodu japońskiego oraz patron rodziny Minamoto i samurajów.

Główne budynki świątyni znajdują się na wzniesieniu, tak, więc i my wspięliśmy się po schodach. Z góry roztacza się niesamowity widok.

Zwyczajowo Japończycy przychodzą tutaj, gdy dziecko ukończy pierwszy miesiąc życia.

 Kliknij miniaturkę aby powiększyć zdjęcie

Rankiem następnego dnia, wybraliśmy sie do położonego w parku leśnym sanktuarium cesarza Meji. Drzewa do tego parku zostały podarowane przez ludzi z całej Japonii. Przez ogromną bramę torii przeszliśmy ze strefy profanum do sakrum.

Po drodze oprócz ofiarnych beczek po sake, beczki po francuskim winie, które podobno cesarz uwielbiał.

 Kliknij miniaturkę aby powiększyć zdjęcie

Świątynia była wybudowana na początku XX wieku, jednak została zniszczona podczas bombardowania Tokio w czasie II wojny światowej. Obecna wierna replika została wykonana w 1958r. Jest to świątynia shintoistyczna. Do shinto nie można przystąpić zapisując się  dlatego, że wiara ta ogranicza liczbę swoich wyznawców do wybranego przez bóstwa narodu japońskiego. Japończycy wierzą, że to właśnie oni są pod opieką bóstw, które stworzyły Japonię i od tysięcy lat sprawują nad nią władzę.

 Kliknij miniaturkę aby powiększyć zdjęcie

Meijijing jest obecnie ulubionym miejscem nowożeńców. Mieliśmy szczęście i spotkaliśmy orszak ślubny.

Kliknij miniaturkę aby powiększyć zdjęcie

Po drodze do kolejnego historycznego miejsca przeszliśmy ulicami gdzie młodzież kupuje różne ciuchy na różne okazje. Japończycy uwielbiają się przebierać

 Kliknij miniaturkę aby powiększyć zdjęcie

Dla kontrastu przeszliśmy się ulicami dedykowanymi dla najbogatszych. Wrażenie zrobił na nas wspaniale architektonicznie rozwiązany dom towarowy przerobiony z dawnych mieszkań.

 Kliknij miniaturkę aby powiększyć zdjęcie

Do świątyni Kannon-sama (Sensoji) dotarliśmy autokarem. Według legendy, w roku 628 dwaj bracia wyłowili z rzeki Sumida posąg Kannon, bogini miłosierdzia. Budowę tej poświęconej Kannon świątyni ukończono w 645r. Dzisiaj jest ona najstarszym obiektem sakralnym w Tokio. Na tereny świątynne weszliśmy przez Bramę Gromów i przez ok. 200 metrową drogę zwaną Nakamise wśród sklepików i straganów z pamiątkami dotarliśmy do głównego wejścia.

W bramie i przy świątyni zwracają uwagę lampiony. Ten w bramie głównej podarowany został przez firmę Panasonic. Ponadto na bramie wisi specjalna słoma, która ściąga z wchodzących złą energię.

Obok świątyni stoi piękna pięciopiętrowa pagoda. Zapach kadzideł, szum wody, odgłosy dzwonków i te wiśnie........

 Kliknij miniaturkę aby powiększyć zdjęcie

I jeszcze widok z 32 piętra budynku informacji turystycznej na tereny Sensoji .

 Kliknij miniaturkę aby powiększyć zdjęcie

Chwila czasu, więc dotarliśmy nad rzekę Sumida. Tu wiśnie jeszcze w pąkach, ale za to widok na drugą stronę rzeki na Tokijską wieżą telewizyjną Tokyo SkyTree – „Tokijskie niebiańskie drzewo”, która ma 634 metry (dla porównania Shanghai Tower ma tylko 632 metry) i budynek browaru Asahi był wart zobaczenia.

 Kliknij miniaturkę aby powiększyć zdjęcie

Pełen wrażeń dzień zakończyliśmy spacerem po parku Ueno. Wiśnie w pełnym rozkwicie, a pod wiśniami fetujący Japończycy bo przecież to czas oczekiwanej Sakury.

 Kliknij miniaturkę aby powiększyć zdjęcie

Cóż by to był za wypad do Japonii gdyby nie było bliższego spotkania z Fuji-san. Z parku narodowego Fuji to już naprawdę blisko. Fuji-san to owiany legendami najwyższy szczyt Japonii (3776 m n.p.m.). Wspaniale nam się zaprezentował ten perfekcyjnie symetryczny stożek wulkaniczny. Ostatnio aktywny był w 1707 r.

 Kliknij miniaturkę aby powiększyć zdjęcie

Przez malownicze Hakone dojechaliśmy do stacji kolejki linowej, która wywiozła nas do Owakudami czyli Doliny Wielkiego Wrzenia. Powitał nas zapach siarki. Wszędzie widać unoszące się wyziewy. Wspięliśmy się stromą ścieżką do tych wyziewów i tu niespodzianka. W bulgocących gejzerkach gotowane są jajka tzw. Kuro tamago, które  po ugotowaniu w tutejszych gorących źródłach nabierają czarnego koloru. Oczywiście skusiliśmy się na ten przysmak, szczególnie, że ponoć każde zjedzone jajko dodaje siedem lat życia. My z Beatką zjadłyśmy po dwa i pół, bo Japończycy wszystko sprzedają po pięć, smakowały wyśmienicie. Podobno można zjeść tylko dwa, bo kolejne ujmują darowane lata. Tak więc pewnie dodało nam tylko 7 + 3,5.

