Hymn o wolności
Wrócę jeszcze do tragedii na Broad Peak. W tygodniku Powszechnym przeczytałem (i załączam) wywiad a z Simone Moro. Kto zacz? Chyba wszyscy wiedzą. Chyba On mówi o tym co my powinniśmy. O dumie, o honorze, o…
Simone Moro o Broad Peaku: Polacy są niesamowici, ale scenariusz dramatu wciąż jest taki sam.
- Człowiek chce być tam, gdzie kierują go myśli. Na Księżycu, Marsie, w oceanach, pustyniach i górach. Wszędzie tam jesteś sam. Nikt nie może ci pomóc. To twoja decyzja i licz się z konsekwencjami. Himalaizm zimą to polska specjalność, jakaś niezwykła cecha. Ale w scenariuszu zimowego dramatu nic się nie zmieniło od lat - komentuje sytuację na Broad Peaku Simone Moro, jeden z najwybitniejszych himalaistów w historii.
Simone Moro to włoski himalaista, według wielu najlepszy aktywny obecnie wspinacz. Z 12 pierwszych zimowych wejść na ośmiotysięczniki dokonał trzech - na Sziszapangmę (w 2005 roku z Piotrem Morawskim), Makalu (w 2009 roku z Denisem Urubką) i Gaszerbrum II (w 2011 roku z Denisem Urubką i Corym Richardsem). W 2001 roku przerwał próbę zdobycia Lhotse. Był już na 8000 metrach, gdy postanowił odszukać i ratować brytyjskiego alpinistę Toma Mooresa. Udało mu się. UNESCO nagrodziło go za to nagrodą Fair Play, przyznawaną sportowcom.
Paweł Bravo: Czy Pan, jeden z niewielu ludzi mających pojęcie o tym, co może się dziać z człowiekiem i w człowieku na ośmiu tysiącach metrów zimą, próbował się zdobyć na ocenę tego, co się wydarzyło?
Simone Moro: Nie chciałem osądzać, co jest słuszne a co błędne. Trzeba zrozumieć, że wybór alpinisty, w przeciwieństwie do wyboru, jakiego dokonuje polityk czy ojciec rodziny- to hymn na cześć wolności. Decyzja o wspinaniu się na ośmiotysięczną górę odnosi się tylko do tego człowieka i tylko on zna cenę, którą za to przyjdzie zapłacić – jemu oraz najbliższym, czy to w górach, czy rodzinie oczekującej w domu. Człowiek nie jest wszechmocny i wszechwiedzący. Widzimy to także w tej tragicznej chwili. W obliczu natury człowiek nie może nic. Im bardziej ucieka od natury i zamyka się w domu, tym bardziej świat staje się nieznany i wrogi. Im bardziej poznaje żywioł natury, tym bardziej się doń dostosowuje. Z tej tragedii może wyniknąć silniejsza świadomość, że zaniechanie też ma swoją wartość. Widząc, że natura jest silna, trzeba postępować z jeszcze większą bojaźnią, dokonywać eksploracji jak bohater, nie jak Rambo. Przeżywanie przygody nie oznacza brawury. Łatwo osądzać, kiedy siedzimy sobie teraz w ciepłych domach. Dlatego nasz sposób myślenia odpowiada raczej racjonalnemu działaniu. Tymczasem wspinanie się na ośmiotysięczniki w zimie jest czysto irracjonalne, bo nie zmienia wcale świata, nie wpływa na rozwój gospodarczy, na dynamikę systemu politycznego, ale odmienia Zycie tego, kto tego dokonał. Osoby powracające po takiej przygodzie – bez względu na to czy zdobyły szczyt- czują się w pełni wolne i szczęśliwe. Wracają, jako szczęśliwi przyjaciele, szczęśliwi ojcowie, szczęśliwi Polacy.
Jak Pan sądzi, dlaczego Polacy mają za sobą, aż takie dokonania, nieproporcjonalne zupełnie do gór w ich kraju?
Powinniście być dumni - pokazaliście światu, ze jesteście najtęższymi alpinistami w dziejach, w najtrudniejszym hymnie na cześć wolności, jakim są zimowe wejścia. Powody są dwa: kiedy obywatele innych krajów dokonywali pierwszych w dziejach wejść na ośmiotysięczniki, Polaków tam nie było. Z prostego powodu - politycznego i ekonomicznego - nie mieliście swobody, by ruszyć z wyprawą, np. na K2, jak Włosi, na Everest jak Anglicy czy na Gaszerbrum I jak Amerykanie. Kiedy nadeszła swoboda, wymyśliliście nowy sposób eksploracji, i to wtedy, kiedy już się wydawało, że ośmiotysięczniki zostały zdobyte i koniec na tym. Była to operacja pełna intuicji i fantazji - muszę przyznać, że genialnej. A więc to pierwsza przyczyna: zazwyczaj, gdy ktoś wymyśla nową grę, ma na ogół dobrze przyswojone jej reguły.
