• Banner01_5x2_1920x512.png

Mazury Zachodnie w zimowej odsłonie - Wzgórza Dylewskie

 

Dla kontrastu z niedawno odbytą wyprawą na Saharę, gdzie było ciepło, kolorowo, całkowicie na łonie natury i bez kontaktu z cywilizacją, zaplanowaliśmy wypad do jednego z hoteli SPA Ireny Eris. Wybraliśmy Wzgórza Dylewskie i 5-tego stycznia udaliśmy się w podróż. Do celu dotarliśmy wieczorem po przejechaniu ponad 600 km. Pani Zima zapewniła nam wspaniałe, zimowe pejzaże.

Kliknij miniaturkę aby powiększyć zdjęcie

W centrum SPA było nieźle: Baseny, sauny, jacuzzi, gabinety masażu i kosmetyczne, dobre restauracje i bary. Można tu spędzać całe dnie, ale trafiliśmy na tak piękną pogodę, że grzechem by było nie odwiedzić chociaż kilku zakątków pięknych Mazur Zachodnich. Nasz hotel też nieźle prezentował się w zimowej szacie.

Kliknij miniaturkę aby powiększyć zdjęcie

Po drodze na Górę Dylewską na dzień dobry spotkaliśmy konie, na których przy bardziej sprzyjającej aurze można sobie pokłusować po okolicach.

Kliknij miniaturkę aby powiększyć zdjęcie

Na terenie ośrodka jest też paśnik dla danieli.

Kliknij miniaturkę aby powiększyć zdjęcie

Ścieżka na Dylewską Górę poprowadzona jest bardzo malowniczo, a oblodzone gałęzie i ośnieżone pnie drzew dodawały uroku. Spacer był bardzo przyjemny, no i zdobyliśmy szczyt! Dylewska Góra jest najwyższym wzniesieniem Wzgórz Dylewskich i jednocześnie całej północno-wschodniej Polski (312 m n.p.m.). Na szczycie jest 37 metrowa leśna wieża obserwacyjna. Niestety turystycznie niedostępna. Na szczęście nieopodal znajduje się drewniana wieża widokowa, co prawda dużo niższa, ale widoki z niej są całkiem niezłe. Nieco dalej przekaźnikowa stacja telewizyjna. Do hotelu wróciliśmy ścieżką przez Wysoką Wieś ciesząc się zimowymi pejzażami.

Kliknij miniaturkę aby powiększyć zdjęcie

Miejsce bitwy pod Grunwaldem zaczęliśmy od zwiedzania nowoczesnego muzeum prezentującego oryginalne zabytki po wielkiej bitwie z dnia 15 lipca 1410 roku, która według Roczników Jana Długosza odbyła się między wsiami Grunwald, Stębark, Łodwigowo. Budynek nowego muzeum znajduje się dokładnie pośrodku tego trójkąta, a więc, według dawnych pisarzy, w samym epicentrum bitwy. Ekspozycja jest zajmująca i ciekawa. Oprócz znalezisk takich jak np. monety, fragmenty zbroi i broni znajduje się tu wiele makiet, opisów i figur pozwalających wyobrazić sobie atmosferę tamtych dni, przywódców i ich stroje. Prezentacje multimedialne powodują, że wystawa jest zajmująca dla dorosłych i dla dzieci. Dla ułatwienia sobie zwiedzania zakupiliśmy audio przewodnik (7 zł). Ponieważ trafiliśmy tu w poniedziałek to wejście do muzeum było darmowe.

Kliknij miniaturkę aby powiększyć zdjęcie

Po zwiedzeniu muzeum wyszliśmy na pola bitwy, gdzie połączone wojska polsko-litewskie pod wodzą króla Władysława Jagiełły ze strony polskiej i księcia Witolda ze strony litewskiej, starły się z wojskami zakonu krzyżackiego dowodzonego przez wielkiego mistrza Ulryka von Jungingen. Walka skończyła się pogromem krzyżaków. Pomimo zupełnie innej aury niż pamiętnego lipca (trzaskający mróz, -16 stopni Celsjusza + wiatr) przypominał się obraz J. Matejki i powieść „Krzyżacy” H. Sienkiewicza.

Podeszliśmy na niewielkie wzniesienie pod granitowy obelisk, obok którego ustawiono 11 trzydziestometrowych masztów symbolizujących sztandary polskie i litewskie chorągwie. Makieta przedstawiająca układ wojsk tuż przed bitwą znajdująca się przed amfiteatrem była niestety nieco zalodzona, a muzeum sztuki nieczynne (może dlatego, że był to poniedziałek). Nieopodal znajdują się ruiny dawnej kaplicy, a dalej pięciometrowy kopiec Jagiełły.

Na terenie ustawiono jeszcze kilka monumentów takich jak np. ciosy granitowe, które ocalono ze zburzonego przez Niemców Pomnika Grunwaldzkiego w Krakowie we wrześniu 1939 roku czy też pomnik „Od Narodu Litewskiego za Wspólne Zwycięstwo”.

Od 2010 roku miejsce to jest uznane jako pomnik historii.