Dla leniwych, którym nie chce się podejść do gejzerów jajka dostarczane są specjalnym wagonikiem linowym. Białe jajka do góry, a czarne w dół i tak cały dzień.

 Kliknij miniaturkę aby powiększyć zdjęcie

W optymistycznym nastroju zjechaliśmy do przystani nad jeziorem Ashi. Tam wsiedliśmy na statek przypominający żaglowiec z czasów Wielkich Odkryć Geograficznych i przepłynęliśmy jezioro podziwiając ładne góry wokół i malownicze miejscowości na brzegu wraz z torii na wodzie.

Kliknij miniaturkę aby powiększyć zdjęcie

Późnym popołudniem dojechaliśmy do hotelu na półwyspie Izu. Był to tradycyjny hotel japoński czyli ryokan Ciekawie się stąpa po tatami, śpi na matach i celebruje herbatę przy niskim stole. Ciekawostką były specjalne kapcie wyłącznie do poruszania się po toalecie. Po tatami oczywiście chodzi się boso.

 Kliknij miniaturkę aby powiększyć zdjęcie

Czekała nas jeszcze bardzo tradycyjna kolacja, na którą przyszliśmy ubrani w japońskie szlafroki yukata. Japończycy po prostu odpoczywają przez cały czas pobytu w hotelu.

Kliknij miniaturkę aby powiększyć zdjęcie

Po kolacji grupowe zdjęcie pod wiśnią i chętni mogli zażyć kąpieli w onsenie - tradycyjnej japońskiej łaźni.

Kliknij miniaturkę aby powiększyć zdjęcie

Wypoczęci rankiem pojechaliśmy do Mishimy skąd startują shinkanseny – superszybkie pociągi do Kioto. Kolejna gratka, bo przecież Japonia była pierwszym krajem, który rozpoczął prace nad systemem kolei dużych prędkości. Pierwszy odcinek, pomiędzy Tokio i Osaką oddano do użytku 1 października 1964 roku. Dzisiaj shinkanseny jeżdżą na wielu trasach przewożąc miliony podróżnych rocznie. Istnieje wiele modeli – nasz podobny był do delfina. W środku cicho, żadnego telepania! Jechaliśmy z prędkością ok. 260 km/h. Niestety na wyświetlaczach nie podaje się prędkości.

Z Kioto zrobiliśmy sobie krótki wypad do Nary. Trochę mżyło, ale humory dopisywały. Z dworca podjechaliśmy taksówkami do parku Nara gdzie zaczepiały nas daniele prosząc o coś dobrego do zjedzenia.

Kliknij miniaturkę aby powiększyć zdjęcie

Po zabawie z danielami weszliśmy na tereny buddyjskiego kompleksu świątynnego Todaiji. Przez wielką bramę przeszliśmy do głównego pawilonu hondō, zwanego Daibutsu-den – domem wielkiego Buddy. Jest to największy na świecie drewniany budynek, pomimo że po rekonstrukcji w 1709 r. został zmniejszony o 1/3. Jego wysokość sięga 48 m, długość 57 m, a szerokość 50 m.

Kliknij miniaturkę aby powiększyć zdjęcie

W środku znajduje się wielki (16,2 m) posąg Buddy. Jest to największy posąg z brązu na świecie. Sama głowa ma 5,3 m wysokości. W jednym z filarów jest wyżłobiony otwór wielkości dziurki od nosa Buddy. Kto się przez niego przeciśnie dozna wiecznej szczęśliwości. Naszej Ani się udało!

Kliknij miniaturkę aby powiększyć zdjęcie

Spacerkiem pod górę podeszliśmy do kolejnych zabudowań świątynnych, by po jakimś czasie dotrzeć do shintoistycznego sanktuarium Wielkiego Chramu Kasuga z VIII w.

Do chramu prowadzi droga, po bokach której postawiono mnóstwo kamiennych latarni wotywnych. Porośnięte mchem wprawiają w specyficzny nastrój. Latarnie zapalane są tylko dwa razy w roku: w lutym z okazji święta wiosny, oraz 15 sierpnia, podczas święta o-bon coś w rodzaju naszych zaduszek, z tym, że tutaj jest to święto radosne, bo przecież to czas gdy duchy przodków powracają na Ziemię, aby odwiedzić swoich krewnych.
Podobno iluminacja wygląda wspaniale.

Kliknij miniaturkę aby powiększyć zdjęcie

Pełni wrażeń wróciliśmy do Kioto, a że był to już wieczór przyszło nam zobaczyć rozświetlony dworzec kolejowy z końca XX w., który należy do najwybitniejszych dzieł współczesnej architektury kolejowej na świecie. Zaprojektował go Hiroshi Hara wybitny japoński projektant.

Kliknij miniaturkę aby powiększyć zdjęcie

 
Dorota
We use cookies
Ta strona korzysta z plików cookies. Używamy plików cookies wyłącznie do analizowania ruchu na naszej stronie. Nie zamieszczamy reklam, nie wymagamy logowania, nie zbieramy żadnych innych danych osobowych. Korzystając z naszej strony internetowej, zgadzasz się, że możemy umieszczać tego rodzaju pliki cookie na Twoim urządzeniu.