Poza tym ludzie ze Wschodu - nie tylko Polacy - są przyzwyczajeni do trudów życia, w tym do zimna. Zwłaszcza pokolenie, które dokonało najwięcej w latach 80 - Kukuczka, Wielicki, Cichy, czyli ludzie urodzeni w latach 50, albo jak Zawada, jeszcze wcześniej - nacierpiało się także fizycznie, znosiło głód i zimno. Kiedy ci ludzie byli w stanie świadomie wybrać, że chcą znów cierpieć z zimna, wykazali się odpornością, której już dawno nie mieli alpiniści bardziej wygodniccy, rozpuszczeni, nowocześni, mający łatwiejsze życie.
Sądzę, że dokonałem tego, co, co wcześniej Kukuczka czy Wielicki, a więc trzech pierwszych wejść zimowych na ośmiotysięczniki, bo nigdy nie przestałem odczuwać głodu. Nigdy nie przestałem chcieć cierpieć. Nawet wtedy, gdy mogłem się bez tego obejść. Pozwoliłem by niosła mnie siła i odporność fizyczna, a nie tylko moc płynąca z technologii. Bo technologia osłabia człowieka, ogranicza jego możliwości. Jesteśmy coraz sprawniejsi przy komputerach, ale coraz mniej zdolni do używania rąk i nóg.
Moim zdaniem sens operacji, jaką przeprowadza teraz Artur Hajzer, kontynuując program Polskiego Himalaizmu Zimowego, polega na przekazaniu nowym pokoleniom alpinistów tych zdolności, z których znani byli dotąd Polacy. Chodzi o to, żeby młodsi nie popadli w błąd dążenia tylko do technicznej doskonałości, by nie utracili fizycznej siły i głodu eksploracji. Chodzi o alpinizm, który nie jest uprawiany wyłącznie, jako sport, ale alpinizm, jako przygoda, poszukiwanie.
Czyli trzeba kontynuować program zimowych wejść?
Oczywiście. Trzeba dalej wierzyć, że pewne marzenia mogą się spełnić. Jeśli się bliżej przyjrzymy, zobaczymy ten sam mechanizm, który porusza lekarza, wierzącego, że któregoś dnia znajdzie sposób na skuteczne leczenie raka. Dziś wiele z obecnie prowadzących badań zalicza po drodze klęski albo pociąga za sobą spore ryzyko. Tylko ten, kto uporczywie wierzy, że eksplorując, nadaje sens życiu, które może wydawać się z pozoru bezużyteczne, jest metaforą, płynie zeń ogromna nauka.
Myśląc o tej tragedii, nie trzeba dopatrywać się tylko wymiaru bezużyteczności. Zresztą pod względem ekonomicznym to nic nie kosztuje-gdyby ci dwaj, zamiast zginąć na ośmiu tysiącach metrów, popili w barze i, wracając samochodem, rozbili się o drzewo, byliby oczach wszystkich pechowymi nieszczęśnikami. Dlaczego więc ludzie, którzy nie narazili nikogo innego na śmierć ani straty - w przeciwieństwie do takich, co powodują wypadek drogowy - mają być na cenzurowanym? To błąd, którego nie możecie popełniać. Nie wolno zabraniać człowiekowi, by żył. I nie wolno nie dopuszczać, by brał na siebie ryzyko, jeśli to ryzyko dotyka tylko jego. Nie można postawić tamy wolności.
Nie sądzę, żeby którykolwiek z tych, co przeżyli przestał się wspinać. Alpinizm to nie przygodna przyjemność, ale życiowa konieczność. Kazać przestać uprawiać alpinizm-zwłaszcza Polakom-to tak, jakby świadomie ich zabić. Mówię to, jako Włoch; w trzecim tysiącleciu niewielu jest takich, którzy potrafią udowodnić, że eksploracja dalej jest możliwa. Jeśli zniweczycie ten sposób poznawania gór, to tak jakbyście podeptali waszą flagę.
Rozmawiał: Paweł Bravo, Tygodnik Powszechny11/17marca2013
W następnym numerze TP rozmowa Ludwika Wilczyńskiego, też himalaista; współautor nowych dróg w stylu alpejskim w Himalajach, Andach i w Pamirze z synem Przemysławem. Tylko fragment ale …
Wesołych Świąt! Mimo wszystko!
AZH