Może bliżej…
Jedziemy (tradycyjnie zimą) w góry. Tzn. dla mnie niekoniecznie tradycyjnie. Równo rok temu zamiast w góry pojechałem (niekoniecznie z własnej woli) na kardiochirurgię. „ Nie ma co wkładać panu pół kilograma żelaza do serca”; chodziło o stenty. „Proponuję by passy”- panie doktorze jak trzeba to trzeba - przecież Pan wie lepiej, ale jest druga opcja? „Oczywiście, pan się nie zgodzi i… pójdzie do domu. Tylko, nie wiadomo czy pan dojdzie”!!!!!!!!! Generalnie lekarzom wierzę, chociaż mój Tata żartował, że „z lekarzami najlepiej i najzdrowiej iść na wódkę”.
Zawieźli, uśpili, pokroili, żyły z nóg do serca i hulaj bracie. Obłędne uczucie; idziesz po schodach, na górę i po pokonaniu czterech schodów czujesz w głowie tzw. puls (czyli łomotanie tętnic) jakby ci ktoś młotem pneumatycznym takt wybijał. Po czterech schodach… Ale dzięki Bogu skończyło się dobrze. Jedziemy w Zachodnie Tatry (teksty Jurka obok).
Chodzę! Nie boli! Trochę nogi to oczywiste, przecież minęło parę miesięcy bez. Ale z klatą wygląda, że OK. Towarzystwo wie, w której kieszeni mam nitroglicerynę - nie, nie, zaraz żeby się wysadzić. Leczniczo. Ale potrzeby nie było. Zresztą czuję się bosko. Jak pod opieką Anioła Stróża, takiego ziemskiego oczywiście. Chociaż nie był w blond postaci z dużymi niebieskimi… skrzydłami. Jiri niby narzeka na kondycję ale trzyma mnie na radarze wzroku. Pozostali też czujni! Aż mi momentami głupio. I pięknie zresztą też…
Człapanie wolnym krokiem. Widoki. SŁOŃCE. Pół dnia tylko ale wali jak w czerwcu. Nie widzieliśmy go w takiej masie od kilku miesięcy. A tutaj taka nagroda. Nie ma zasięgu, komórki milczą. My także. Może w góry jeździ się właśnie po to, żeby pomilczeć na trasie. To tak jak z kimś najbliższym. Podobnie jak spotkanie z parą poznaniaków, MiM. Już po chwili nadajemy na tych samych częstotliwościach, wieczorem także. To kolejny dziw natury – a telefony nie łapią częstotliwości. Ludzie potrafią więcej. Tylko te odległości.
Może jak mówi Artur „na pewnych wysokościach nie już normalnych/nienormalnych (niepotrzebne skreślić) nie ma.
Może po prostu jest się bliżej Absolutu i dlatego…
Jak mówił ks. Tischner - „Z dusom, jak z babom; jak mos babę, a nie wiys,że jom mos,to baby ni mos podwójnie. Po pirse, ni mos bo nie wiys, że mos, po drugie, ni mos, bo inksi jom majom za ciebie”.
(Ekipa z Wiejskiej w góry? – Chyba gór szkoda …).
AZH