Kliknij miniaturkę aby powiększyć zdjęcie

Po ogrzaniu się ciepłą herbatą w przymuzealnej kawiarence podjechaliśmy jeszcze do pobliskiego Dąbrówna. Położona nad jeziorem wieś ma swój klimat. Kiedyś to było miasteczko, ale po 1945 roku, gdy zostało w 80% zniszczone na skutek działań wojennych, utraciło prawa miejskie. W miejscowości znajduje się kilka ciekawych zabytków: ruiny zamku XIII z początków XIV w., kościół parafialny (XIV w.), neogotycki kościół katolicki pw. św. Jana Nepomucena i Niepokalanego Poczęcia Najświętszej Maryi Panny z drugiej połowy XIX wieku i kamieniczki z XIX w.

Nawet na chwilę zaświeciło nam słoneczko.

Kliknij miniaturkę aby powiększyć zdjęcie

Nasi przyjaciele ze Stawigudy doradzili nam jeszcze jedną miejscówkę - źródła rzeki Łyny. Niby niedaleko, ale nie było łatwo dojechać. Drogi jak kryształ błyszczały w słońcu. Podziwiając widoki, z samochodu jadącego z prędkością 30 km/godzinę dotarliśmy do parkingu niedaleko miejscowości Łyna.

Kliknij miniaturkę aby powiększyć zdjęcie

Ostrożnie przeszliśmy przez pokrytą lodem drogę i znaleźliśmy się na terenie Rezerwatu Przyrody Źródła Rzeki Łyny im. Prof. Romana Kobenzy. Szeroką ścieżką dotarliśmy najpierw do Łyńskiego Młyna. XIV wieczny młyn przechodził różne dzieje. Początkowo zaopatrywał okolicznych mieszkańców w mąkę i kaszę, później w XVII w. zamieniony został na folusz, w którym sukiennicy z Nidzicy spilśniali tkaniny. W czasie II Wojny Światowej znajdowało się tu więzienie. Obecnie, po odrestaurowaniu, Osada Łyńskiego Młyna jest własnością Uniwersytetu Warmińsko-Mazurskiego, który planuje tu utworzyć stację badawczą, muzeum oraz centrum dydaktyczne regionu.

Kliknij miniaturkę aby powiększyć zdjęcie

Powyżej młyna prowadzą oznaczone szlaki turystyczne. Weszliśmy na morenowe wzgórza. Ze szlaku roztaczały się widoki na malownicze rozlewiska, oczywiście wszystko w zimowej odsłonie. Od kamienia poświęconego profesorowi Romanowi Kobenza, ścieżką w dół dotarliśmy do kurhanu. Jest to mogiła, święte miejsce dawnych Prusów. Dzisiaj stoją tu tablice informacyjne i na szczycie kurhanu stolik i ławeczki. Nasz spacer zakończyły piękne widoki na rozlewiskach.

Kliknij miniaturkę aby powiększyć zdjęcie

Naszą przygodę ze Wzgórzami Dylewskimi zakończył spacer do Jeziora Francuskiego (nazwa urzędowa to Sauk, Sałk). Po krótkim przejściu malowniczym lasem dotarliśmy pod znaną już nam leśną wieżę obserwacyjną, ale tym razem skręciliśmy w prawo. Po paru krokach dotarliśmy do lapidarium (Lapidarium na Dylewskiej Górze). Oprócz zgromadzonych tu głazów zaciekawił nas równikowy zegar słoneczny, który powstał dla uczczenia 550 rocznicy urodzin Kopernika.

Poniżej stoi duża wiata turystyczna i miejsce na ognisko, które zachęcają do biwakowania. To tutaj zaczyna się ścieżka przyrodnicza do florystycznego rezerwatu przyrody „Jezioro Francuskie”.  

Kliknij miniaturkę aby powiększyć zdjęcie

Ciekawą ścieżką po nieco ponad jednym kilometrze wędrówki dotarliśmy do najwyżej położonego w Polsce północno-wschodniej jeziora (247,7 m n.p.m.). Nazwa rezerwatu i jeziora pochodzi od zdarzenia, gdzie to podczas kampanii napoleońskiej chłopi utopili w jeziorze kilku francuskich żołnierzy w zemście za krzywdę wyrządzoną miejscowej dziewczynie.

Kliknij miniaturkę aby powiększyć zdjęcie

Ponieważ nasz pobyt na Warmii miał miejsce w okresie święta Trzech Króli nie obyło się też bez kolęd. Dzięki zaproszeniu Przemka mieliśmy okazję posłuchać w kościele w Stawigudzie kolęd w wykonaniu Chóru Konsonans. Warto było! Dziękujemy za zaproszenie.

Kliknij miniaturkę aby powiększyć zdjęcie

Mazury to piękny region.

Dorota

We use cookies
Ta strona korzysta z plików cookies. Używamy plików cookies wyłącznie do analizowania ruchu na naszej stronie. Nie zamieszczamy reklam, nie wymagamy logowania, nie zbieramy żadnych innych danych osobowych. Korzystając z naszej strony internetowej, zgadzasz się, że możemy umieszczać tego rodzaju pliki cookie na Twoim urządzeniu.