Cuda?
Nie Szanowni, nie będzie o wyborach, bo już rzygać się chce (sorry). To takie nasze. To takie Polskie. Świadomie piszę z dużej litery. Naprawdę naszą specjalnością stało się dzielenie tylko a nie łączenie? Polityka to tylko wojna? Może aż… Chociaż widać, że nowe (dla niektórych z zupełnie niespodziewanej strony) przyszło. W Słupsku wygrał poseł Biedroń. Dla wielu totalnym zaskoczeniem (oprócz wyborców) była jego odpowiedź na pytania fachowców, czyli dziennikarzy, czym będzie się zajmował - zdejmował krzyże, portrety itp. „O co mnie państwo pytacie?! Przecież nie o tym z ludźmi, mieszkańcami rozmawiam. Oni mają zupełnie inne problemy, które trzeba rozwiązywać”. Hadko słuchać, brateńku chciałoby się za panem Podbipiętą rzec na owe pytania. W sejmie pyskówka nad minutą ciszy dla Stanisława Mikulskiego. Może, co niektórzy nasi wybrańcy pomyślą i zastanowią się, że ich nazwiska dawno zapomniane będą (z przyjemnością pewnie przez wielu) a Kloss będzie wracał na ekrany.
Co do cudów. Wszyscy, (których słyszałem) zgodnie określają w ten sposób powrót do życia dwuletniego Adasia. Chyba wszyscy znają historię chyba najbardziej na świecie wychłodzonego chłopca (12, 7 st.C), który powrócił do życia. I właściwie cóż się dziwić wszak rzecz cała zdarzyła się w Krakowskiem. A tam już wiele lat wstecz nie licząc wcześniejszych powstał inny cud. „Cud mniemany, czyli Krakowiacy i Górale”. Dziwić się, więc nie ma, czemu. Ale poważnie, fantastyczna sprawa. Neurochirurg pytany czy to był cud - odpowiedział, że jak najbardziej. Ale dodał, że im, znaczy się lekarzom zdarzają się takie cuda często i nikt o tym nie mówi. Stwierdził, że ważnym jest w takich przypadkach profesjonalizm. Nieodparcie nasuwa to myśl, że nie tylko w tak ekstremalnych. Na co dzień również. I …aż się prosi.
W telewizji pokazali a w Wyborczej przeczytałem o artyście, który „Góry podnosi” – tekstu Bartłomieja Kurasia. Bardzo mi się ta idea spodobała. Może jest szansa pomóc. Wszak w tych okolicach bywamy. A wiadomo – ziarnko do ziarnka a zbierze się miarka. W tym przypadku – kamień do kamienia, a metr się uzbiera. Chodzi o Adama Rzepeckiego, którego ideą jest podniesienie Rysów (2499 m) o jeden metr i będziemy mieć polski dwuipółtysięcznik. „Rzepecki nie ukrywa, że swoimi pomysłami chce wywołać refleksję nad polską megalomanią. Tak też jest z akcją wnoszenia kamieni na Rysy. Jedni nazywają to prowokacją, inni dyskusją. Turyści spotykający artystę na szlaku patrzą na Syzyfa z przychylnością”.-( z tekstu). A mnie się to – powtórzę – autentycznie podoba. Szczególnie w kontekście sporów o kolejne pomniki. Gdzie mają stanąć? Za czyje pieniądze? Kto będzie je czyścił, gdy jak „portret najjaśniejszego pana muchy obsrają” ( to oczywiście ze Szwejka) a tutaj rzecz jasna ptaki. Portret znaczy się. A przecież nie uchodzi.
Na marginesie – znowu z cytowanego tekstu – „Na krótko przed II wojną światową najwyższą polską górą był Lodowy Szczyt (2627 m). W 1939 r. słowacka armia przesunęła granicę na północ. Po 1945 nasza góra numer jeden to Rysy (2499m)”.
AZH